Mimo ambitnej walki do końca ŁKS oficjalnie przypieczętował swój spadek z ekstraklasy. Fot. Artur Kraszewski/Press Focus

Pożegnanie z elitą

ŁKS dogonił Cracovię na liście klubów, które najczęściej spadały z ekstraklasy i też po raz ósmy został zdegradowany.

Łez rozpaczy na trybunach nie było. Kibice ŁKS-u przywykli już do spadków swojej drużyny, a na ten ósmy byli od kilku tygodni przygotowani. Gospodarze starali się żegnać z ligą z honorem, ale walczącemu o medal Śląskowi nie byli w stanie dorównać.


Po prostu słaby zespół

Walczącemu? Przez większą część meczu oglądać można było walking football – ślamazarną grę wrocławian bez dynamiki, której nie usprawiedliwiała upalna pogoda. Nawet Erik Exposito potykał się o źdźbła trawy... ŁKS miał w pierwszej połowie przewagę w posiadaniu piłki 72:28, której jednak nie wykorzystał, bo to po prostu... słaby zespół. Rozsądna gra Daniego Ramireza, przebłyski Kaya Tejana oraz pozytywne szaleństwo 19-letniego Antoniego Młynarczyka to za mało. W tej fazie meczu bliżej gola, a nawet już za linią bramkową, był Śląsk po kontrze Exposito i Leivy w 39 minucie, ale VAR wykrył faul Bejgera na Dankowskim na samym początku tej akcji, jeszcze przy linii pola karnego ŁKS-u.


Skuteczny Ramirez

„Ułaskawiony” w ten sposób zespół z Łodzi drugą połowę rozpoczął jeszcze bardziej energicznie i doczekał się prowadzenia po kolejnej „jedenastce” (7. na 7 prób w tym sezonie) Ramireza, znów przy pomocy VAR-u, który zatwierdził zagranie ręką Simeona Petrowa. Śląsk przegrywał więc nie tyle z ŁKS-em, co z VAR-em i to dopiero obudziło zespół z Wrocławia. Wówczas obrona łodzian zaczęła zachowywać się tak, jakby postanowiła nie przeszkadzać gościom, a ci skwapliwie to wykorzystali.


Dodali pieprzu

Nagle gole zaczął strzelać Jehor Macenko, który trafił przed tygodniem w meczu z Ruchem, a w tym przypadku przytomnie strzelił głową po dośrodkowaniu Petra Schwarza w rzutu rożnego. Wyższość Śląska stała się tak wyraźna, że druga bramka nie musiała długo wisieć na włosku: pięć minut później sprytem wykazali się dwaj rezerwowi Piotr Samiec-Talar i Jakub Jezierski. Końcówka dodała zresztą trochę pieprzu do tej mdłej mamałygi, bo ŁKS ostatkiem sił też się jeszcze zerwał do walki i w ostatnich sekundach interwencja bramkarza Rafała Leszczyńskiego po strzale Kamila Dankowskiego z odległości trzech metrów uratowała Śląskowi drugie miejsce po 31 kolejkach i szansę nawet i na mistrzowski tytuł. Może drużyny silniejsze niż ŁKS zmobilizują wrocławian do lepszej gry?

Wojciech Filipiak