John Parry odniósł zwycięstwo po prawie 14-letniej przerwie. Fot. PAP


Powroty starych mistrzów

Tydzień temu, po prawie 11 latach od ostatniego zwycięstwa na DP World Tour, triumfował Włoch, Matteo Manassero. Teraz przypomniał sobie 37-letni Anglik, John Parry.


John nie ma może aż tak bogatej listy sukcesów jak Matteo, o którym pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, jednak on na swoje ponowne duże zwycięstwo czekał niemal 14 lat. Mimo, że wygrał w niższej lidze niż Matteo, emocjonalnie ten triumf znaczy dla niego bardzo wiele i bardzo przybliża go do gry na DP World Tour.


Wzloty i upadki

John Parry w dramatycznych okolicznościach zapewnił sobie powrót do grona zwycięzców, wykręcając ostatniego dnia rewelacyjną rundę 7 poniżej par i triumfując na Challenge Tour w Delhi Challenge. Rundy 66-69-68-65 pozwoliły mu wyprzedzić jednym uderzeniem rodaków, Jacka Seniora i Chrisa Paisleya oraz Joshuę Grenvillę-Wooda ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Po raz ostatni wygrywał 26 września 2010 roku, podczas Vivendi Cup, na DP World Tour, pokonując dwoma uderzeniami Szweda, Johana Edforsa. Teraz John Parr był wręcz wniebowzięty po tylu latach od tamtego sukcesu: „To fantastyczne. Minęło dużo czasu, odkąd wygrałem zawody Challenge Tour lub DP World Tour, więc jestem naprawdę szczęśliwy. Miałem kilka prawdziwych wzlotów i upadków. Jest to trudne. Kiedy masz słabe momenty, naprawdę jest trudno, ale ja po prostu uwielbiam grać w golfa. Świadomość, że nadal mogę to robić, naprawdę mnie cieszy. Włożyłem w to ciężką pracę, ale chodzi o to, żeby tu przyjechać i to zrobić. Wiedziałem, że moja gra jest tam gdzie ma być, trzeba było tylko wszystko poskładać w całość i trafiać do dołka we właściwym momencie”.


Na dobrej drodze

Parry rozpoczął dzień w Classic Golf & Country Club z trzema uderzeniami straty do prowadzenia, a po zdobyciu birdie na pierwszym dołku, odnotował jeszcze dwa kolejne na ósemce i dziewiątce, dzięki czemu na półmetku rundy mógł wkroczyć do walki o najwyższe pozycje. Pięć parów i fantastyczna seria czterech birdie, na dołkach 13, 14, 15 i 16 nie dały szansy konkurentom. Po tym zwycięstwie wspiął się o 42. pozycje na sam szczyt rankingu Challenge Tour - Road to Mallorca. Jego celem, jak zresztą niemal każdego gracza niższej ligi, jest oczywiście gra, a w jego przypadku powrót, na DP World Tour. „Zwycięstwo na początku sezonu ściąga odrobinę presji. Czuję, że to stawia mnie od razu w dobrej sytuacji. Najbardziej satysfakcjonujące jest to, że trening, który wdrożyłem zimą i który wydawał mi się skuteczny, faktycznie zadziałał. Na resztę roku czuję się w komfortowej sytuacji.” Francuzi Martin Couvra i Oihan Guillamoundeguy podzielili się piątą pozycją, a Alexander Levy i Walijczyk Oliver Farr zajęli siódme miejsce. Parry ma na koncie 5 zawodowych trofeów. Oprócz Vivendi Cup i Delhi Challenge wygrywał jeszcze w inauguracyjnym turnieju sezonu Challenge Tour w 2009 roku, w Allianz Golf Open Grand Toulouse, oraz dwukrotnie w satelitarnym PGA EuroPro Tour, w 2008 i 2021. Teraz zmierza ponownie na DP World Tour. Przed nim jeszcze długa droga. Aby tam awansować musi na koniec sezonu plasować się w pierwszej dwudziestce rankingu.


Gradi pod kreską

W Classic Golf & Country Club wojował również Polak – Mateusz Gradecki. Niestety, tym razem nie udało mu się zdobyć punktów rankingowych. „Gradi” rozpoczął od wyważonej rundy -1, trafiając cztery birdie, zajmując po pierwszym dniu 71. Pozycję, z sześcioma uderzeniami straty do liderów. W piątek zanotował taki sam rezultat, tym razem z trzema birdie. 80. miejsce nie dało mu awansu do dalszej rywalizacji. W środę poprosiliśmy go, o krótką relację z Indii: „Pierwszy turniej graliśmy na dość łatwym polu, o czym świadczy cut na poziomie -4. Moja gra jeszcze nie była taka, jakbym chciał. Teraz przenieśliśmy się już do Kalkuty. Zagramy tam na dużo lepszym polu, w najstarszym na świecie klubie golfowym, poza Wielką Brytanią. Projekt jest trochę oldschoolowy, pomiędzy drzewami. To będzie mega test, z dużo wyższym roughem, na znacznie ciekawszym polu. Tak samo jak tydzień temu mieszkamy w jednym hotelu i jeździmy busem na pole. Miasto jest dużo ciekawsze, małe uliczki i dużo się dzieje. Ludzie biorą prysznic z takich kraników przy ulicy. Wszędzie jest dużo psów, krów, niesamowite miejsce”.

Royal Calcutta Golf Club debiutuje w tym roku jako gospodarz turnieju Challenge Tour. Założony w 1829 roku, tytuł królewski otrzymał 81 lat po jego powstaniu, po wizycie króla Jerzego V i królowej Marii w 1911 roku. Pamiątki z czasów jego założenia są nadal przechowywane w budynku klubowym. Oryginalne pole położone było początkowo w miejscu, gdzie obecnie znajduje się lotnisko. Royal Calcutta GC przeprowadzał się kilka razy, zanim pod koniec XIX wieku znalazł swoją obecną siedzibę na południowych przedmieściach miasta. Turniej rozpocznie się w czwartek. Mateuszowi towarzyszyć będą przez dwa pierwsze dni: Anglik John Gough i reprezentant gospodarzy, Varun Parikh. Parry oczywiście idzie za ciosem i również tam zagra. Pod koniec sierpnia Challenge Tour po wielu latach ponownie zawita do Polski, po raz pierwszy do Rosa Golf Club pod Częstochową.

Kasia Nieciak


Mateusz Gradecki w Delhi punktów nie zdobył. Fot. Archiwum Mateusza Gradeckiego