Powrót Wikinga
Viktor Hovland wrócił do wygrywania. Po nieznośnie długim spadku formy wreszcie zwyciężył ponownie.
Viktor Hovland i trofeum z groźnym mokasynem miedziogłowym. Fot. Facebook PGA TOUR
Los tak chciał
Harald, tata Viktora, zaczął grać w golfa, kiedy przez rok pracował jako inżynier w St. Louis. Wracając do Norwegii, kupił juniorski zestaw dla syna i zaczął uczyć gry swoją 11-letnią pociechę. Przyszła gwiazda Pucharu Rydera spędzała mnóstwo czasu w halowej strzelnicy. Wkrótce stery trenerskie przejął Australijczyk James McGowan, pracujący w norweskim Drobak Golf Club od ponad 20 lat. W tym czasie pod skrzydłami Jamesa był jeszcze pierwszy Norweg na PGA TOUR, Henrik Bjornstad, który przechodził na zawodowstwo akurat w roku narodzin Viktora. Według trenera nawet Henrik nie ćwiczył tak ciężko jak Viktor. Latem, kiedy ciemno robiło się dopiero przed godziną 23, Viktor wykorzystywał każdą dostępną minutę, a przyjeżdżający po syna rodzice zwykle musieli długo czekać na niego na parkingu. Z kolei zimą, kiedy słońca było jak na lekarstwo, dni wypełnione były przekopywaniem internetu, treningami w Fornebu Indoor Golf Center i zasypywaniem trenera niekończącymi się pytaniami. Ponieważ James nie posiadał wtedy TrackMana, a Viktor miał do niego dostęp w szkole, zawsze sprawdzał na nim, czy to, nad czym wspólnie pracują, przynosi efekty. Oprócz pracy z McGowanem ambitny Norweg eksplorował z pasją otchłanie internetu, obserwując tam rzesze trenerów na wszystkich możliwych platformach. Czuł się tam jak ryba w wodzie, uczył szybko, doskonale wybierając, co dla niego jest dobre, a co niekoniecznie. Naprawdę świetnie rozumiał niuanse zamachu golfowego. Postępy były piorunujące.
Złowiony
W 2013 roku Alan Bratton, trener i łowca talentów Kowbojów z Oklahoma State University, wybrał się na łowy na European Boys Team Championship, do Szkocji. Jego głównym celem był wysoki na 190 centymetrów i otoczony aurą przyszłej gwiazdy golfa, Kristoffer Ventura. Bratton, mistrz w swoim fachu, nie mógł jednak oderwać wzroku od jego o dwa lata młodszego kolegi z drużyny, niższego o ponad 20 centymetrów, odrobinę pulchnego 16-latka, w wyciągniętej ze spodni polówce i wielkimi okularami przeciwsłonecznymi. Viktor, który uczył się w tej samej szkole w Oslo, co Ventura, miał inny, ale bardzo powtarzalny zamach. Był wówczas może piątym graczem w drużynie, jednak doświadczony trener, odkrywający wcześniej chociażby talent Rickiego Fowlera, natychmiast dostrzegł w nim potężny potencjał. Już wkrótce zatem drużynę OSU zasilili dwaj Norwegowie, najpierw Ventura, a później Hovland.
Metalowiec
Fan taekwondo, piłki nożnej i ciężkich metalowych brzmień, był wybitnym amatorem. W 2018 roku jako pierwszy Norweg zwyciężył w US Amateur, na Pebble Beach, miażdżąc w finale Devona Blinga 6&5. W sześciu meczach rozegrał tylko 104 dołki, wyrównując rekord z 1979 roku. Rok później był najlepszym amatorem zarówno w Masters, jak i US Open! W trakcie trzech lat gry na uniwersytecie dwukrotnie wybierano go do drużyn All-American i All-Big 12. Razem z Venturą i Mathew Wolffem wygrywał w drużynowym NCAA Division I Championship. W 2018 roku indywidualnie triumfował w East Lake Cup, w znanym z rozgrywania tam corocznie Tour Championship – East Lake Golf Club.
Jego 280 uderzeń podczas US Open w 2018 roku było najniższym wynikiem amatora w historii tego turnieju, bijąc rekord należący od 1960 roku do samego Jacka Nicklausa. W kolejnym US Open chętnie grałby już jako zawodowiec, jednak było to niemożliwe z powodu reguły stanowiącej, że jeśli ktoś awansował do turnieju jako amator, to chcąc tam zagrać, wciąż musi być amatorem. Viktor stanął na wysokości zadania, kończąc karierę amatorską na legendarnym Pebble Beach, na niesamowitej 12. pozycji! Zasady wkrótce zmodyfikowano i teraz, dzięki tzw. regule Hovlanda, wszyscy ci niesamowicie zdolni amatorzy nie muszą już zwlekać z przechodzeniem w szeregi profesjonalistów.
Worek z nagrodami
Przeszedł na zawodowstwo wkrótce po US Open jako najlepszy amator świata. Tak jak Collin Morikawa z University of California i kolega z OSU, Matthew Wolff, również Viktor wdarł się na PGA Tour dzięki zaproszeniom sponsorów. Nie grał jednak dość dobrze, żeby dzięki zarobionym pieniądzom awansować do ligi. Wystąpił za to w Albertsons Boise Open, przedostatnim turnieju sezonu Korn Ferry Tour. Zajął tam drugie miejsce, co przełożyło się na szóstą pozycję w rankingu Korn Ferry Tour Finals 25 i przyspieszony awans na PGA Tour.
Mimo świetnego początku dość długo, przynajmniej jak na swoje standardy, nie mógł doczekać się pierwszej wygranej. Wolff triumfował w czwartym starcie, Morikawa w szóstym, a Viktor musiał zaczekać nieco dłużej. Ten pierwszy raz miał miejsce podczas alternatywnego dla WGC – Mexico Championship – Puerto Rico Open, w lutym 2020 roku, w… 25. występie w lidze, oczywiście zostając pierwszym Norwegiem z trofeum PGA Tour. Drugie zwycięstwo pojawiło się bardzo szybko, w grudniowym Mayakoba Golf Classic. Przełamał tym samym „klątwę Puerto Rico”, zgodnie z którą pierwsza wygrana na tej wyspie, była jednocześnie ostatnią na PGA Tour. Tymczasem on został pierwszym graczem w historii, który tę klątwę przełamał oraz dopiero piątym Europejczykiem, który przed 24. rokiem życia wygrał więcej niż raz na PGA Tour.
Od tamtej pory triumfował jeszcze pięciokrotnie na PGA Tour, dwukrotnie na DP World Tour, zdobył finansowo najcenniejsze trofeum w golfie, czyli FedEx Cup i dwa razy był filarem europejskiej drużyny Ryder Cup, w Whistling Straits i Rzymie. Kilka dni temu po kilkunastu miesiącach zmagań z formą, zmianach trenerów, znów poczynał sobie jak na Vikinga przystało.
Wężowisko
Jego poprzednia wygrana była gigantyczna. Zwycięstwo w Tour Championship w East Lake z sierpnia 2023 roku zapewniło mu największą dostępną w golfie nagrodę finansową i awans na czwarte miejsce na świecie. Później nie było już tak różowo, a w tym roku grał po prostu fatalnie. W sześciu startach nie był ani razu w najlepszej „20”, nie przechodząc cuta w czterech z nich, w tym w trzech ostatnich z rzędu, w Genesis Invitational, Arnold Palmer Invitational i The Players Championship. Z hukiem spadł na 19. miejsce w rankingu światowym i naprawdę mało kto typował go na faworyta Valspar Championship na piekielnie trudnym polu Copperhead w Innisbrook Resort, znanym z ciągu wzbudzających postrach dołków 16-17-18, zwanych pieszczotliwie… wężowiskiem. W swoim marszu pokonał wielkiego rywala z rozgrywek Ryder Cup, Justina Thomasa, zdobywając tytuł jednym uderzeniem. Norweg uzyskał imponujący wynik 67 w niedzielę, co dało mu rezultat -11 w całym tygodniu. Zniweczył tym samym marzenia Thomasa, który podobnie jak on starał się powrócić po długim czasie na listę zwycięzców, od czasu triumfu w PGA Championship w maju 2022 roku. Co ciekawe, „Hovi” przyznał, że mimo zdobycia tytułu, wciąż ma problemy ze swoim zamachem golfowym. „Tak, nadal nie jest świetnie” – powiedział po turnieju w swoim stylu, śmiejąc się niemal całym sobą. „Wciąż uderzam te same uderzenia, co przez cały rok. Ale po prostu byłem w stanie ekstremalnie dobrze wstrzelić się w odpowiedni czas w tym tygodniu. Miałem wrażenie, że każde dobre uderzenie, które wykonałem, po prostu dobrze wybroniłem”.
Siódme trofeum na PGA Tour jest niezwykle ważne dla Hovlanda i europejskich kibiców golfa. Dzięki niemu awansował na ósme miejsce na świecie i 26. w rankingu ligi, ze 137. Teleportował się też o imponujące 86 pozycji na 19. miejsce w rankingu drużyny europejskiej. Wreszcie pojawiła się więc jakaś perspektywa jego trzeciego występu w Pucharze Rydera, tym razem na nowojorskim polu Bethpage Black.
Kasia Nieciak
Viktor Hovland był filarem drużyny europejskiej na polu Marco Simone. Fot. Kasia Nieciak
Justin Thomas, rywal Hovlanda, podczas sesji treningowej przed rzymskim Pucharem Rydera. Fot. Kasia Nieciak