Sport

Powrót Kenta

Kent Washington znowu w Sosnowcu. Pierwszy Amerykanin w polskiej ekstraklasie wrócił do stolicy Zagłębia po ponad 40 latach!

Kent Washington w towarzystwie trenera Tomasza Służałka (z prawej) oraz prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego (z koszulką). fot. Michał Micor

Washington w polskim świecie koszykówki ma status legendy. Był pierwszym czarnoskórym koszykarzem w naszej lidze. Kibice go uwielbiali, a na każdy mecz przed halami ustawiały się ogromne kolejki. W 1979 roku zdobył tytuł najlepszego koszykarza polskiej ligi przyznawany przez naszą redakcję. Reżyser Stanisław Bareja zaprosił go do udziału „Misiu”, który stał kultowym filmem.

Najpierw przez trzy lata grał w Lublinie (1978-81), potem na dwa sezonyprzeniósł się do Sosnowca. Pomógł Zagłębiu zdobyć Puchar Polski. W planach był jeszcze tytuł mistrzowski. – Marzenia o złotych medalach przerwał nam stan wojenny. Byliśmy zdecydowanymi liderami w tamtym sezonie, ale po jego wprowadzeniu wszystko się rozsypało. Kilku zawodników wcielono do wojska i trafili do Śląska Wrocław, który był przecież naszym rywalem. Po wznowieniu rozgrywek byliśmy już inną drużyną. Zajęliśmy wtedy czwarte miejsce – opowiadał Tomasz Służałek, trener i twórca basketu w Sosnowcu. To właśnie on był pomysłodawcą zaproszenia Washingtona do zagłębiowskiego miasta. – Kent bardzo przyczynił się do rozwoju koszykówki nie tylko w Sosnowcu, ale w całym kraju. On zmienił spojrzenie na polski basket. Dysponował wspaniałą techniką, rewelacyjnie operował piłką, świetnie kierował zespołem – wspomina Służałek.

– Przyjazd do Polski był najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się w życiu – tak Washington rozpoczął wczoraj swoją opowieść. – Przyjechałem tu po prostu grać w koszykówkę. Ludziom się to podobało. Miałem wspaniałych trenerów i ludzi wokół, którzy świetnie się mną opiekowali. Najbardziej zapamiętałem kolegów z drużyny. Oni zaakceptowali mnie jak brata. Owszem, miałem amerykański paszport, ale przez większość czasu tutaj czułem się Polakiem – podkreślał.

Z zawodnikiem spotkał się prezydent Sosnowca. Arkadiusz Chęciński wspominał, że jako 10-latek wraz z tatą chodził na mecze z udziałem zawodnika. We wtorek wręczył mu pamiątkowe zdjęcie oraz torbę z miejskimi gadżetami. Washington zrewanżował się koszulką i autobiografią.

Książka „Kentomania. Czarnoskóry wirtuoz koszykówki w komunistycznej Polsce” niedawno ukazała się w Polsce. Wydała ją związana ze Startem Lublin Fundacja Czerwono-Czarni.

Washington w autobiografii pokazuje się jako bardzo spostrzegawczy obserwator ówczesnej epoki.

„Jadąc przez Warszawę, stolicę Polski, szybko zdałem sobie sprawę, że jestem w zupełnie innym świecie. Sklepy i budynki nie były kolorowe, można nawet powiedzieć, że były po prostu szare i ponure. Fronty kamienic mieszczących sklepy nie wyróżniały się niczym od pozostałych. W ich oknach nie było żadnych dekoracji mających przyciągnąć uwagę potencjalnego klienta. Na niektórych wystawach asortyment ustawiono jakby przypadkowo, bez żadnej aranżacji. Widziałem jakieś ubrania, telewizory, radia, ale niektóre witryny były po prostu puste.”

Ale koszykarz dostrzega też atuty, jest wręcz zaszokowany, że Polska ma tak wiele piękna: „Jednak gdy wjechaliśmy do centrum miasta, zauważyłem, że niektóre z budynków mają przepiękną architekturę. Olbrzymie kolumny podtrzymujące elementy monumentalnych budowli wskazywały na to, że mogą być siedzibą urzędów lub władz rządowych. Mijaliśmy przepiękny, imponujący kościół, który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie, bo nigdy wcześniej takiego nie widziałem. (...) Zdziwiłem się, że niektóre z ulic wybrukowane były kamieniami, ponieważ kocie łby zawsze kojarzyłem z dawnymi czasami i w związku z tym uważałem to za dość tanie i pospolite. Ale gdy zobaczyłem, że całe ulice miasta wyłożone są brukiem zmieniłem zdanie – tutaj były wspaniałym dopełnieniem historycznej architektury. Czerwonawy kolor bruku w połączeniu z granitem i marmurem ścian budynków, delikatnie mówiąc, robił oszałamiające wrażenie.”

Amerykanin był pod wrażeniem nowych obiektów w Sosnowcu. Oprowadzono go po kompleksie Zagłębiowskiego Parku Sportowego.

Były koszykarz trzyma się znakomicie. Ma 68 lat, ale wygląda na znacznie mniej. – Prowadzę sportowy tryb życia. Biegam, jeżdżę na rowerze. No i jem to, co z rozsądkiem podaje mi moja żona Susanne – komentował z uśmiechem.

Zapytałem Kenta, jak podoba mu się obecny Sosnowiec. – Zbyt dużo jeszcze nie widziałem, ale niewątpliwie to zupełnie inne miasto. Nowoczesne – odpowiedział.

Pierwsze, co zrobił, to pojechał zobaczyć starą halę. W obiekcie przy ulicy Żeromskiego Washington spędził większość czasu podczas pobytu w Sosnowcu. Teraz spotkało go tu bardzo niemiłe zaskoczenie. – Weszliśmy do środka i kiedy Kent chciał zrobić kilka pamiątkowych fotografii, to przebywająca tam kobieta zaczęła nas wyganiać. Straszyła policją, mówiła, ze jest wojna w Ukrainie, że nie wolno robić zdjęć. I musieliśmy wyjść – kręci głową Wojciech Popiołek, tłumacz, który towarzyszy Kentowi podczas podróży. Władze miasta sprawę ponoć wyjaśniły i zapowiedziały, że zawodnik w każdej chwili może wrócić na Żeromskiego i na pewno będzie tam mile widziany.

W książce, którą Kent zabrał na wczorajsze spotkanie, jest mnóstwo wspomnień. Znajduje się tam osobny rozdział o tym, jak wyglądał stan wojenny w Sosnowcu oczami obcokrajowca.

To, co stało się 13 grudnia 1981 roku, mocno zmieniło życie koszykarza. „Procedura robienia zakupów była bardzo prosta. Zajmowałem miejsce w kolejce przed sklepem i cierpliwie czekałem nawet ponad godzinę. Gdy w końcu wchodziłem do środka, szybciutko rozglądałem się po półkach i wybierałem to, co było mi potrzebne i przy ladzie prosiłem na przykład o cukier. Ekspedientka podawała mi towar, odcinała kupon z kartki, a ja płaciłem. Zabierało to wszystko strasznie dużo czasu. (...) Grając w Zagłębiu, zarabiałem dużo pieniędzy, ale co z tego, skoro nic nie mogłem za nie kupić, bo sklepowe półki były puste. Na szczęście zdarzało się, że ktoś w klubie słyszał o kimś, kto ma dojście na przykład do kurczaków. Wtedy proponowałem albo że zapłacę pieniędzmi, albo biletami na mecz, albo że oddam mu swoje kartki na papierosy lub alkohol i ten w zamian załatwiał mi kurczaka”.

– Książkę napisałem, by ludzie wiedzieli, że Lublin i Sosnowiec przyjęły mnie znakomicie. Polska mnie wtedy zachwyciła – podkreślał. Do niedawna mieszkał w Szwecji. Teraz wraz z żoną przeprowadzili się do Holandii. Do Polski przylecieli prosto z Amsterdamu.

Już dziś zawodnik wyjeżdża do Lublina, który również ma dla niego wielkie sentymentalne znaczenie. Niebawem Kent zapewne ponownie wróci do Polski. Tomasz Służałek organizuje obchody 40 rocznicy zdobycia tytułu mistrzowskiego (sezon 1984/85) i Kent wraz z żoną mają zaproszenie.

Piotr Płatek

Przed spotkaniem doszło do tragicznego zdarzenia. W salce konferencyjnej Arena Sosnowiec zasłabł i mimo akcji reanimacyjnej zmarł Zbigniew Zawiła. To znany w Sosnowcu działacz społeczny i sportowy. Wieloletni pracownik sosnowieckiego Urzędu Skarbowego, przed laty członek komisji rewizyjnej hokejowego Zagłębia oraz Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Na miejsce wezwano pogotowie, ale niestety mężczyzny nie udało się uratować. Uczestnicy spotkania uczcili go minutą ciszy.