Powrót do normalności
Polonia Bytom wygrała 8. kolejny mecz u siebie i zmniejszyła dystans do 1. miejsca.
Dość niespodziewanie bramkarz-snajper Olimpii, Andrzej Witan (mąż naszej medalistki olimpijskiej, Igi Baumgart, który chyba na zawsze przeszedł do niechlubnej części historii GKS-u Katowice) przesiedział mecz na ławce, a czoło bytomskiej ofensywie stawiał Kacper Tułowiecki. Skoncentrowany musiał być od początku, gdyż Polonia zwykle rusza do mocnego pressingu i szukania szybkiego prowadzenia. Gospodarze zdominowali lewą flankę boiska i stamtąd szły mocne dogrania - już w 2 min Mikołaja Łabojki (grał w rękawiczkach, ale początkowolistopadowy wieczór był chłodny) do wahadłowego Grzegorza Szymusika, który głową dogrywał „skąd przyszła”, ale goście wybili sprzed bramki; w 11 min Olivier Wypart posłał do końcowej linii Tomasza Gajdę, który znów „odnalazł” Szymusika, a ten „główkował” w poprzeczkę, po czym bilard w polu bramkowym przerwał sędzia rzutem wolnym dla elblążan; w 22 min Wypart znów wykorzystał wielką aktywność Szymusika, tym razem jego „główkę” zatrzymał bramkarz. W 24 min ciągle z tej samej strony, tyle że z „rogu”, Daniel Ściślak zagrał piłkę na linię „piątki”, skąd Gajda głową zdobył prowadzenie. Jeśli w ofensywie gospodarzy wszystko dotąd było OK, to w defensywie trochę się zagotowało i Michał Kuczałek doszedł do dobrej pozycji, ale jego strzał został zablokowany, a za moment strzał Marcina Czernisa obronił Axel Holewiński. Niezrażeni jednak taką chwilą nieuwagi bytomianie znów poszli do przodu i Kamil Wojtyra został sfaulowany w polu karnym, ale „wapno” złapał mu Tułowiecki! Bytomski snajper długo tego nie rozpamiętywał i jeszcze przed przerwą stanął oko w oko z elbląskim golkiperem, przerzucił go podcinką, ale z linii wybił Dawid Wierzba.
Po zmianie stron norma - nacisk Polonii od pierwszego gwizdka, który w 56 min przyniósł efekt. Konrad Andrzejczak po linii „16” zagrał do Wojtyry, ten uderzył, Tułowiecki odbił, a Andrzejczak z powietrza wykończył tę akcję na 2:0. Goście długo dochodzili do siebie i dopiero w końcówce „przepytali” Holewińskiego, czym podrażnili gospodarzy, bo w doliczonym czasie Szymusik zagrał na dobieg do Filipa Żagla, ten przymierzył, Tułowiecki znów odbił, a Wojciech Szumilas z 12 metrów okazał się bezbłędny.
- Mieliśmy pomysł na ten mecz - powiedział trener gości, Karol Przybyła - i gdybyśmy wykorzystali doskonałe sytuacje, mogłoby to inaczej wyglądać. Gorzej weszliśmy w drugą połowę i dopiero w końcówce znów mieliśmy sytuacje. Wynik jest zasłużony, ale zbyt wysoki...
Opiekun Polonii, Łukasz Tomczyk, był bardziej zdecydowany: - Mecz pod naszą kontrolą, choć lekko szarpany. O wyniku przesądziło bardzo dobre nasze wejście w drugą połowę. Chciałbym podziękować kibicom za liczne przybycie, doping i życzenia po ostatnim gwizdku.