Tomasz Tułacz wie, że utrzymanie Puszczy w ekstraklasie jest realne. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Powody do optymizmu

Tomasz Tułacz w debiutanckim sezonie na najwyższym szczeblu udowadnia, że nie jest trenerem z przypadku.

 

Obecność Puszczy w najwyższej klasie rozgrywkowej nie musi być roczną anomalią, jak niektórzy określali awans kopciuszka z Niepołomic na ekstraklasowy „bal”. 54-letni trener, też „świeżak” w tym gronie, jesienią wyciągał wnioski i szukał nowych rozwiązań oraz zaskakiwał rywali tym, z czego zespół słynął już w I lidze. Na półmetku mamy pewność, że obecność tej drużyny nie przyniosła lidze ujmy, a przygoda - bez względu na to, jak się zakończy - nie jest grą niewartą świeczki. Jesień potwierdziła też, że niepołomiccy działacze nadal mają chłodne głowy i nawet nie myśleli o zmianie trenera, gdy zespół wpadł w dołek.

Po porażce Puszczy 1:4 w 2. kolejce (na wyjeździe z Jagiellonią) w programie internetowym „Liga Minus” eksperci typowali, z jaką liczbą punktów beniaminek zakończy rozgrywki. Dziennikarze i były reprezentant Wojciech Kowalczyk wskazali na dorobek w przedziale 18-23. Prezes Nipołomickiego Sportu SA, Marek Bartoszek, zapytał wtedy na platformie X, czy panowie chcą się założyć. Żaden z ekspertów nie podjął rękawicy, ale gdyby zakład został przyjęty, działacz powoli mógłby zacierać ręce. Po rozegraniu nieco ponad 50 procent spotkań drużyna z Niepołomic już ma 20 „oczek” i przy utrzymaniu podobnej średniej na wiosnę duże szanse na zachowanie ekstraklasowego bytu. Trener Tomasz Tułacz kilka razy podkreślał, że wiele osób na samym starcie nakreśliło dla Puszczy czarny scenariusz i przypisało jej miejsce w szeregu. Dodawał, że z pokorą robią swoje i walczą o spełnienie kolejnych marzeń. Jesień mogła być lepsza, ale i tak Puszcza ma powody do optymizmu.

Nie była beniaminkiem, który na fali entuzjazmu wszedł „z buta” do wyższej ligi i zanotował świetny start. Niepołomiczanie najbardziej cierpieli we wrześniu i październiku, gdy w ośmiu meczach zdobyli tylko trzy punkty i tracili prowadzenie w ostatnich minutach. W pierwszej rundzie nie brakowało problemów z kontuzjowanymi napastnikami, co było trudnym do rozwiązania problemem. Wielu piłkarzy walczyło też z chorobami i w połowie października, gdy doszły jeszcze wyjazdy na zgrupowania reprezentacji, Tułacz prowadził treningi dla 10, góra 12 zawodników. Niełatwym doświadczeniem był mecz w Kielcach, zakończony porażką 3:5, po którym szkoleniowiec nie gryzł się w język. - Osoby odpowiedzialnie za uniesienie ciężaru i popychanie drużyny nie wzniosły się na oczekiwany poziom. Tak nie możemy funkcjonować. Z taką grą mielibyśmy problemy nawet w I lidze albo i niżej. To spotkanie jest dla nas doświadczeniem. Teraz albo pójdziemy w stronę, w którą chcemy, albo będzie nam bardzo ciężko.

Na problemach kadrowych skorzystał wtedy młodziutki Igor Pieprzyca, syn prezesa Jarosława Pieprzycy. 27 października został najmłodszym debiutantem w historii najwyższej klasie rozgrywkowej, wchodząc na boisko w doliczonym czasie gry. Miał wtedy zaledwie 15 lat i 19 dni i pobił wyczyn Janusza Sroki. Ten były gracz Cracovii w 1964 roku był o 38 dni starszy. Pieprzyca przeszedł do historii i wypada mu życzyć, by osiągnął w seniorskiej piłce więcej niż symboliczny debiut z kilkoma minutami gry i żółtą kartką. Po spotkaniu w Kielcach nastolatek nie wrócił już do kadry meczowej pierwszego zespołu.

Puszcza ma teraz dwóch nowych graczy. To obrońca Ioan-Calin Revenco z Mołdawii i brazylijski pomocnik Thiago, który był jej piłkarzem w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu, wypożyczonym z Cracovii.

 

Michał Knura