Sport

Potrzebowaliśmy trzech punktów

Rozmowa z Arkadiuszem Jędrychem, kapitanem GKS-u Katowice

Arkadiusz Jędrych (z lewej) zdobył 38 goli dla GKS-u Katowice. Fot. Sebastian Sienkiewicz/PressFocus

Triumf z Arką Gdynia był pierwszym w sezonie. W dodatku wygraliście aż 4:1. Czuje pan ulgę?

- Czujemy przede wszystkim zadowolenie z tego, że pomimo początku sezonu, który nie był taki, jak sobie wymarzyliśmy, nie zeszliśmy ze ścieżki obranej dawno temu. Ten mecz jest pozytywnym bodźcem. Po trudnym początku dalej wierzymy w to, co robimy. Wynik meczu z Arką jest docenieniem tego, że codziennie pracujemy nad tym, żeby grać tak, jak chcemy. Nawet jeżeli w ostatnim czasie nasi kibice nie wracali do domów z "bananem" na twarzy, to wydaje mi się, że doceniają to, że jest w nas GieKSiarski charakter. Razem wiedzieliśmy, że prędzej czy później nadejdzie zwycięstwo i dzisiaj trzeba się z wygranej radować. Podkreślam jednak, że to jest dopiero pierwsze zwycięstwo i pierwszy krok. Przed nami masa meczów i na razie nie będę patrzył w tabelę. Nie robię tego po czterech czy pięciu kolejkach. Nie zrobiłem tego też po sobotniej wygranej, bo tabela liczy się tylko po 34. kolejce. Teraz najważniejszy dla nas będzie sobotni mecz z Górnikiem, a spotkanie z Arką za chwilę stanie się historią.

Po spotkaniu z Legią, w którym zagraliście nieźle, a przegraliście 1:3, czuliście złość, która napędziła was do wygranej w miniony weekend?

- Moment zaraz po zejściu do szatni był nerwowy. Byliśmy źli, bo straciliśmy bramki w ostatnich minutach doliczonego czasu i wypuściliśmy z rąk to, co wypracowaliśmy przez cały mecz. To przecież nie było tak, że ten remis był przypadkowy. Długimi fragmentami graliśmy na swoich warunkach. Dlatego w pierwszych chwilach po ostatnim gwizdku było trochę złości. Jednak po chwili ochłonięcia, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wykonaliśmy w Warszawie kawał dobrej roboty. Choć nie udało nam się tam zdobyć punktu, to – jak wspomniałem wcześniej – wiedzieliśmy, że jeśli dalej będziemy realizować swoje zadania, to wygrana w końcu przyjdzie.

Przełamaniu uległa przy okazji wasza niemoc strzelecka. W pierwszych czterech kolejkach zdobyliście trzy gole i wszystkie były autorstwa Bartosza Nowaka. Tymczasem w meczu z Arką do siatki trafił pan, Adam Zrelak oraz Lukas Klemenz…

- Najważniejszy jest wynik, a nie to, kto strzela bramki. Jasne, cieszy to, że mogłem w ten sposób pomóc zespołowi, że otwarłem wynik rywalizacji. Dla mnie jednak najważniejsze jest zwycięstwo. Kto nie był w naszej szatni, ten nie wiedział, jak bardzo potrzebowaliśmy tych trzech punktów, choć nasi kibice oczywiście to na pewno czuli, bo każdy chce wygrywać. W życiu, niestety, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli.

Widzi pan, że nowi zawodnicy, szczególnie Kacper Łukasiak, który od początku sezonu jest podstawowym zawodnikiem środka pola, z biegiem czasu coraz lepiej rozumieją system GKS-u szlifowany przez lata?

- Cóż, przyszło do nas trochę nowych zawodników, więc potrzebują czasu. A fakty są takie, że czasem z Adrianem Błądem żartujemy, że jesteśmy w tej drużynie 7-8 lat i dalej się pewnych rzeczy uczymy. To nie jest tak, że ktoś do nas dołączy i już po dwóch tygodniach będzie idealnie wdrożony w nasze zasady gry. Ten proces jest długotrwały. Mamy natomiast zespół, który cały czas chce się uczyć i rozwijać.

Adam Zrelak powrócił po miesiącach zmagania się z kontuzjami. Czy sobotni mecz, w którym zdobył bramkę, pokazał, jak bardzo wam go brakowało?

- Takie stwierdzenie jest nie fair wobec innych graczy. Wszyscy z nas, którzy są na boisku, dają z siebie 120 procent. Jestem o tym przekonany, bo tacy piłkarze, którzy nie dają z siebie wszystkiego, nigdy nie reprezentowaliby naszych barw. Nie odnaleźliby się w naszej szatni, bo jeśli ktoś nie poświęca się na boisku w pełni, grając dla GKS-u, ten zespół takie osoby szybko wyplewia. Znamy oczywiście wartość Adama. Widziałem na co dzień, z czym musiał się mierzyć przez niemal cały rok. Jak nie jedna, to druga kontuzja. To nie jest łatwe, bo już nie raz był blisko powrotu na boisko, już czuł, że wszystko jest w porządku i nagle znów coś mu się przytrafiło. Wiemy więc, ile przeszedł w ostatnich miesiącach i wiemy, co potrafi dać zespołowi. W sobotę to pokazał, strzelając bramkę. Pozostaje nam tylko cieszyć się , że aktualnie wszyscy z nas są zdrowi.

Rozmawiał Kacper Janoszka