Potrzebna praca, nie bajer
Janusz Pontus jest trenerem i szefem WSP Wodzisław. Fot. Maciej Przygoda/foto-przygoda.pl
Potrzebna praca, nie bajer
Rozmowa z Januszem Pontusem, szefem i trenerem Akademii WSP Wodzisław, byłym ligowym piłkarzem Górnika Zabrze i Odry Wodzisław
Młodzi zawodnicy u nas za mało i źle trenują. Podejrzewam że w Molde piłkarz w wieku 18-20 lat trenuje 20 godzin w tygodniu, a polski zawodnik w najlepszych akademiach w tym samym przedziale wieku trenuje po sześć czy osiem godzin i to często bez żadnej metodyki.
W europejskich pucharach nie ma już polskiego przedstawiciela. Legia przegrała z Molde, gdzie grali prawie sami Norwegowie, w tym wychowankowie klubu. O czym to świadczy?
- Przyczyn upatrywałbym w wielu aspektach - w świadomości, a przede wszystkim w codziennej pracy. Podejrzewam że w Molde piłkarz w wieku 18-20 lat trenuje 20 godzin w tygodniu, a polski zawodnik w najlepszych akademiach w tym samym przedziale wieku po sześć czy osiem godzin i to często jeszcze bez żadnej metodyki. Tam młody chłopiec wchodzi na boisko i gra. Gra tak samo jak ten co ma 25 czy 30 lat i w niczym od niego nie odbiega. Zresztą dwumecz Molde z Legią to pokazał.
W klubach naszej ekstraklasy przeważają zagraniczni piłkarze. Są kluby, jak Raków czy parę innych, gdzie praktycznie widzimy samych obcokrajowców. Brakuje u nas zdolnej młodzieży?
- Nie! Młodzież jest i to fantastyczna. Powiedziałbym nawet, a sam szkółkę prowadzę od 27 lat, że w tej części Europy mamy najlepszych chłopaków.
Więc dlaczego zdolni chłopcy z młodzieżowych klubów i ligowych akademii nie trafiają do ekstraklasy i nie grają w niej?
- Bo trenuje się za mało i źle. Młodzi zawodnicy za mało czasu spędzają na boisku, przez co potem nie są przygotowani technicznie, taktycznie oraz mentalnie do gry w dorosłej, zawodowej piłce. Trenerzy ekstraklasy mają tego świadomość i dlatego na takich graczy nie stawiają. Tak sobie policzyłem pod koniec grudnia, ilu zagranicznych piłkarzy jest w klubach naszej ekstraklasy, i wyszło mi 203. Niestety, źle się u nas pracuje i źle szkoli. Jeżeli zespół nie jest w stanie wykonać trzech podań pod pressingiem, wynika to ze złego szkolenia. Zostaliśmy lata za innymi. Nie szkoli się u nas, jak w innych krajach, systemowo. A przecież piłka nie różni się od innych fachów. Żeby coś osiągnąć, to w każdej dziedzinie trzeba ciężko pracować. Piłka nie jest tutaj wyjątkiem. Codzienna praca to ból, pot i łzy, ale wtedy osiąga się sukces. Futbol to rzemiosło, które trzeba dobrze wykonywać. Trzeba mieć też oczywiście dobrych edukatorów.
My dalej jesteśmy w latach 90. ubiegłego wieku, gdzie jest szydera i bajer, a brakuje pracy.
Nasz południowy sąsiad w 1/8 finału europejskich rozgrywek ma trzech przedstawicieli - praskie Slavia i Sparta w Lidze Europy, a Viktorię Pilzno w Lidze Konferencji. Tam owszem są obcokrajowcy, ale taka Viktoria opiera się przede wszystkim na swoich graczach. U nas te proporcje są zaburzone. Dlaczego?
- Tam zagraniczni piłkarze są co najwyżej uzupełnieniem. U nas jest inaczej - polscy zawodnicy uzupełniają kadry ligowych drużyn. Wszystko bierze się z pracy. Jeżeli chłopak ma 19 czy 20 lat, a trenuje cztery godziny w tygodniu, to o czym tutaj mówić? My dalej jesteśmy w latach 90. ubiegłego wieku, gdzie jest szydera i bajer, a brakuje pracy. To dlatego potem, kiedy trafia do nas zawodnik z trzecioligowego klubu zagranicznego, jest lepszy niż nasz, który mało i źle pracuje. Taka Hiszpania ma z 10 tysięcy klasowych graczy. Francja z sześć tysięcy, Niemcy podobnie. My? W prawie 40-milionowym kraju ciężko doliczyć się dobrych zawodników. To dlatego trafia do nas tylu obcokrajowców z niższych lig, bo są lepiej wyszkoleni technicznie i taktycznie.
Czesi pracują modelowo, na takim samym poziomie jak Hiszpanie, Niemcy czy Włosi. Praca z młodzieżą jest tam na najwyższym poziomie, a nie jest im łatwo, bo najbardziej utalentowana młodzież idzie tam nie do piłki, a do hokeja.
Czesi pracują lepiej niż my?
- Pracują modelowo, na takim samym poziomie jak Hiszpanie, Niemcy czy Włosi. Praca z młodzieżą jest tam na najwyższym poziomie. Mają może teraz słabszą generację piłkarzy, bo nie ma takich indywidualności jak przed laty Jankulovski, Barosz czy Nedved, ale awans na Euro wywalczyli. A trzeba dodać, że piłkarskim klubom nie jest tam łatwo, bo numerem 1 dla młodych jest w Czechach hokej. W nim są większe pieniądze oraz możliwości i ci najbardziej uzdolnieni w wieku 7-9 lat trafiają właśnie do tej dyscypliny. Na Słowacji jest zresztą podobnie. Mimo to i w jednym, i drugim kraju potrafią wyszkolić znakomitych młodych piłkarzy. Dlatego Czesi są regularnie widoczni w europejskich pucharach i grają tam - podkreślmy to - swoimi zawodnikami. U nas nawet jak weźmiemy drużyny ekstraklasy, to trenują po 6-8 godzin w tygodniu, a tam cztery godziny dziennie. Czy Czesi i Norwegowie to nacje piłkarskie? No raczej nie. A my? Wygrywamy 1:0, a nie da się na to patrzeć i dorabiana jest historia. Tak się nie da funkcjonować. Trzeba trenować rano, po południu wypoczywać - i tak dzień w dzień. Tak trenuje młodzież, tak trenują zawodowcy, a potem są wyniki.
Z czym borykają się w codziennej pracy takie kluby jak WSP Wodzisław, którego wychowankami lub adeptami piłkarskiego abecadła są Kamil Glik, Kamil Wilczek, Szymon Matuszek, Krzysztof Król?
- My sobie radzimy, działamy według swojej koncepcji i filozofii. Chłopcy kończą 17, 18 lat i mają propozycje z wielu klubów z Polski. Mamy teraz Myśliwca w Ruchu Chorzów, Kabata w Koronie Kielce, obrońca Wramba był w Wiśle Płock, a teraz ma propozycje z Włoch. Inni czekają w kolejce. To przede wszystkim rzetelna i solidna praca. U nas trenuje się po cztery, pięć godzin dziennie, a mówię o chłopakach 16-18 lat. Tak wygląda nasza praca. To akrobatyka, zajęcia techniczne, taktyczne, z organizacji gry, koordynacyjne, sporty uzupełniające. Tego jest naprawdę dużo, ale innej drogi nie ma.
Rozmawiał Michał Zichlarz