Sport

Potrzeba tąpnięcia

Fatalna seria Ruchu w I lidze trwa, co ma negatywne przełożenie na miejsce drużyny w tabeli. Jeśli nic nie ulegnie poprawie, można spodziewać się wstrząsu.

Chorzowianie nie wygrali żadnego z 7 poprzednich spotkań na zapleczu ekstraklasy. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus

RUCH CHORZÓW

Nad Chorzowem unoszą się coraz gęstsze chmury, ale nie wiadomo, w którym miejscu spadnie deszcz. Z każdym kolejnym meczem nastroje się pogarszają, a miny schodzących piłkarzy są coraz mroczniejsze. Po derbowej porażce z GKS-em Tychy ktoś mógłby wręcz bać podejść się do zawodników „Niebieskich”, którzy wyglądali tak, jakby ktoś skrzywdził im rodzinę.

Słuchał przeprosin

W kuluarach mówi się o tym, że zaraz może dojść w Ruchu do wstrząsu, choć nie do końca wiadomo, kogo miałby dotyczyć. Oczywiście, najprostsze w takiej sytuacji zawsze jest zwolnienie trenera, lecz w tej chwili głosy napływające z Cichej mówią o wsparciu dla Dawida Szulczka. Jak to jednak z takim wsparciem bywa, wszyscy doskonale wiemy. Także trybuny wyraziły poparcie dla świętochłowickiego szkoleniowca, ale było to przed porażką z tyszanami. Bo poza wszystkim nie brak też kibiców, którzy chcieliby zmiany trenera – choć inna sprawa, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, a głównym jej wyznacznikiem są emocje wielokrotnie ograniczone do krótkiego okresu. Gdyby działacze działali emocjonalnie, to wielki rywal Ruchu, czyli GKS Katowice... nie grałby dziś w ekstraklasie. W zeszłym sezonie GieKSa zaliczyła serię 8 kolejnych meczów pierwszoligowych bez wygranej, w sumie wygrała 1 na 10 rozegranych, a w międzyczasie dostała lanie 0:4 od Górnika Zabrze w Pucharze Polski. Sezon wcześniej katowiczanie mieli serię 9 spotkań bez wygranej, a trener Rafał Górak wielokrotnie słuchał z trybun, że ma pakować walizki. W maju, gdy GKS wrócił do ekstraklasy, pod Spodkiem słuchał z kolei gromkiego „przepraszamy”.

Krzesło nie takie gorące?

Czy Szulczka czeka podobna droga? Tego nie wie nikt. Ruch może wkrótce odpalić, a może tkwić w tym marazmie w nieskończoność. Sam szkoleniowiec (na razie) nie planuje rezygnować. Nie odczuwa, aby krzesło, na którym siedzi, robiło się gorące. – Nie odbieram tak tego. Razem cieszyliśmy się z dobrych chwil, razem jesteśmy w tych trudnych. Jestem skoncentrowany na tym, że mamy 3 dni, aby się przygotować na spotkanie z Miedzią Legnica – powiedział po porażce z tyszanami. Szulczek nie czuje też bezsilności, choć pomeczowe konferencje zdecydowanie mu nie pomagają. Musi „spowiadać się” w kółko z tego samego, co widać, że męczy go w coraz większym stopniu. – W czasie przerwy na kadrę mieliśmy trochę czasu. W meczu z Górnikiem Łęczna to wyglądało pozytywnie, ale nie wykorzystaliśmy chyba 5 sytuacji, które wykreowaliśmy. Wiedzieliśmy, że przyspieszamy granie i że będziemy grać co 3-4 dni. Czas na trening jest ograniczony. Koncentrujemy się na tym, aby być dobrze przygotowanym do każdego rywala. Musimy mierzyć się też z tym, że skład nam się zmienia. Jestem jednak przekonany, że gdy zaczniemy wychodzić najmocniejszym zestawieniem, punkty zaczną przybywać. Po drugie, jest coś takiego w piłce, jak moment, w którym drużyna łapie dobry okres, łapie flow. Wtedy nawet wyrównany mecz przepycha się, jak mieliśmy w zeszłej rundzie na ŁKS-ie czy Zniczu. Teraz taki moment ma GKS Tychy. Czasem wpada się w dołek i trzeba czekać na przełamanie. My czekamy dość długo i w czwartek z Miedzią musimy strzelić gola jako pierwsi – powtórzył jak mantrę Szulczek.

Kozły ofiarne?

W żadnym tegorocznym spotkaniu ligowym Ruch nie zdobył pierwszej bramki, a w 5 z 7 przypadków... w ogóle jej nie zdobył. Po raz ostatni wynik 1:0 chociaż na chwilę widział, gdy 29 listopada rozbił 6:0 Odrę Opole. Teraz to brzmi jak inna rzeczywistość. Pod znakiem zapytania stoi to, jaki skład wystawią „Niebiescy” na wspomniane starcie z Miedzią w czwartek. Pojedyncze absencje dotykają chorzowian co mecz, a na GKS Tychy trener Szulczek postanowił nie uwzględniać w kadrze meczowej zagranicznej trójki – bramkarza Martina Turka, obrońcy Andreja Lukicia i napastnika Somy Novothny'ego. – Mamy dużo zawodników. Mieliśmy słabsze wyniki i stwierdziłem, że musimy dać trochę świeżej krwi do 20-stki meczowej – wyjaśnił, ale jednocześnie zaprzeczył, że wspomniane trio stało się kozłami ofiarnymi. – Nie chciałbym tak do tego podchodzić. W innych meczach poza 20-stką byli też inni zawodnicy, może taki bodziec podziała na nich pozytywnie? – dodał Szulczek. A czy z Miedzią można spodziewać się kolejnego wstrząsu tego typu? – Zobaczymy, czy ktoś wróci do tej 20-stki. Są też chorzy zawodnicy i wszystko wskazuje na to, że będzie lepiej. Nie wiem, dlaczego znowu przytrafiła nam się taka sytuacja, bo na mecz z GKS-em szykowaliśmy się w najmocniejszym zestawieniu, lecz niestety nie było nam to dane.

Teorie sięgają daleko

Trener unikał jednak jasnej odpowiedzi na to, dlaczego akurat ta trójka znalazła się poza kadrą, nie wdawał się w szczegóły. Ich absencja tylko podsyciła teorie, jakoby w chorzowskiej szatni istniała grupa przeciwna trenerowi, tym bardziej że Novothny i Lukić kolegują się z Nono, który jeszcze jesienią wypadł poza skład meczowy. To jednak teorie idące bardzo daleko, nie mające na razie potwierdzenia. Wiadomo, że kiedy zespołowi idzie, nikt nie zwraca uwagi na to, kto kogo lubi, a z kim się nie dogaduje. Natomiast kiedy pojawia się kryzys, zaczynają się spekulacje, doszukiwanie przyczyn (często tam, gdzie ich nie ma) złej sytuacji. Im dłużej kryzys trwa, tym frustracja jest większa, a teorie sięgają głębiej i głębiej, zahaczając o kolejne detale. Sytuacja w Ruchu jest zła, ale tak niestety działa piłkarska matematyka – żeby ktoś miał 3 punkty, ktoś musi mieć 0... Często decydują o tym minimalne szczegóły, np. czy Jakub Adkonis wykorzysta okazję sam na sam. O tym, aby grały one na ich korzyść, „Niebiescy” powalczą z faworyzowaną Miedzią, co będzie bardzo trudnym zadaniem. Potem czeka ich mecz z ostatnią w I lidze Stalą Stalowa Wola, a z nią to już chyba wygrają?

Piotr Tubacki