Potrzeba cudu i radykalnej zmiany
Marzenia o majówce na Stadionie Narodowym zostały pogrzebane już w pierwszej rundzie i to ze słabym Radomiakiem.Po odpadnięciu z Pucharu Polski winnych wszyscy wymieniają jednym tchem: zespół sędziowski, słabi Buksa i Zahović. Niby tak, ale, niestety, te słabe wyniki to przede wszystkim owoc pracy trenera Jana Urbana. Wiele pięknych i dobrych słów pada w magazynach piłkarskich, w wywiadach i felietonach. Często możemy usłyszeć, że teraz Urban może grać swoje, czyli piękną dla oka piłkę opartą na ataku pozycyjnym, co okraszane jest jeszcze nawiązaniami do gry trenera w Osasunie w pierwszej połowie lat 90.
Tylko to było trzydzieści lat temu, piłka się zmieniła i dziś model gry, w którym posiadający piłkę nie musi biegać, nie ma racji bytu. Jeśli chcesz mieć piłkę, kontrolować mecze i kreować sytuacje, to musisz biegać. W tym wszystkim słowo klucz to intensywność, której u trenera Urbana po prostu nie ma. Nie trzeba posiadać wiedzy tajemnej, żeby znać zwyczaje panujące na treningach. Wszędzie gdzie był pan Jan, mówiło się o „plaży”. Niestety, ale to widać także teraz, bo Górnik Urbana słabnie w późniejszych fazach meczu i nie potrafi regularnie grać czy zabijać przeciwnika. Kiedyś, nawet gdy Górnik miał słabsze okresy, to w końcówkach był groźny, a ewentualnych dogrywek się nie bał. Dziś można odnieść wrażenie, że wymazano to z DNA.
Ktoś powie, że trzeba dać trenerowi szansę wyjścia z kryzysu… Tylko ten trwa już od 3 maja, gdy dostaliśmy łupnia na Cracovii. Od tego momentu punktujemy na poziomie jednego punktu na mecz i odpadamy z Pucharu Polski w pierwszej rundzie, mając jeszcze atut własnego boiska.
Mając sporo sympatii do trenera Urbana, nie można jednak być ślepym. Należy wymagać radykalnej zmiany, a nie widać, by się na to zanosiło. Raczej można dostrzec upór przy swoim i gubienie się we własnej koncepcji.Jeśli chce się ratować ten sezon, trzeba liczyć na cud i przede wszystkim wygrać na Legii, a to będzie wymagało tego, czego naszej grze na ten czas najbardziej brakuje.