Sport

Pot, radość i... łzy

Tyszanie po raz szósty w historii sięgnęli po złoto! Na Stadionie Zimowym kibice wraz ze swoimi ulubieńcami długo fetowali ten sukces.

Tak się radowali mistrzowie po końcowej syrenie. Fot. PAP/Michał Meissner

To była niesłychana rywalizacja w finałowym rozdaniu Wszystko skończyło się po siedmiu meczach i jakże szczęśliwie dla tyszan. Meczowi towarzyszył nie tylko pot na twarzach zawodników, ale również radość i łzy. Jedni ronili łzy szczęścia, zaś drudzy po niepowodzeniu. GKS Katowice po raz drugi z rzędu musiał się zadowolić wicemistrzostwem, ale oba zespoły były niewątpliwie najlepsze w tym sezonie.

Gracze obu GKS-ów doskonale zdawali sobie sprawę, że drobne potknięcie może kosztować wiele, jednak nikt nie zamierzał kalkulować czy też się oszczędzać. Goście od pierwszego gwizdka ruszyli do przodu i Tomaš Fučik w pierwszych minutach musiał być niezwykle skupiony. Trzeci celny strzał przyniósł GieKSie prowadzenie. Grzegorz Pasiut objechał bramkę i podał z prawej strony na lewą. Jean Dupuy stał przy słupku i zdołał kijem uderzyć krążek. Fučik był bez szans, bo nie był w stanie zareagować. Valteri Kakkonen, defensor gospodarzy, stał przy Kanadyjczyku, ale nie zdołał mu przeszkodzić. Na trybunach zapadła cisza - kibice byli zupełnie zaskoczeni.

Strata gola podziałała jednak na gospodarzy mobilizująco i zaczęli konstruować coraz groźniejsze akcje i w 10 min Filip Komorski, jak przystało na kapitana, doskonale pracował przed bramką i po podaniu Alana Łyszczarczyka zdołał wyrównać. John Murray był bezradny, bo Komorski stał tuż przed polem bramkowym i mógł tylko zapytać w który róg posłać krążek. Potem tyszanie urządzili sobie „strzelnicę” i ciągle nękali Murraya. Jednak nasz reprezentacyjny bramkarz znajduje się w świetnej formie i rezultat remisowy utrzymał się do końca tej odsłony.

Miejscowi hokeiści byli niesłychanie nakręceni i po przerwie chcieli kontynuować solidną pracę. W 28 min miejscowi kibice mieli powody do świętowania, bo Mark Viitanen w sporym zamieszaniu zdołał wepchnąć krążek do bramki. Sędziowie zdecydowali się na wideochallenge, ale po analizie już nie mieli wątpliwości i wskazali na środek. Niewiele później doszło do starcia obu kapitanów. Pasiut zaatakował, ale Komorski wcale nie chciał być gorszy i doszło do wymiany słownej. Wydawało się, że sędziowie powinni zareagować, ale pewnie uznali, że szefów drużyny nie wypada odsyłać do boksu kar. W 31 min nastąpiła wręcz wzorowa akcja w wykonaniu tyszan. Bartłomiej Pociecha wywalczył krążek we własnej strefie i natychmiast podał do Bartłomieja Jeziorskiego. Skrzydłowy tyszan popędził w stronę bramki GieKSy. Jego śladem podążał Mateusz Bryk i otrzymał krążek jak tacy, Doświadczony obrońca przymierzył i wystrzelił ile sił. Krążek znalazł się w siatce, zaś zdobywca gola mógł celebrować jego zdobycie. Gospodarze mieli jeszcze kilka sytuacji, lecz m.in. Rasmus Heljanko ich nie wykorzystał. W 39 min Marcus Kallionkieli miał okazję zmniejszyć straty, ale tyski bramkarz popisał się skuteczną interwencją.

Ani jedni, ani drudzy nie zamierzali odpuszczać, wszak to była ostatnia tercja sezonu klubowego. Rozgorzała znów twarda walka i dodajmy, że momentami nie fair. Jednak sędziowie dziwnym trafem nie raczyli zauważać przewinień. W 51 min Daniła Łarionows znalazł się w dogodnej sytuacji, lecz nie zdołał podwyższyć wyniku. A chwilę później gospodarze musieli przeżywać trudne chwile, bo za nadmierną liczbę graczy na lodzie otrzymali karę techniczną. Po raz pierwszy GieKSa grała w przewadze, ale tyszanie... siłą woli zdołali się obronić. W 56:06 min po raz pierwszy z lodu zjechał Murray i potem Dupuy zmniejszył stratę, zaskakując bramkarza strzałem z daleka. Na tym nie skończyły się emocje. Golkiper gości na chwilę powrócił do bramki, by w 58:31 min opuścić taflę i na 3 sek. przed końcem Heljanko posłał krążek do pustej bramki.

Hokeiści GKS-u Tychy byli bardziej zdesperowani i bardziej konkretni pod bramką. Szacunek należy się jednym i drugim, bo wytrzymali ogromną presję i stworzyli niezwykłe widowiska. Oba zespoły będą nas reprezentowały na arenie międzynarodowej. GKS Tychy wystąpi w Lidze Mistrzów, zaś GKS Katowice w Pucharze Kontynentalnym.

FINAŁ

◼  GKS Tychy - GKS Katowice 4:2 (1:1, 2:0, 1:1)

Stan rywalizacji 4-3 i złoto dla Tychów

0:1 – Dupuy – Pasiut (3:05), 1:1 – Komorski – Łyszczarczyk – Kakkonen (9:57), 2:1 – Viitanen – Paś - Pociecha (27:58), 3:1 – Bryk – Jeziorski (30:17), 3:2 – Dupuy – Wronka – Anderson (56:15), 4:2 – Heljanko – Łyszczarczyk (59:57, do pustej).

Sędziowali: Michał Baca i Bartosz Kaczmarek – Michał Gerne i Sławomir Kaczmarek. Widzów 3000.

TYCHY: Fučik; Bryk – Allen (2), Kakkonen – Viinikainen, Kaskinen – Ciura, Pociecha; Heljanko – Komorski – Łyszczarczyk, Jeziorski – Monto – Lehtonen, Viitanen – Alanen – Paś, Łarionows – Turkin – Gościński. Trener Pekka TIRKKONEN.

KATOWICE: Murray; Runesson – Englund, Verveda – Norberg, Varttinen – Koponen, Maciaś; Wronka – Pasiut – Dupuy (2), Kallionkieli – Sokay – Mroczkowski, Salituro – Anderson – Magee, Bepierszcz – Smal – Michalski. Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Tychy – 2 min, Katowice – 4 (2 tech.) min.


40 STRZAŁÓW oddali tyszanie, zaś rywale zrewanżowali się tylko 20.