Krystian Dziubiński (z prawej) nie stroni do twardych starć. Tym razem o tym przekonał się obrońca GKS-u, Aleksi Varttinen. Fot. PAP/Michał Meissner


Poszukiwanie klucza

Trzecie spotkanie finału może mieć istotne znaczenie dla całej rywalizacji - twierdzą znawcy przedmiotu.

 

Więcej oczekiwałem po obu drużynach, bo przecież to finał mistrzostw Polski, a tymczasem jest sporo „brudnego” hokeja i sędziowie różnie reagują - to opinia jednego z ekspertów, proszącego o anonimowość. Trudno z tym zdaniem się nie zgodzić, wszak jest dużo twardej walki na granicy faul i arbitrzy różnie to interpretują. Jedni przymykają oko na przewinienia, kwalifikujące się na karę meczu, zaś drudzy są nadzwyczaj skrupulatni. Ich praca zawsze była, jest i będzie przedmiotem gorących dyskusji.

 

Wyciągnięte wnioski

Obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic szybko się pozbierali po porażce i dokonali analizy i wyciągnęli właściwe wnioski.

- W pierwszym spotkaniu popełniliśmy zdecydowanie więcej prostych błędów, które rywale wykorzystali - mocno podkreślił kapitan GKS-u, Maciej Kruczek. - Oczywiście, że mieliśmy sytuacje, ale trzeba je zamienić na gole. Nie wpadliśmy w panikę, lecz rzeczowo pogadaliśmy i były efekty. Przede wszystkim graliśmy bardziej odpowiedzialnie i czekaliśmy na okazje, by skarcić rywala. W serii jest remis i spokojniejsi czekamy na dwie odsłony w Oświęcimiu. Nie wiem jak długo potrwa rywalizacja, ale wiem, że 14 kwietnia jest zaplanowany siódmy mecz, decydujący o złotym medalu.

 

Trenerska intuicja

Trener Jacek Płachta przez lata pracy nikomu nie musi udowadniać jakim jest fachowcem. Przed rewanżem w Satelicie miał jednak problemy personalne. Ben Sokay złamał kostkę, zaś Igor Smal po faulu doznał wstrząśnienia mózgu. Zabrakło dwóch ważnych ogniw, ale intuicja podpowiedziała Płachcie rozwiązanie. Mateusz Michalski doszedł do dwóch Szwedów, zaś miejsce Smala zajął obrońca Kacper Maciaś i został dokooptowany Mychajło Kowalczuk. Dla Maciasia był to debiut w roli środkowego i wypadł niezwykle obiecująco. Mieliśmy wrażenie, że młody zawodnik już od dawna występuje na tej pozycji.

- Gdyby trener powiedział mi, bym posprzątał lód, to zrobiłbym to bez zmrużenia oka - uśmiechnął się utalentowany hokeista. - Tym razem otrzymałem całkiem inne zadanie i chciałem się z niego wywiązać. Między półfinałami oraz finałem była przerwa i to wybiło nas z rytmu. Oczywiście, że możliwości obu drużyn są podobne i wszystko oscyluje wokół remisu. W rewanżu pokazaliśmy charakter oraz serce do walki i do końca już tak będzie. Rywale prezentują dyscyplinę taktyczną i nic nie oddadzą za darmo. Chciałbym, żeby kibice, mocno nas wspierający, byli zadowoleni z finałowych spotkań.

 

Plan minimum

Przed finałem Nik Zupancić w rozmowie z reporterką TVP Sport wyjawił, że planem minimum jest wygranie jednej potyczki w Satelicie. Po zwycięstwie 3:2 cel został osiągnięty i mieliśmy wrażenie, że hokeiści Unii przed drugim meczem nie byli do końca skoncentrowani i stąd też szybka strata bramki.

- Ten gol w dużej mierze ustawił to spotkanie - stwierdził drugi trener oświęcimskiej drużyny, Krzysztof Majkowski. - Wiedzieliśmy, że będzie ostro, ale trzeba gwizdać faule z jednej i drugiej strony. Nie tylko faule zadecydowały o porażce, ale również daliśmy zbyt dużo swobody rywalom. Im bliżej końca wkradła się frustracja i już nie byliśmy w stanie zdobyć gola. Ochłoniemy i będziemy gotowi na dwumecz na własnej tafli. 

 

Trzeci decydujący?

Kamil Sadłocha ten play off zalicza po stronie plusów i po przesunięciu do pierwszej formacji w sporej mierze decyduje o sile uderzeniowej zespołu.

- Czuję moc i wszystko wykonuję niemal automatycznie, a to tylko świadczy, że jestem w formie - mówi hokeista z polsko-amerykańskim obywatelstwem. - Lubię gdy przebywam dłużej na lodzie i wówczas czuję się jeszcze bardziej odpowiedzialny za losy drużyny. W obu meczach nie graliśmy źle i kto wie jak potoczyłby się rewanż gdybym wykorzystał dobrą sytuację. W dużej mierze rozbiły nas kary, bo było ich zbyt dużo. Trochę się dziwię, że sędziowie nie są konsekwentni w swoich ocenach. Z ich decyzjami jednak trudno polemizować, bo zawsze mają rację. Niemniej trzeci mecz w tej rywalizacji może mieć kluczowe znacznie. Mam nadzieję, że doping własnej publiczności nas poniesie. Lubię grać pod presją o najwyższą stawkę, bo wówczas działam jak automat.  

  

Włodzimierz Sowiński

 

TAURON HOKEJ LIGA

Finał

Sobota, 6 kwietnia

OŚWIĘCIM, 17.30: Re-Plast Unia - GKS Katowice 3:2, 0:3*

Niedziela, 7 kwietnia

OŚWIĘCIM, 20.30: Re-Plast Unia - GKS Katowice

 

* wyniki w finale