Postawiłbym na Urbana!
Rozmowa z Waldemarem Matysikiem, 55-krotnym reprezentantem Polski, medalistą MŚ z 1982 roku, jednym z najlepszych pomocników w historii naszej piłki
Jak podsumować mecze reprezentacji Polski w Lidze Narodów ze Szkocją i Chorwacją?
– Podobało mi się to, że zagrali wysokim pressingiem. Tak jak widzimy to wszędzie, bo tak się teraz gra. Przy takim graniu wszyscy muszą jednak pracować. Szóstka graczy na połowie rywala, a czwórka czy trójka obrońców blisko linii środkowej. Tak kompaktowo musi to wyglądać, tak ma funkcjonować dobrze zgrany zespół. Było widać odwagę drużyny Probierza. Przez taką grę Szkoci mieli problemy. Mówiłem sobie, patrząc na tę grę w starciu z Wyspiarzami, że nareszcie coś się dzieje. Wiadomo, że przy takim systemie grania drużyna musi być dobrze wybiegana, że wszyscy muszą być skoncentrowani, żeby całościowo dobrze to wyglądało.
W meczach ze Szkotami i Chorwatami zagraliśmy praktycznie bez nominalnej „6”, a więc piłkarza z pana pozycji, który haruje za innych i łata przysłowiowe dziury. To się sprawdza? To dobre rozwiązanie?
– Dla mnie nie. Powinniśmy się uczyć od najlepszych, a tutaj na topie ponownie są Niemcy. W tych ostatnich meczach pokazują, co znaczy taka nowoczesna „6”. W reprezentacji mają dwójkę takich walczaków, to Andrich i Gross. Piłkarz na pozycji numer „6” jest bardzo potrzebny. Jasne, jest różnica, jak grało się w moich czasach, a jak teraz. Ja nie mogłem przekroczyć połowy boiska, przejść za linię. Miałem zadanie asekuracji prawego i lewego obrońcy i środka. Teraz ten klasyczny defensywny pomocnik gra już normalnie ofensywnie. Przy budowie drużyny, wdrażaniu nowego systemu, taki gracz na „6” potrzebny jest przy asekuracji przy kontratakach rywala, żeby podwajać przy piłce. Tak że nie tylko zadania w defensywie, ale też w przodzie. Co do mnie, to miałem ten dodatkowy zmysł. Trener Piechniczek mówił mi, „ty nie musisz tyle biegać, bo masz ten swój zmysł”. Dobrze to wychodziło, bo wiedziałem, gdzie piłka spadnie i gdzie się znaleźć. Z czymś takim to już trzeba się jednak urodzić. Miałem szczęście, że Pan Bóg dał mi ten zmysł. Tutaj dodam jeszcze, że prezes Kula mi pisze [chodzi o prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kulę – przyp. red.], że jak jest ruina, to przez 5 lat trzeba odbudowywać. To a propos tego, co mu napisałem, co jest z tą naszą reprezentacją. Odpisałem, że jestem za tym, żeby naszą kadrę prowadził Jan Urban, za którym mocno optuję! Ja nie chcę przeżywać, mieszkając tutaj na Zachodzie, wstydu, jeżeli chodzi o naszą reprezentację. Wszyscy tutaj wiedzą, że grałem w reprezentacji Polski i zdobyłem medal na MŚ.
Gdzie mamy największe braki? Defensywa?
– Co do krytycznych uwag, to powiem, że nasz były już przewodniczący klubu Wybitnego Reprezentanta Dariusz Dziekanowski został odsunięty z pełnienia funkcji za krytyczne uwagi. Ja myślałem, że komuna już minęła, że jak się źle coś powiedziało, to cię zwalniali. Zły na to byłem, że tego Dziekanowskiego zwolnili, bo był takim naszym przedstawicielem. Nie wiem, co to za polityka jest w PZPN, że za krytyczne słowa się usuwa. Ja mówię, co myślę, bo czego mam się bać? Coś w życiu zrobiłem. Ja widzę inną drogę, a inni jakąś swoją. Rozumiem też, żeby nie krytykować dla samego krytykowania, ale konstruktywnie. Nie mam nic do Probierza. Jak ostatnio byłem w Zabrzu na meczu z Pogonią, to podszedł do nas i się przywitał. Nie znam go, ale znam Urbana.
Mija rok pracy selekcjonera Probierza z reprezentacją. Pana zdaniem trener Urban na stanowisku trenera kadry byłby lepszy?
– To, co robi w Górniku, gdzie praktycznie co rok musi budować nowy zespół, to z tym doświadczeniem w reprezentacji na pewno by pomógł. Wiedziałby, co zrobić. Ma też międzynarodowe doświadczenie. Jest jednak Michał Probierz, którego lepiej zna prezes Kulesza. Wiedzą pewnie, co robią. Był pan na mistrzostwach Europy w Niemczech, widział pan, jak to wygląda. Jak już się tam dostajesz, to coś musisz pokazać, dać z siebie, a tego w wykonaniu polskiej reprezentacji w Niemczech mi zabrakło.
Co jeszcze?
– Słyszę tłumaczenia, że zawodnicy nie grają w swoich klubach. Nie przyjmuję tego. Jak byłem na Zachodzie, a także inni, jak Buncol, Furtok, Boniek, to musieliśmy być dwa razy lepsi od tych, którzy grali w Bundeslidze czy we Włoszech. Boli mnie to, że brakuje takiego charakteru i serca u tych zawodników, żeby grać, żeby wywalczyć sobie to miejsce, jak to było w naszych czasach, kiedy to na treningach zakładaliśmy ochraniacze na nogi, bo taka była rywalizacja o miejsce w składzie.
Z Chorwacją były takie momenty, że byliśmy bezradni. Zresztą bilans naszej rywalizacji w Lidze Narodów pokazuje, że grając z tymi silniejszymi, nie jesteśmy w stanie wiele czy nawet nic zdziałać. Z czego to wynika? Ze złego wyszkolenia, złej organizacji gry, podejścia czy czegoś innego? Jak to wytłumaczyć?
– Podoba mi się Zalewski. Jest szybki, przechodzi zawodników. Mamy jakieś tam talenty, jest Urbański, są też inni. Wiadomo, że przy budowie zespołu nie można postawić tylko na młodych. W 1982 na mistrzostwach w Hiszpanii mieliśmy też doświadczonych graczy jak Żmuda, Lato, Boniek, a doszli młodzi, jak ja [Waldemar Matysik miał wtedy 20 lat – przyp. red.]. Chcieliśmy dorównać tym starszym. Trzeba dawać szansę młodym zawodnikom, którzy chcą. Ja się pytam, co tam robi jeszcze Lewandowski? Może zrobić go jakimś doradcą? Tutaj trzeba budować zespół na mistrzostwa w Ameryce w 2026 roku. Jak jesteśmy bezradni, to trzeba coś zmienić. Nie rozumiem, jak to możliwe, że nasz zawodnik wyjeżdża z ligi i w zachodnim klubie nie gra. Wyjazd dla samego wyjazdu nie ma sensu. Trzeba pokazać charakter. Coś trzeba zmienić, może w szkoleniu. Boli mnie to, że tak duży kraj jak Polska ma taką słabą reprezentację.
Rozmawiał Michał Zichlarz
Waldemar Matysik. Fot. Michał Zichlarz