Sport

Poskromieni „Portowcy”

Radomiak nieoczekiwanie „odczarował” stadion w Szczecinie.

Obrońca Pogoni Wojciech Lisowski bardzo przeżył pierwszą porażkę na własnym stadionie. Fot. pogonszczecin.pl

WYDARZENIE KOLEJKI

Ostatni raz piłkarze „Dumy Pomorza” przegrali na stadionie im. Floriana Krygiera 20 kwietnia br. Ich pogromcą był Piast Gliwice, który wygrał 2:0 po bramkach Słowaka Tomasza Huka (11 min) i Hiszpana Jorge Feliksa (21 min). Potem „Portowcy” wkroczyli na zwycięską ścieżkę, pokonując jeszcze w ubiegłym sezonie Puszczę Niepołomice (1:0) i Górnika Zabrze (1:0). W bieżących rozgrywkach pełniąc honory gospodarza piłkarze Pogoni odnieśli siedem zwycięstw z rzędu, odprawiając kolejno: Koronę Kielce (3:0), Stal Mielec (1:0), Widzew Łódź (2:0), Śląsk Wrocław (5:3), Legię Warszawa (1:0), Piasta Gliwice (1:0) oraz Puszczę Niepołomice (2:1). Ich triumfalny marsz powstrzymali dopiero w miniony piątek piłkarze Radomiaka, którzy dzięki bramce Portugalczyka Paulo Henrique wywieźli ze Szczecina komplet punktów!

Zachwycony trener

Szkoleniowiec gości Bruno Nunes Baltazar wręcz rozpływał się w zachwytach nad postawą swojej drużyny. - To było bardzo trudny mecz i fantastyczne zwycięstwo - powiedział 47-letni Portugalczyk. - Rozegraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę. Już w 3 minucie mieliśmy sytuację do zdobycia gola, potem Pogoń odpowiedziała strzałem w słupek, ale z naszej strony takim samym strzałem popisał się Janek Grzesik. Wiedzieliśmy, że prowadząc po pierwszej połowie, w drugiej możemy spodziewać się natarcia Pogoni, jednak my także mieliśmy momenty do podwyższenie wyniku. Janek Kikolski wybronił w kilku bardzo trudnych sytuacjach i to on w dużej mierze sprawił, że wygraliśmy na tak trudnym terenie. Naszym pomysłem na ten mecz była odważna gra. Wiedzieliśmy jak Pogoń gra u siebie, że jak oddamy jej piłkę, będziemy bardzo cierpieć. Strategia, że pójdziemy na rywala agresywnie i zagramy wysoko, sprawiła, że mamy trzy punkty.

Dodatkowy bodziec

Trener „Dumy Pomorza” Robert Kolendowicz oraz jego podopieczni musieli przełknąć wyjątkowo gorzką pigułkę. - Nie przywykliśmy do konferencji u siebie, gdy mówimy o porażce - przyznał 44-letni szkoleniowiec. - Szkoda, bo stworzyliśmy sobie tyle sytuacji podbramkowych, że mogliśmy liczyć na to, iż strzelimy przynajmniej jedną bramkę, a wręcz wygramy ten mecz. Gola straciliśmy w okolicznościach, w których powinniśmy się zachować lepiej. Tym bardziej że w przeszłości już traciliśmy gole w takich sytuacjach. Mieliśmy 17 rzutów rożnych, bardzo dużo, jak na jeden mecz, ale nie zdołaliśmy wykorzystać tych sytuacji. Jestem rozczarowany naszym zachowaniem w polu karnym rywali, mając tyle sytuacji powinniśmy strzelić bramki. Skończyliśmy serię domowych zwycięstw, mam nadzieję że w następnej kolejce zakończymy serię wyjazdów bez wygranej. Liczę na to, że będzie to dla piłkarzy dodatkowy bodziec do zdobywania punktów na wyjeździe.

Podwójny ból

- Jesteśmy rozczarowani faktem, że pierwszy raz w tym sezonie przegraliśmy przed własną publicznością - powiedział obrońca Pogoni, Wojciech Lisowski. - Tym bardziej że stworzyliśmy kilka dogodnych sytuacji do zdobycia gola, lecz nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Każda porażka mocno boli, niezależnie kiedy nastąpi i w jakich okolicznościach, ale u siebie boli podwójnie

Bogdan Nather