Sport

Porażka przyjęta na klatę

GieKSa musi się szybko podnieść po porażce z Legią, która strzeliła katowiczanom cztery gole.

Po meczu w Warszawie GieKSie nie było do śmiechu. Fot.Tomasz Jastrzebowski/Foto Olimpik/PressFocus

Za GKS-em Katowice najtrudniejszy mecz spośród wszystkich dotychczas rozegranych na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Drużyna Rafała Góraka przyjechała do stolicy pełna nadziei, a wróciła na Górny Śląsk ze straconymi czterema bramkami. Legia wypunktowała słabości katowiczan i odniosła pewne zwycięstwo, nie dając przyjezdnym żadnych szans. Co prawda GieKSa pierwsza strzeliła gola po rzucie rożnym, ale gol ten spowodował, że warszawianie stali się jeszcze bardziej zmotywowani i zaczęli jeszcze mocniej naciskać na GKS. Przy Bukowej doskonale zdają sobie sprawę z tego, że spotkania z Legią po prostu nie dało się wygrać. Rywal był zbyt mocny, zbyt dobrze przygotowany, a pucharowego zmęczenia w ogóle nie było po nim widać.

Klasa rywala

O tym, że GKS był pozbawiony szans w niedzielnym starciu, świadczą także słowa trenera gości Rafała Góraka. Szkoleniowiec po spotkaniu nie zdecydował się na wypominanie błędów swojemu zespołowi, a na docenienie jakości rywala, który był znacząco lepszy. - Legia zasłużenie zwyciężyła. Byliśmy świadkami meczu, w którym GKS Katowice mierzył się z najlepszą dotychczas drużyną. Legia grała z rozmachem, grała bardzo płynnie, pokazywała ogromną jakość zawodników. Wykorzystała też to, co nam nie wychodziło, czyli zamykanie przestrzeni. Widać było dużą klasę – stwierdził opiekun katowickiej ekipy. 

Już od pierwszych minut widać było, że będzie to bardzo trudny mecz dla GKS-u. Legia zagrała podobnie do Śląska Wrocław, który przy Bukowej zameldował się tydzień wcześniej. Podopieczni Goncalo Feio od pierwszego gwizdka zaatakowali przeciwników pressingiem. Dawało to odpowiednie skutki, ponieważ katowiczanie nie byli w stanie swobodnie wyprowadzić piłki, jak do tego zdążyli w tym sezonie przyzwyczaić.

Chwila dobrej gry

Oczywiście należy wspomnieć, że był fragment spotkania, w którym mecz się wyrównał. GKS częściej pojawiał się pod bramką Kacpra Tobiasza i w ten sposób wywalczył rzut rożny, po którym padł gol. Ten fragment meczu był jednak bardzo krótki, bo po straconej bramce Legia błyskawicznie doprowadziła do wyrównania, a później wyszła na prowadzenie. 

- Wykorzystaliśmy moment w pierwszej połowie, żeby grać odważniej i zaczęło być ciekawie. Jednak już do przerwy Legia nas dopadła i strzeliła dwie bramki. Trzecie trafienie spowodowało, że nasi rywale otrzymali swobodę w grze ofensywnej – zauważył trener GieKSy. 

Wspomniane przez niego trzecie trafienie było jednym z kluczowych momentów meczu. Dawida Kudłę pokonał jego partner z drużyny, Arkadiusz Jędrych, który skiksował i w trudny do powtórzenia oraz opisania sposób wpakował piłkę do bramki.

Warszawska lekcja

- Takie porażki, jako beniaminek, trzeba przyjąć na klatę. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że musimy zrobić wszystko, aby GKS przyjechał w przyszłym roku na Łazienkowską mocniejszy, doświadczony po pierwszym sezonie w ekstraklasie. Musimy zrobić wszystko, aby za rok poprzeczkę ustawić wysoko i walczyć o punkty – patrzył z optymizmem w przyszłość trener Rafał Górak. Zanim jednak dojdzie do powtórnego pojawienia się w stolicy, przed jego zespołem ponad pół sezonu do rozegrania. Zespół musi się szybko pozbierać po takiej porażce, bo nie tylko walczy w ekstraklasie, ale w środę rozegra także mecz w Pucharze Polski. – Za nami cenna lekcja i przywołanie do powrotu do rzeczywistości, bo nie lubiłem słuchać rozmów o tym, jak beniaminkowie dobrze sobie w tym sezonie radzą. W miniony weekend dwóch beniaminków (GKS i Motor – red.) straciło 10 bramek. Trzeba więc twardo stąpać po ziemi i trzeba z tej lekcji wyciągnąć wnioski – stwierdził Rafał Górak, który nie musiał już studzić nastrojów, bo głowy fanów wystarczająco zostały wychłodzone po starciu w Warszawie.

Jak z Górnikiem

Mecz ten dla niektórych mógł przypominać wrześniowe spotkanie GieKSy z Górnikiem, które zakończyło się porażką 0:3zespołu Rafała Góraka. Trener starał się porównać obie rywalizacji po ostatnim gwizdku w stolicy. – W Zabrzu aż tak dużej różnicy nie widziałem. Widziałem wyrównaną pierwszą połowę, a po drugiej bramce była widoczna apatia. W Warszawie staraliśmy się dotrzymywać rywalowi kroku, ale po prostu przeciwnik był nakręcony. Jedyna sprawa, która jest porównywalna w obu spotkaniach, to wsparcie naszych kibiców. Żal mi ich z tego powodu, że w obu meczach przegraliśmy trzema bramkami. Mam jednak nadzieję, że kibice wiedzą, że za rok przyjedziemy na Łazienkowską silniejsi.

Kacper Janoszka