Porażka najemników

Marco Rossi, włoski trener Węgrów, nie zdołał wyjść z grupy. Fot. Pawel Andrachiewicz/PressFocus

Porażka najemników

Pewne jest już, że obca myśl trenerska w trakcie obecnego Euro nie będzie święcić triumfów.

CZADOBLOG

W najlepszej czwórce nie znalazł się ani jeden zespół, który prowadziłby szkoleniowiec spoza granic danego kraju. Najdalej - do ćwierćfinału - dotrwali Hiszpan Roberto Martinez z Portugalią oraz Włoch Vincenzo Montella z Turcją. To nie jest oszałamiający wynik.

Najbardziej okazale przed turniejem wyglądała włoska myśl szkoleniowa. Być może to nawet nieoficjalny rekord, ale z 24 selekcjonerów obecnych na turnieju aż pięciu miało włoski paszport. To Luciano Spalletti, który prowadził rodzimą reprezentację, Domenico Tedesco (Belgia), Vincenzo Montella (Turcja), Marco Rossi (Węgry) i Francesco Calzona (Słowacja).

Z podniesioną głową mogą z turnieju wracać jedynie Montella (jako jedyny z tej stawki ma dodatni bilans - trzy zwycięstwa przy dwóch porażkach - i pozostawił po sobie wrażenie, że Turcja jest groźna dla każdego rywala) oraz Calzona, bo ledwie 85 sekund zabrakło, żeby jego zespół sprawił jedną z największych sensacji Euro wszech czasów i wygrał z Anglią. Po drużynach Spallettiego (zwycięstwo, remis i dwie porażki) i Tedesco (taki sam bilans) spodziewano się znacznie więcej. Giuseppe Rossi, trener Węgrów od 2018 roku, również tym razem prochu nie wymyślił (zwycięstwo, dwie porażki). Oznacza to ni mniej, ni więcej, że włoska myśl szkoleniowa poniosła na tym Euro spektakularną klęskę.

Ze szkoleniowców prowadzących podczas Euro drużyny, które nie były ich ojczyznami, największe wrażenie zrobił na mnie najstarszy w stawce Niemiec prowadzący Austrię Ralf Rangnick oraz Francuz Willy Sagnol, selekcjoner Gruzji.

Rangnick, choć osiągnął wiele, kończył turniej z poczuciem niedosytu. Jego drużyna rozegrała cztery szalone, intensywne mecze i była godna miejsca w ćwierćfinale, jednak zapłaciła cenę za słabą obronę, która sprawiła, że już po 57 sekundach Austriacy przegrywali z Turcją.

Z kolei Sagnol to współautor największej niespodzianki mistrzostw. Wprawił Gruzję w euforię. W nagrodę za awans do 1/8 finału Bidzina Iwaniszwili, były premier i lider rządzącej partii Gruzińskie Marzenie, najbogatszy człowiek w kraju, obiecał piłkarzom 10 milionów dolarów. To pokazuje skalę szaleństwa…

Przed nami ostatni mecz tego turnieju (smuteczek…), więc warto zauważyć, że do strefy medalowej dotarły jedynie zespoły z bogatych krajów o ogromnych futbolowych tradycjach i z własną myślą szkoleniową.

W trzech z czterech przypadków to trenerzy również z chlubną przeszłością zawodniczą. Holender Ronald Koeman to mistrz Europy i autor pamiętnego, kopniętego z siłą konia rzutu wolnego w dogrywce, który dał Barcelonie Puchar Europy w 1992 roku. Anglik Gareth Southgate to brązowy medalista Euro, przez niemal dekadę występował na reprezentacyjnej obronie dumnego Albionu. Francuz Didier Deschamps ma jeszcze lepsze osiągnięcia. Do mistrzostwa Europy dorzuca zwycięski mundial jako piłkarz, ale także jako selekcjoner. Jedynie szkoleniowiec Hiszpanów Luis de la Fuente poszedł inną drogą, która również musi jednak budzić szacunek. W pierwszej reprezentacji nigdy nie zagrał, ale jako trener zdobył mistrzostwo świata z hiszpańską kadrą U-21. Idzie więc przemyślaną drogą.

Paweł Czado