Magdalena Fręch to dziś druga rakieta Polski. Fot. Ma Ping/Xinhua/PressFocus


Poprawić Australię

Magdalena Fręch ma już kolejne cele do osiągnięcia.

 

Zawodniczka KS Górnik Bytom, grająca w Melbourne z naszywką „Bytom City”, po raz pierwszy dotarła do 1/8 finału w Wielkim Szlemie. Udany start dał jej awans na 51. pozycję w rankingu WTA, najwyższą w karierze, a także otworzył główne drabinki w najważniejszych turniejach. Oto jak tenisistka PZT Team, po powrocie do kraju, oceniła występ w Melbourne i jakie ma plany startowe na najbliższe tygodnie.

 

Oczekiwania rosną

- Na początku zdecydowanie była duma i radość z osiągnięcia 4. rundy, bo pierwszy raz tak daleko doszłam w Wielkim Szlemie. Ale jednocześnie, z meczu na mecz, chciałam coraz więcej i wychodziłam na kort z założeniem wygrania każdego kolejnego meczu. Także w trakcie turnieju te moje oczekiwania na pewno się zwiększyły - powiedziała Magdalena Fręch, która w 2. rundzie Australian Open wyeliminowała 16. na świecie Francuzkę Caroline Garcię. - Teraz jestem na takim etapie, że na pewno bardzo chciałabym poprawić wynik z Australii i to najlepiej już w kolejnym turnieju Wielkiego Szlema. Wiem, że to jest jak najbardziej w moim zasięgu i mam nadzieję, że na najbliższych turniejach wielkoszlemowych będzie mi szło jeszcze lepiej. Ale przy tym nie chcę się specjalnie emocjonować tym osiągnięciem, bo wiem, że stać mnie na więcej i na pewno moje oczekiwania są teraz dużo większe niż były przed tym turniejem - dodała.

Łodzianka dotychczas najdalej w Wielkim Szlemie dotarła do 3, rundy w Wimbledonie w 2022 roku, a w Melbourne w dwóch poprzednich startach (2019, 2022) przegrywała pierwsze mecze. Tym razem do Australii przyleciała jako 69. tenisistka w rankingu WTA, w którym najwyżej była notowana na 63. miejscu (6 listopada).

 

TOP pięćdziesiąt... jeden

- Przed sezonem założyliśmy sobie z moim trenerem, że celem rankingowym ma być TOP 50. No i to praktycznie zostało wykonane w pierwszym miesiącu, co bardzo mnie cieszy. Teraz oczywiście wyznaczyliśmy sobie kolejny cel, a jest nim rozstawienie na turnieju Wielkiego Szlema, którym będzie US Open. Mój główny cel teraz to ranking TOP 32 i na tym się będę skupiać - tłumaczy tenisistka, którą od wielu lat prowadzi Andrzej Kobierski.  

- Moje plany startowe są dość intensywne, bo znajdują się w nich Dauha, Dubaj, San Diego, Indian Wells i Miami. Niestety, najbliższe turnieje to będą dla mnie jeszcze eliminacje, bo listy zgłoszeń zamykają się dużo wcześniej niż pojawi się najnowszy ranking, ale w Indian Wells czy Miami na pewno znajdę się w głównej drabince, więc będzie mi zawsze łatwiej - zapowiada tenisistka PZT Team.

 

Rok na przetarcie

Poprzedni sezon rozpoczęła tuż za pierwszą setką rankingu, więc grała głównie w eliminacjach: do Australian Open, WTA 500 w Abu Zabi oraz turniejów rangi WTA 1000 w Dausze (we wszystkich odpadała w 2. rundzie) i w Dubaju (w 1. rundzie). W marcu dwukrotnie przegrała decydujące pojedynki w kwalifikacjach imprez WTA 1000 w USA, ale wchodziła do głównych drabinek jako „lucky loser”, po czym w Indian Wells doszła do 2. rundy, a w Miami do 3. (w 1. miała wolny los). 

W kolejnych dwóch „tysięcznikach”, już na kortach ziemnych, przeszła zwycięsko dwa stopnie eliminacji i potem osiągała 2. rundę. A pomiędzy nimi dotarła do finału w imprezie WTA 125 w Saint Maio, natomiast w wielkoszlemowym Roland Garros wystąpiła od razu w głównej drabince, wygrywając jeden mecz.

Zaraz po Paryżu przeniosła się na trawę i dwukrotnie była w ćwierćfinałach imprez WTA 250 w Nottingham i Birmingham, ale w Wimbledonie przegrała w pierwszej rundzie z Tunezyjką Ons Jabeur. Niezbyt dobrze jej szło w lecie w amerykańskich turniejach poprzedzających wielkoszlemowy US Open, ale w Nowym Jorku osiągnęła drugą rundę, podobnie jak wcześniej w stolicy Francji. W listopadzie wystąpiła z reprezentacją Polski w Billie Jean King Cup Finals w Sewilli, a sezon zakończyła efektownie zwyciężając w turnieju ITF W100 w Les Franqueses des Valles.