Pomoże w awansie?
Łukasz Zwoliński przeniósł się do Wisły Kraków, żeby odbudować się po nieudanym roku w Częstochowie
Wisła Kraków zrobiła krok ku temu, żeby jak najdalej zajść w rozgrywkach Ligi Europy, a przy okazji awansować do ekstraklasy. Do „Białej gwiazdy” dołączył napastnik Łukasz Zwoliński, doskonale znany kibicom ekstraklasy. 31-latek zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej już w 2012 roku, gdy grał w Pogoni Szczecin. W tamtym sezonie jego przygoda z elitą zakończyła się tylko na jednym meczu. Dopiero w rozgrywkach 2014/15 stał się czołową postacią „portowców” i zdobył 12 bramek w 33 spotkaniach. Później jednak grał coraz słabiej i w końcu w 2018 roku wyprowadził się do Chorwacji, gdzie grał dla HNK Gorica. Po niecałych dwóch sezonach wrócił do Polski, wiążąc się z Lechią Gdańsk, w której się odbudował. Zdobył dla niej 38 goli w ekstraklasie i po sezonie 2022/23 trafił do ówczesnego mistrza Polski, Rakowa Częstochowa.
Częstochowski niewypał
Ostatniego przystanku w swojej karierze Zwoliński z pewnością nie zaliczy do najlepszych. W teorii miał być podstawowym napastnikiem częstochowian, który – w przeciwieństwie do wielu poprzedników przy Limanowskiego – miał gwarantować gole. Rozpoczął nieźle. Ustrzelił dublet w eliminacjach do LM w starciu z Florą Tallin, później dołożył kolejne dwie bramki w ekstraklasie przeciwko Jagiellonii. Były to jednak miłe złego początki, bo od tego momentu Zwoliński do siatki trafiał nieregularnie. Zakończył rozgrywki jako rezerwowy, który głównie obserwował boiskowe poczynania Ante Crnaca. W Rakowie 5 razy wpisywał się na listę strzelców w lidze i 3 razy pokonywał bramkarzy w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
W drodze do ekstraklasy
Gdy do klubu z Częstochowy po sezonie wrócił Marek Papszun, dla Zwolińskiego już nie było miejsca. Zdecydował się na transfer, który – co oczywiste – może wydawać się sportowym spadkiem. W końcu napastnik przechodzi z klubu ekstraklasowego, który jeszcze niedawno sięgał po mistrzostwo Polski, do I-ligowej Wisły, która nie potrafi awansować od dwóch sezonów. Patrząc jednak na sytuację z drugiej strony, można zauważyć pewnego rodzaju logikę w tym ruchu. W końcu gra przy Reymonta nie musi być traktowana jako kara. Zwoliński trafił do drużyny, która ma zdefiniowany cel, którym jest ekstraklasa. Jest przy okazji zespołem, który ma okazję zaprezentować się na arenie międzynarodowej. Przy okazji napastnik będzie też napędzany przez rywalizację z Angelem Rodado, królem strzelców poprzedniego sezonu I ligi. Transfer to jednak nie tylko dobra informacja dla piłkarza, ale także dla klubu. Kazimierz Moskal zyskał dobrego – o ile wróci do takiej formy, jaką prezentował w Lechii – napastnika, który zastąpi Szymona Sobczaka, który odszedł do Arki Gdynia.
Nowa kadra
Zwoliński jest tym samym kolejną twarzą, którą sygnowana jest wielka przemiana Wisły. W końcu z klubu odeszli ważni zawodnicy. Nie ma już Mikiego Villara, Eneko Satrusteguiego, Alvaro Ratona, Dejviego Bregu czy Davida Juncy. Do drużyny dołączyło natomiast kilku młodych zawodników (również ci, którzy wrócili z wypożyczeń), m.in. 21-letni Olivier Sukiennicki ze Stali Stalowa Wola, który już zdążył zadebiutować w meczu przeciwko Llapi Podujevo. Zmiana kadrowa jest widoczna, o czym wspomniał kapitan zespołu. – Nasz okres przygotowawczy był krótki jak na polskie warunki. Kilku piłkarzy odeszło, a kilku przyszło. Jestem przekonany, że jeszcze kilka nazwisk do nas dołączy, więc wszyscy sobie zdajemy sprawę, że ta drużyna będzie wyglądała inaczej niż w tym momencie. Z tego powodu budowanie tożsamości tej drużyny musi potrwać, jednak moją rolą jest to, by pielęgnować ten proces w szatni i tym się zajmuję – zaznaczył Alan Uryga. Czy zmiany kadrowe w końcu przyniosą Wiśle upragniony awans i przy okazji przedłużą jej pobyt w europejskich pucharach?
Kacper Janoszka