Sport

Polska liga dla obcokrajowców

Ekstraklasa w ostatnich sezonach nie potrafi wypromować polskiego bramkostrzelnego napastnika.

Fin Benjamin Kallman zdobył w tym sezonie 11 bramek. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

Sytuacja polskich snajperów jest dramatyczna, szczególnie gdy spojrzy się na klasyfikację strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej w trwającym sezonie. Po 18 kolejkach najskuteczniejszym Polakiem jest Bartosz Kapustka, czyli pomocnik Legii Warszawa. I nie jest to przytyk do 28-latka, bo to nie jego wina, że reszta Polaków jest nieskuteczna (lub w ogóle ich na boiskach nie ma). Do tej pory zdobył 7 bramek, dzięki czemu zajmuje 8. miejsce w pogoni za koroną króla strzelców. Przed nim w klasyfikacji są Fin Benjamin Kallman, Grek Efthymios Koulouris, Portugalczyk Leonardo Rocha (wszyscy 11 goli), Hiszpan Jesus Imaz, Szwed Mikael Ishak (obaj 10 goli), Słowak Samuel Mraz oraz Bośniak Imad Rondić (obaj 9 goli). Drugim Polakiem po Kapustce w klasyfikacji strzelców jest grający na pozycji obrońcy w Stali Mielec Piotr Wlazło, który 6-krotnie wpisywał się na listę strzelców (4 razy z rzutów karnych). Najskuteczniejszym polskim nominalnym napastnikiem jest na ten moment Sebastian Bergier z GKS-u Katowice, który zdobył 4 bramki. Powtórzmy zatem - sytuacja rodzimych snajperów w ekstraklasie jest dramatyczna i chyba powoli się do tego przyzwyczajamy.

Grosicki ratował

W poprzednich dwóch sezonach mieliśmy do czynienia z takim samym problemem. Nie było ani jednego snajpera z Polski, który mógłby zbliżyć się do miana króla strzelców. W rozgrywkach 2023/24 najwięcej bramek spośród naszych rodaków zdobył Kamil Grosicki, czyli skrzydłowy. Zawodnik Pogoni Szczecin zdobył 13 goli, zajmując pod tym względem 3. miejsce za Erikiem Exposito z Hiszpanii (19 bramek) i Ilją Szkurinem z Białorusi (16). Za Grosickim uplasował się napastnik Zagłębia Lubin Dawid Kurminowski, który tracił 7 trafień do lidera. Rok wcześniej znów polski honor ratował Grosicki, który także strzelił 13 goli i zajął 3. lokatę w klasyfikacji strzelców. Najlepszym zawodnikiem grającym na pozycji napastnika w tamtym okresie był Szymon Włodarczyk z Górnika Zabrze, który strzelił… 9 goli.

Napastników nie ma

W ten sposób w dwóch poprzednich sezonach żaden z polskich napastników nie był zamieszany w walkę o bycie najlepszym snajperem, a na polskiego króla strzelców w ekstraklasie czekamy od 2017 roku. Wtedy najskuteczniejszy okazał się Marcin Robak, który zdobył 18 goli, grając dla Lecha Poznań. Warto jednak zaznaczyć, że w późniejszych latach polscy napastnicy także potrafili zaskoczyć. Na przykład Krzysztof Piątek w sezonie 2017/18 zdobył 21 goli, ale królem strzelców nie został (zajął 3. miejsce za Carlitosem i Igorem Angulo). Nawet Karol Angielski w rozgrywkach 2021/22 potrafił zająć 2. miejsce z 18 golami (9 z nich zdobył z rzutów karnych). Dlaczego więc w ostatnim czasie w żadnym klubie nie ma polskiego snajpera, który mógłby dorównać obcokrajowcom? Odpowiedź jest prosta - polskich snajperów w ekstraklasie po prostu nie ma. Przeanalizujmy sytuację wszystkich klubów. W Lechu w roli napastnika jesienią występował Ishak, w Rakowie Jonathan Braut Brunes lub Ivi Lopez (Norwegia/Hiszpania; od wiosny za gole odpowiedzialny będzie Rocha), w Jagiellonii Afimico Pululu (Angola), w Legii Marc Gual (Hiszpania), w Cracovii Kallman, w Górniku Luka Zahović (Słowenia), w Motorze Mraz, w Pogoni Koulouris, w Widzewie Rondić, w Piaście Jorge Felix (Hiszpania), w Radomiaku był Rocha, a będzie Jonathan Junior (Brazylia), w Stali Szkurin, w Puszczy Michalis Kossidis (Grecja), w Koronie Adrian Dalmau (Hiszpania), a w Lechii Bogdan Wjunnyk (Ukraina). W ten sposób dochodzimy do wniosku, że polscy snajperzy na regularne występy mogą liczyć tylko w Zagłębiu Lubin (Kurminowski, który przez sporą część rundy walczył z kontuzją), GKS-ie Katowice (Bergier, który korzysta na urazie Adama Zrelaka) oraz w Śląsku Wrocław (Sebastian Musiolik, który zdobył tylko 3 gole w ekstraklasie).

Jeśli się zastanowimy nad sytuacją polskich napastników w ekstraklasie, możemy dojść do wniosku, że wiosną na boiskach może być ich jeszcze mniej. W końcu w Śląsku niby na „szpicy” grać mogą Musiolik i Jakub Świerczok, ale klub zimą sprowadził Szweda palestyńskiego pochodzenia, Assada Al-Hamlawiego. Możliwe więc, że wiosną w ekstraklasie będziemy cyklicznie mogli oglądać tylko dwóch (!) polskich nominalnych napastników. Tak będzie do momentu, gdy Zrelak (Słowacja) z GKS-u Katowice nie dojdzie do pełni sprawności.

Statystyka nie kłamie

Co więcej, problem (jeśli tę sytuację można nazwać „problemem”) z brakiem Polaków nie występuje tylko na pozycji napastnika. Obcokrajowcy przejęli ekstraklasę. Weźmy na tapet Raków. W ostatnim meczu jesienią, przeciwko Motorowi Lublin, Marek Papszun wystawił w pierwszym składzie jednego Polaka i był nim bramkarz Kacper Trelowski. To oczywiście najbardziej jaskrawy przykład, ale struktura narodowościowa naruszona jest w wielu polskich klubach. W tym sezonie o sile zespołu Polacy w mniej niż 30 proc. (pod względem czasu spędzonego na boisku) stanowili także w Cracovii, Lechii oraz Pogoni. Ogólnie, biorąc pod uwagę całą ligę, udział obcokrajowców w spotkaniach wynosił 52 proc. W ten sposób łatwiej - statystycznie -w ekstraklasie jest znaleźć zawodnika zagranicznego niż krajowego.

Kacper Janoszka