Sport

Polki „czarnym koniem”

Fot. Artur Kraszewski/PressFocus


Polki „czarnym koniem”

Rozmowa z Sebastianem Świderskim, prezesem Polskiego Związki Piłki Siatkowej


Obserwując rozgrywki ligowe i widząc urazy kadrowiczów, to w perspektywie igrzysk pojawia się u pana niepokój?


- Oczywiście, nawet podwójny. Po pierwsze kontuzje, które powodują, że zawodnicy nie mogą grać i trenować. Po drugie, rozgrywki w naszym kraju są trudne, czasami połączone z finałami Ligi Mistrzów, które przedłużają sezon ligowy, w wyniku czego siatkarze są lepiej przygotowani do okresu reprezentacyjnego, są bardziej pewni swoich umiejętności i tego, co robią na boisku, a teraz ci, którzy wrócą po długiej przerwie, będą musieli dopiero odbudowywać formę oraz poziom sportowy. Dlatego jestem bardzo mocno zaniepokojony, ale też wierzę w to, że nasi zawodnicy wrócą do zdrowia i zdążą przygotować się fizycznie, a już w trakcie rozgrywek reprezentacyjnych również mentalnie do igrzysk.

 

Trener reprezentacji Nikola Grbic poinformował, że pierwsze zgrupowanie rozpocznie się już 29 kwietnia. To wystarczający czas, by przygotować kadrę do imprezy czterolecia?


- Przygotowania rozpoczęły się już w momencie, kiedy nasza drużyna zakwalifikowała się do igrzysk. Wtedy zaczyna się praca mentalna i w pewnym sensie też fizyczna przed tak trudnym i ważnym sezonem reprezentacyjnym. 29 kwietnia spotykamy się z kadrowiczami i zaczynamy już konkretną pracę. Trzeba będzie dać trochę odpocząć bardziej obciążonym zawodnikom po rozgrywkach klubowych.

 

W tym roku po raz pierwszy od 2008 roku w igrzyskach zagrają zarówno męska, jak i żeńska reprezentacja Polski. W Pekinie jako zawodnik był pan już w takiej sytuacji. To dodatkowy plus?


- Myślę, że tak. Takie wsparcie poza treningami jest cenne, chociaż pamiętajmy, że obie ścieżki trochę się rozchodzą, gdyż w innych terminach grają panie, a w innych panowie. Spotkań nie jest za dużo, ale możliwość wspólnych posiłków i rozmów, analizy, wymiany doświadczeń daje dużo pozytywnych emocji.

 

Bardzo trudno będzie przebić zeszły rok pod względem sukcesów w siatkówce halowej, jak i plażowej?


- Będzie bardzo trudno, ale właściwie to nie będzie niemożliwe, bo już nigdy nie będzie tylu imprez w jednym sezonie. Odchodzą m.in. turnieje kwalifikacyjne do igrzysk, które nie są co prawdą imprezą medalową, ale niezwykle prestiżową. Patrząc jednak na ten rok, to w europejskich pucharach mamy już jedno trofeum i jeszcze dwie szanse przed nami. Będzie bardzo ważna dla nas Liga Narodów, bo choć mamy już kwalifikację do igrzysk, to punkty rankingowe są kluczowe dla rozstawienia, a smak i waga rozgrywek olimpijskich są ogromne, szczególnie biorąc pod uwagę, że przez wiele lat nie udawało się wejść do „czwórki”, a tym bardziej wywalczyć medalu. Dlatego jakikolwiek medal w Paryżu będzie dużym sukcesem, zarówno w siatkówce plażowej, jak i halowej, gdzie nie tylko panowie mają szansę na medal, ale nasze panie mogą być „czarnym koniem” tego turnieju.

 

W przyszłym roku siatkarzy i siatkarki czekają mistrzostwa świata. Wciąż nie wiadomo jednak, gdzie się odbędą, a czzasu na organizację zostało przecież bardzo mało...


- Możliwe, że gospodarze już wiedzą, że została im przyznana organizacja tych imprez i już działają. Czy w takim pośpiechu warto organizować taki turniej? Wydaje mi się, że nie. Promocja powinna być odpowiednia, a na to potrzeba więcej czasu.

 

Miał pan już okazję porozmawiać z nowym ministrem sportu, Sławomirem Nitrasem, na temat współpracy z PZPS?

- Tak, mówiliśmy, co i jak robimy, jakie są plany na przyszłość. Było bardziej informacyjne. Jesteśmy też już umówieni w najbliższym czasie na kolejne rozmowy, już bardziej szczegółowe, dotyczące także m.in. mistrzostw świata w 2027 roku, których jesteśmy organizatorem, bo chcemy już zacząć przygotowania do tej imprezy.


Rozmawiała Monika Sapela/PAP