Pokaz siły
ŁKS wysoko pokonał Wisłę w zaległym meczu 1. kolejki. Łodzianie mogą się pochwalić najdłuższą serią wygranych w I lidze.
Podopieczni Jakuba Dziółki niemrawo zaczęli sezon, ale jak już ruszyli z kopyta, to nie ma na nich mocnych. Wczoraj zaliczyli piąte zwycięstwo z rzędu, które otworzyło im drzwi do strefy barażowej. Takiej serii nie ma nawet Bruk-Bet Termalica Nieciecza, lider rozgrywek, z którym łodzianie zagrają już w weekend. Tymczasem Wisła, która ma do rozegrania jeszcze dwa zaległe spotkania, osiadła na dole tabeli po zaledwie punkcie zdobytym w trzech ostatnich meczach.
Po dośrodkowaniach
Od początku było widać, że na stadionie imienia Władysława Króla mierzą się zespoły mające w szeregach jakościowych piłkarzy. Łodzianie często stawiali na wytrenowany pressing, którym utrudniali wiślakom rozegranie. Mimo to zespół z Krakowa starał się budować akcje od bramkarza. Dopiero w 10 minucie udało się wykreować pierwszą okazję do objęcia prowadzenia i od razu została zamieniona na gola. Po krótko rozegranym rożnym Kamil Dankowski zacentrował z prawej strony w pole karne, gdzie Andreu Arasa wygrał pojedynek powietrzny z Patrykiem Gogółem. Nie był tu udany powrót pomocnika „Białej gwiazdy” do wyjściowego składu (zagrał w nim po raz pierwszy od 8 sierpnia), w którym zastąpił Oliviera Sukiennickiego i został zdjęty jeszcze w pierwszej połowie. Niemal kwadrans po stracie gola krakowianie oddali pierwszy celny strzał. W ostatniej fazie szybkiej akcji Gogół zagrał w pole karne do Angela Rodado, a Hiszpan obrócił się z obrońcą na plecach i uderzył po ziemi, czym sprawił wiele problemów Aleksandrowi Bobkowi. Bramkarz odbił także piłkę po próbie Gogóła. Między tymi szansami wiślaków spadkowicz z ekstraklasy podwyższył prowadzenie. Goście popełnili zbyt dużo błędów w ustawieniu i atakowaniu piłki, z czego skorzystali dośrodkowujący z lewej Arasa i wbiegający zza pleców obrońców Stefan Feiertag.
Kropka nad „i”
Trener Moskal nie czekał ze zmianami i jeszcze przed przerwą przeprowadził podwójną roszadę, zmieniając między innymi młodzieżowca. Gra Wisły wyglądała lepiej, ale nadal główną bolączką przyjezdnych były nieudane uderzenia. ŁKS szczególnie nie parł do przodu, mając korzystny wynik. Gdy jednak wychodził pod bramkę Antona Cziczkana, od razu robiło się w nim gorąco. Tak było po uderzeniu Mateusza Wysokińskiego z dystansu. Po interwencji bramkarza ręką zagrał Sukiennicki (ruch do piłki) i po długiej analizie VAR sędzia wskazał na jedenasty metr. Trzeciego gola strzelił Michał Mokrzycki, którego Moskal chciał latem sprowadzić do Wisły, ale ostatecznie transfer nie doszedł do skutku.
To trafienie sprawiło, że z wiślaków zeszło powietrze. Niby kopali piłkę na połowie gospodarzy, ale głównie w tempie, które nie robiło na rywalach większego wrażenia. W końcówce znów pokazał się Rodado, ale Bobek dorównywał formą kolegom z pola. Skapitulował dopiero w doliczonym czasie po dośrodkowaniu Frederica Duarte i główce Alana Urygi.
Michał Knura