PODWÓJNY NELSON

Bogdan Nather

Sponiewierana legenda

Pana Jana z Sosnowca (nazwisko tylko do mojej wiadomości) poznałem - telefonicznie - przed kilkoma laty. Do kontaktu ze mną skłonił go jeden z felietonów, który zamieściłem na łamach „Sportu”. Był na tyle merytorycznym i miłym rozmówcą, że nie miałem obiekcji, by podać mu numer mojego służbowego telefonu. Od tamtej pory dosyć regularnie rozmawiamy, dzieląc się spostrzeżeniami i komentarzami. I chociaż nie zawsze się zgadzamy, nie wpływa to w żaden negatywny sposób na nasze relacje.

W poniedziałek pan Jan zadzwonił do mnie i nie potrafił ukryć swojego oburzenia sytuacją, z jaką zetknął się podczas meczu Zagłębia z Miedzią Legnica. „Wybrałem się na ten mecz tylko z jednego powodu - zapowiedziano uczczenie minutą ciszy zmarłego niedawno Andrzeja Jarosika, który był jednym z moich idoli w latach młodości. Zabrałem ze sobą wnuka, który uczęszcza do 6. klasy szkoły podstawowej. Zaopatrzyłem go nawet w klubowy szalik, by mógł oddać hołd piłkarskiej legendzie Zagłębia. Niestety, spotkał mnie srogi zawód i to z kilku powodów. Przede wszystkim minuta ciszy trwała... 30 sekund, na telebimie śmigały reklamy i ani razu nie pojawiło się na nich zdjęcie śp. Andrzeja Jarosika! Nie wierzę, żeby w klubowym archiwum nie było ani jednego zdjęcia tego wybitnego napastnika. Czarę goryczy dopełniła postawa zawodników Zagłębia. Nie mówię piłkarzy, bo oni na to nie zasługują. Zero ambicji i woli walki, nawet na to ich nie stać. To co, może mamy ich prosić na kolanach, by łaskawie zaczęli biegać na boisku w przyzwoitym tempie? Przecież nie robią tego społecznie, tylko inkasują potężne kwoty, nieosiągalne dla przeciętnego kibica”.

To bardzo smutne refleksje pana Jana, lecz wcale nie dziwię się jego rozgoryczeniu. Andrzej Jarosik nie był pierwszym lepszym z brzegu piłkarzem, lecz wybitnym snajperem. W latach 1958-74 rozegrał 265 meczów w ówczesnej 1. lidze (obecnie ekstraklasie) istrzelił 113 goli. Do dzisiaj nikt się nawet nie zbliżył do tego wyniku. W latach 1970 i 1971 był królem strzelców ekstraklasy, trzykrotnie zdobył z Zagłębiem wicemistrzostwo Polski, dwukrotnie wywalczył Puchar Polski, w 1970 roku zdobył „Złote buty” naszej redakcji.

Kto jak kto, ale taki facet zasłużył na szacunek, niezależnie od tego, jaki miał charakter i czy dał się lubić. Obecnym działaczom Zagłębia zabrakło nie tylko dobrego smaku, ale zwyczajnej, ludzkiej uczciwości.