Podwójny fart
Mimo miażdżącej przewagi lider uratował remis z „Miedzianką” dopiero w doliczonym czasie gry.
Nim rozległ się pierwszy gwizdek arbitra Łukasza Szczecha, z okazji 106. rocznicy odzyskania niepodległości wybrzmiał hymn Polski. Ponadto specjalną statuetkę i koszulkę z okazji rozegrania 250 meczów w barwach Bruk-Betu Termaliki otrzymał 36-letni obrońca Artem Putiwcew. Urodzony w Charkowie piłkarz od października 2021 r. ma polskie obywatelstwo.
Gospodarze uratowali punkt dosłownie w ostatniej chwili, bo wyrównującego gola strzelili w piątej minucie doliczonego czasu, gdy po dośrodkowaniu Damiana Hilbrychta z kornera bramkarza „Miedzianki” Jakuba Wrąbla strzałem głową zmusił do kapitulacji wspomniany Putiwcew. Ten gol należał się gospodarzom jak psu miska, bo statystyki przemawiały zdecydowanie na ich korzyść. Zresztą popatrzmy: posiadanie piłki - 69-31%, strzały celne - 3:3, strzały niecelne - 11:1, rzuty rożne - 11:0, spalone - 1:5, faule – 15:15.
Mimo optycznej przewagi podopieczni trenera Marcina Brosza musieli gonić wynik, tracąc gola w niecodziennych okolicznościach. Michael Kostka posłał długie podanie z prawej flanki na drugą stronę boiska, do Kamila Antonika. Ten oddał strzał, a odbita od Gabriela Barsaumo Isika futbolówka przeleciała ponad bramkarzem Adrianem Chovanem i zatrzymała się w siatce. Być może gościom korzystny wynik udałoby się utrzymać, gdyby nie bezmyślność Kostki. Niemiecki obrońca (ma również polskie obywatelstwo) mając żółtą kartkę sfaulował byłego zawodnika legniczan Kamila Zapolnika, ujrzał po raz drugi „żółtko” i pomaszerował do szatni. Niewiele brakowało, by w 91 min zgasła nadzieja „Słoników” na uratowanie twarzy i... punktu, ale na ich szczęście po strzale Jacka Podgórskiego futbolówka odbiła się od słupka. Na zakończenie, w ramach ciekawostki dodam, że jednym z asystentów Łukasza Szczecha był Błażej Granat, syn byłego arbitra międzynarodowego, Jacka.
- Mimo że zremisowaliśmy na boisku lidera, wyjeżdżamy z ogromnym niedosytem - powiedział trener gości, Ireneusz Mamrot. - Bardzo dobrze broniliśmy w dziesiątkę, przeciwnik praktycznie nie stwarzał zagrożenia. Dwie minuty do końca mieliśmy piłkę meczową, praktycznie 200-procentową, której jednak nie wykorzystaliśmy i to się zemściło.
- Oddaliśmy aż 25 strzałów, z których tylko trzy były celne - nie ukrywał rozczarowania trener Bruk-Betu, Marcin Brosz. - Po prostu zabrakło nam skuteczności, na treningach to wychodzi, w meczu niekoniecznie, bo dochodzi do tego odpowiedzialność. W takich sytuacjach ważne jest doświadczenie. Cieszy mnie to, że cały zespół do końca wierzył, że możemy strzelić wyrównującą bramkę.
Bogdan Nather