Sport

Podatek beniaminka

GieKSa nie powstrzymała zmierzającego po mistrzostwo Lecha Poznań.

Alan Czerwiński (z prawej) miał sporo pracy w meczu przeciwko byłemu zespołowi. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

Po raz drugi w tym sezonie katowiczanie przekonali się, jak duża jest różnica pomiędzy ekstraklasą a 1. ligą. Najpierw musieli uznać wyższość Legii Warszawa, z którą pod koniec października przegrali 1:4, a w minioną sobotę zostali zdominowani przez Lecha Poznań i tylko mała liczba straconych bramek może cieszyć kibiców ze stolicy województwa śląskiego.

Po spotkaniu w Warszawie trener GieKSy podkreślał, z jak dobrym rywalem musieli mierzyć się jego zawodnicy. Trzybramkowa strata do „Wojskowych” nie mogła dziwić. W końcu było to starcie jednej z najlepszych ekip w bieżącym sezonie z beniaminkiem, który nadal uczył się ekstraklasy. Legia była po prostu nie do pokonania.

Po spotkaniu z Lechem można wyciągnąć podobne wnioski. Katowiczanie znów mierzyli się z zespołem z ligowej czołówki i musieli stawić czoła ogromnemu wyzwaniu. Lech nie tylko był groźny w ataku, ale przede wszystkim bardzo odpowiedzialnie grał w obronie. – To dla nas cenna lekcja. Mimo wszystko był to udany wieczór, choć przecież nie mamy po spotkaniu korzyści punktowej. Mamy natomiast wiele korzyści z obserwacji, z doświadczenia gry z zespołami, z którymi musimy się w ekstraklasie mierzyć – powiedział po spotkaniu Rafał Górak, który poszukiwał optymistycznych wniosków. Po ostatnim gwizdku fani GKS-u, którzy pojawili się na stadionie przy Bułgarskiej, wiedzieli, że ich ulubieńcy nie mogli zrobić więcej. Zderzyli się z rozpędzoną poznańską lokomotywą, która zmierza do celu, jakim jest mistrzostwo Polski.

Godna pochwały dla katowiczan jest próba utrzymania stylu gry, który był prezentowany w poprzednich starciach, także w rywalizacji z liderem tabeli. GieKSie oczywiście nie zawsze wszystko wychodziło. Zabrakło jej doświadczenia. - Chcieliśmy wysoko atakować przeciwników, stosować skoki pressingowe. Wielokrotnie odbieraliśmy piłkę, ale za szybko ją traciliśmy. To nas zawiodło, ale błędy wynikały także z gry piłkarzy Lecha. Doskonale reagowali na nasz pressing i odbiory. Gdybyśmy mieli więcej czasu, żeby futbolówkę po przechwycie przytrzymać, sądzę, że zagrozilibyśmy Lechowi – stwierdził szkoleniowiec. Więcej czasu piłkarze z Katowic jednak nie dostali.

Z drugiej strony, nie wiadomo, jak komentowałby mecz z Lechem trener Górak, gdyby nie fantastyczna postawa Dawida Kudły między słupkami. Tak naprawdę to dzięki niemu katowiczanie przegrali tylko dwiema bramkami. Co prawda już w 3 minucie przepuścił strzał, ale później wyczyniał cuda. – Dużym problemem była szybko stracona bramka. To mogło zdeprymować zespół, który nie był faworytem. Przy licznej publiczności taki gol może spowodować, że drużyna się pogubi. Tak się jednak nie stało. Z tego powodu w pewien sposób mogę być zadowolony – przekazał trener Górak. Prawda jest jednak taka, że głównie Kudle drużyna zawdzięcza to, że „zespół nie dał się zdeprymować”.

Kacper Janoszka