Sport

POD NAPIĘCIEM

◼ 1. Żal za grzechy Dawida ◼ 2. Pokuta Jesusa ◼ 3. Rozgrzeszenie Marka

Marek Papszun (z prawej) „nagrzeszył” w Częstochowie, a Dawid Szwarga w Gdyni. Fot. Piotr Matusewicz / Press Focus

1. Żal za grzechy Dawida 

Co prawda wśród siedmiu grzechów głównych w katechizmie kościoła katolickiego nie ma gadulstwa, ale ósme przykazanie Dekalogu jasno nakazuje / zakazuje: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. W naszej rzeczywistości piłkarskiej okazało się, że wcale nie musi być ono fałszywe, by zostać wezwanym na dywanik. Przydarzyło się to Dawidowi Szwardze. – Trzeba pamiętać, że Widzew Łódź przeprowadził transfery za 6 milionów euro, a naszym najdroższym „transferem” była sauna – wyrwało mu się po porażce jego Arki z Widzewem. Prawda to oczywista, ale – według doniesień portalu trojmiasto.pl – musiał się tłumaczyć z jej upublicznienia. W ramach żalu za ów grzech – miast zakładania korony cierniowej – przydałaby się wygrana z Koroną...

2. Pokuta Jesusa

Jesus Imaz jak najbardziej słusznie w Białymstoku ma już status legendy; patrzeć tylko, jak przed Chorten Areną stanie jego statua (może niewiele ustępująca rozmiarami tej ze Świebodzina czy Sao Paulo). Jesus Jimenez z Zabrza wyjechał na tyle wcześnie, że na ikonografię i ikoniczność zapracować nie zdążył. Ale może uda się w Niecieczy, gdzie kandydatów na „żywoty świętych” jest dużo mniej w klubie z Roosevelta? Od miesiąca Hiszpan pracuje intensywnie w kierunku potencjalnej beatyfikacji. Musi jednak wykorzystywać takie okazje, jaką stworzył mu tydzień temu Radu Boboc w Lublinie. Gdyby trafił, Termalica byłaby o trzy punkty od strefy pucharowej w tabeli! Okazja do odpokutowania będzie już w sobotę i to kosztem samego mistrza z Poznania!

3. Rozgrzeszenie Marka

Siedem grzechów głównych Rakowa, wyliczonych w czwartkowym „Sporcie” przez Mariusza Rajka, skutecznie na razie utrudnia podopiecznym Marka Papszuna wejście do piłkarskiego raj(k)u. Ba; z 16. miejsca w tabeli zdecydowanie bliżej im do futbolowego piekła (formalnie – pierwszoligowej otchłani). Droga do (kibicowskiego) rozgrzeszenia jest jednak – dzięki terminarzowi – bardzo krótka. Nic nie sprawi fanom pod Jasną Górą (i szefowi klubu też oczywiście) większej frajdy, niż wygrana z Legią; od ładnych paru lat potyczki tych drużyn na boisku i poza nim mają temperaturę równą płomieniom buzującym pod piekielnymi kotłami.

(DaL)