Występujący z opaską kapitana Patryk Sikora miał świadomość, że Ruch mógł uniknąć porażki z Legią. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Poczuli niedosyt

Choć nie oddał ani jednego celnego strzału, Ruch jest rozczarowany porażką z wyraźnie faworyzowaną Legią. Trzeba przyznać, że niebezpodstawnie.

 

Wątków tego spotkania było co niemiara. W końcu mówimy o jednym z ligowych klasyków, który odbył się na legendarnym stadionie, a oglądało na żywo ponad 37 tysięcy kibiców. Dodatkowo było to pierwsze starcie w „Kotle Czarownic”, gdy w świeżo otwartym sektorze gości mogli zasiąść fani przyjezdnych. Było ich prawie 4500. Niestety, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dotarła do wszystkich smutna wiadomość, że w trakcie podróży pociągiem zmarł jeden z kibiców Legii.

 

Problemy organizacyjne

Piątkowy mecz wywołał też spory chaos komunikacyjny na granicy Katowic i Chorzowa. Sympatycy z Warszawy przybyli na Górny Śląsk pociągami, wysiadając na stacji Katowice Załęże. Stamtąd udali się w nieco ponad 4-kilometrowy pochód na Stadion Śląski. Pierwotnie ich trasa miała prowadzić w większości przez Park Śląski, by nie powodować wyłączenia istotnej z punktu widzenia logistyki miejskiej ulicy Chorzowskiej. Ogólnodostępne informacje ostrzegały, że ta może zostać ewentualnie zamknięta przez policję, ale tylko na fragmencie od wjazdu do Parku przy tzw. Karolince (gdzie parking miały mieć np. media) do ul. Parkowej. Tymczasem służby... zamknęły całą Chorzowską aż od wesołego miasteczka, czy ul. Bracką (w stronę dworca na Załężu), powodując wielkie zamieszenie i jeszcze większe korki w samym Chorzowie. Ograniczona została też komunikacja publiczna. Finalnie jednak wszyscy dotarli na mecz, a kibice gości zameldowali się w swoim sektorze w komplecie ok. 35 minuty.

 

Strzela tylko z Ruchem

Nie ma co ukrywać, że jeśli gdzieś było w piątek widowisko, to na trybunach, nie na boisku. Wielotysięczny doping gospodarzy robił wrażenie, nie zabrakło też efektownych opraw. Natomiast pod kątem sportowym zdecydowanie zabrakło jakości, której oczekiwało się przede wszystkim po Legii. Tymczasem warszawiacy oddali ledwie 6 uderzeń i nawet walczący o utrzymanie gospodarze mieli więcej – 8, ale bez celnego. Nie było mowy o ofensywnych popisach. Jedyną bramkę goście zdobyli po stracie Łukasza Monety w ataku, co jak na złość, nastąpiło akurat, gdy gospodarze mieli dobry moment. Ruszyła kontra. „Niebiescy” nie zdążyli odbudować ustawienia, a Blaż Kramer wystawił piłkę Marcowi Gualowi. Hiszpan strzelił swojego drugiego gola w ekstraklasie w tym sezonie i... drugiego z chorzowianami. Poza tym jednak „wojskowi” niewiele wykreowali. Przyzwoite szanse mieli potem Kramer czy Rosołek, a jedyną faktycznie stuprocentową Paweł Wszołek, który mógł podwyższyć, ale rewelacyjnie jego strzał wybronił Dante Stipica.

 

Dziwne zmiany

Chorwat był zresztą jednym z czterech nowych piłkarzy w podstawowej jedenastce Ruchu. Zaprezentował się bardzo pewnie (także w rozegraniu piłki, jakże istotnym dla debiutującego trenera Janusza Niedźwiedzia), choć niewiele miał do roboty. Poprawnie zagrał w obronie Patryk Stępiński, szarpać próbował tradycyjnie aktywny Robert Dadok, choć jego próba symulacji w polu karnym Legii była godna pożałowania. Najlepsze wrażenie zostawił chyba wszędobylski i pokazujący znakomite wyszkolenie Adam Vlkanova, dlatego mogło dziwić, że akurat on opuścił boisko w pierwszym rzucie zmian. Trudno coś sensownego napisać o występie Josemy, bo on był na murawie zbyt krótko, a trener... zaskoczył, wystawiając nominalnego stopera na lewym wahadle. Podobnie jak dziwne – choć w futbolu spotykane – było wprowadzenie kolejnego stopera Przemysława Szura na... środek ataku. Tym dziwniejsze było to, że zastąpił jedynego napastnika Michała Feliksa (bo Daniel Szczepan nie zagrał przez problemy z kolanem).

 

Letniowski się nie popisał

Inna sprawa, że Feliks nie pokazał się z dobrej strony. Nie był dokładny w swojej grze, miał problemy z przytrzymaniem piłki, nie stwarzał zagrożenia. Prócz tego zarówno kibice, jak i eksperci nisko ocenili występ Juliusza Letniowskiego. Środkowy pomocnik kilka razy popisał się walecznością, ale w jego grze dominowała niechlujność, niedokładność i błędne decyzje. Patrząc na to, działacze Ruchu zapewne tylko zintensyfikowali działania transferowe, które mają na celu pozyskanie kogoś na tę pozycję. W drugiej połowie źle wyglądała też lewa część obrony gospodarzy, a legioniści właśnie przestrzeń między stoperem i wahadłowym wykorzystywali w swoich szybkich wypadach.

 

Zaskoczenie dla obcego

Finalnie jednak w Chorzowie odczuwają niedosyt, o czym mówił zarówno Niedźwiedź, jak i piłkarze. Ruch postawił Legii trudne warunki i wcale nie musiał przegrać. Zero strzałów celnych mówi wiele, ale to nie znaczy, że w ogóle nie bywał pod „szesnastką” rywala. Często zakładał tam nawet pressing i raz nawet... odebrał piłkę stoperowi Radovanowi Pankovowi, choć na jego szczęście skończyło się tylko na kornerze. Ktoś obcy, kto obejrzałby ten mecz, nie powiedziałby, że rywalizują walczący o utrzymanie beniaminek oraz przedstawiciel Polski w pucharach. Gra obu drużyn... była równie słaba, tyle że mocniejsza kadrowo Legia wykorzystała błędy „Niebieskich” i „przepchnęła” spotkanie. Piotr Tubacki



37223

KIBICÓW

oglądało na Stadionie Śląskim mecz Ruchu z Legią. Tylko na dwóch spotkaniach ekstraklasy w tym sezonie oficjalna frekwencja była większa. Oba odbyły się we Wrocławiu, gdy Śląsk podejmował Legię (39583) oraz Raków (40000).