Sport

Płoche kanarki

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

Wojciech Kuczok

Jeśli za ojca zwycięstwa ze Szkotami uznamy Nicolę Zalewskiego, matką był Grant Campbell Hanley, który dwukrotnie wchodził z naszym skrzydłowym w kontakt tyleż bliski, co występny – tych dwóch dobrało się jak w korcu maku, narodziły się z tego dwie jedenastki, dwa gole i trzy punkty naszej marnej kadry. Trudno się dziwić, że z takim kapitanem kanarki z Norwich toną gdzieś w odmętach Championship. Zalewski to nie żaden Vinicius, ale na jego zwody Hanley uparcie stosował jedną zasadę: podstawiał mu nogę w polu karnym. Zwłaszcza w doliczonym czasie musiał się Szkot kierować jakimś niepowstrzymanym pragnieniem wspólnego wylądowania w parterze z Nicolą, bo Zalewski już właściwie wyjeżdżał poza linię autu, nawet gdyby ostatkiem sił zdążył dograć piłkę do środka, żadna krzywda by się gospodarzom nie stała.

Wygraliśmy więc mecz raczej dzięki podarunkom stopera rywali, niźli wskutek własnych zasług. Cudowny gol Sebastiana Szymańskiego byłby ledwie honorowym w tym meczu, gdzie graliśmy futbol kaprawy: paniczny z tyłu i rachityczny z przodu. Spotkały się dwie najgorsze drużyny ostatnich mistrzostw Europy i niestety było to widać gołym okiem – gdyby nieporadność miała wartość energetyczną, można by tym meczem zasilić elektrownię atomową. Trudno mieć jednak pretensje, skoro trzon naszej ekipy stanowią w najlepszym razie rezerwowi w swoich klubach.

Tak to się porobiło tego lata, że Piotr Zieliński nie łapie się na razie do składu Interu, Nicola Zalewski wchodzi z ławki w Romie, Kacper Urbański zagrał ledwie kilka minut w Bolonii i nie został zgłoszony do podstawowej kadry na Ligę Mistrzów, a Jakubowi Kiwiorowi rosną odciski od oglądania meczów Arsenalu na siedząco. W efekcie Kiwior zagrał w pierwszej połowie taki kryminał, że chyba wyłącznie litości Probierza zawdzięcza dotrwanie na boisku do przerwy. Litość to zresztą niepotrzebna i szkodliwa, tylko niezgrabność rywali sprawiła, że po interwencjach Tyszanina nie padły co najmniej dwa gole. Tu trzeba bić na alarm, bo przyszłość naszego zdolnego obrońcy tonie w londyńskiej mgle – jeśli nie zostanie w trybie pilnym wysłany gdzieś o dwa poziomy niżej, długo sobie w piłkę nie pogra.

Zieliński, nie dość, że nie ograny w sezonie, musiał się ogarnąć na nowej pozycji, bo Probierzowi zachciało się eksperymentu – w efekcie zamiast rozgrywać piłkę z naturalną dla siebie swobodą, głównie kręcił slalomy między presującymi go rywalami, twarzą do własnej bramki. Zrobić z tak kreatywnego playmakera defensywnego pomocnika to pomysł tyleż ekscentryczny, co samobójczy – przeciw takim piłkarskim bambikom jak Szkoci można się powygłupiać, ale mam nadzieję że na Chorwację Zieliński wyjdzie już na swojej nominalnej pozycji.

Nie chciałbym też oglądać już między słupkami Marcina Bułki – rozumiem, że Probierz chciał być uczciwy, dać obu potencjalnym następcom Szczęsnego po jednej szansie, ale mnie ta wysilona sprawiedliwość nie przekonuje. Po takim meczu, jaki zagrał Skorupski przeciw Francuzom na Euro, należał mu się pierwszy skład bez dodatkowych castingów. Od kilku dekad potrzebujemy golkipera, który uratuje nam przynajmniej jedną sytuację niemożliwą do obronienia, a kontaktowa bramka Szkotów padła po strzale do obrony – dla Skorupskiego to byłaby bułka z masłem, Bułka puścił suchara. Na szczęście jego vis-a-vis, Angus Gunn, kolejny gościnny kanarek z Norwich, przy koszmarnie wykonanym karnym Zalewskiego pokazał, jak puszczać strzały niemożliwe do wpuszczenia. Skądinąd, w tak ważnym momencie meczu trener powinien stanowczo przypomnieć Nicoli, że wedle niepisanej zasady poszkodowany nie powinien sam wymierzać sprawiedliwości. Tym razem się udało po dziurawych rękach bramkarza, ale dziewięć na dziesięć takich jedenastek jest bronionych.

Obawiam się, że limit farta, który powinien nam się przydać w meczach przeciw silniejszym rywalom, wykorzystaliśmy na Hampden Park w całości. Tymczasem na Estadio da Luz okazało się w czwartek, że pomimo destrukcyjnego wpływu na grę reprezentacji Portugalii w ostatnim Euro, Cristiano Ronaldo wciąż nie odpuszcza. Strzelił nawet bramkę, więc będzie alibi, aby wciąż go trzymać w reprezentacji. Chorwacja w kryzysie przegrała, ale śmiem twierdzić, że obecność Ronaldo obecnie raczej osłabia wartość kadry portugalskiej, w czym możemy upatrywać jakiejś nadziei za miesiąc w Warszawie.