Adam Borzęcki nadal realizuje swoje hokejowe marzenia. Fot. rodzinne archiwum


Po dwóch stronach rzeki...

Tata teraz realizuje się jako trener, zaś syn wkracza w dorosłe hokejowe życie.  

 

Zaczynał w Stoczniowcu Gdańsk, potem w swojej przygodzie zaliczył występy w Szwecji oraz za Oceanem, ale przez lata z sukcesami grał w Niemczech. Karierę kończył w wieku 40 lat w SC Bietigheim-Biassingen, jako mistrz DEL2. W reprezentacji Polski wystąpił 83 razy, zdobył 12 goli i uczestniczył w dziesięciu turniejach mistrzowskich. Już od kilku lat realizuje się jako szkoleniowiec drużyn młodzieżowych. Adam Borzęcki, bo o nim mowa, już postawił pierwsze kroki jako trener i ma wszelkie dane, by kontynuować hokejowe plany. Jego śladem podąża syn Jakub, który również postawił już pierwsze kroki w profesjonalnym hokeju - drugi sezon występuje Dusseldorfer EG. Obaj, tak jakby, są pod dwóch stronach tej samej rzeki.     


Krok po kroku

Adam po zakończeniu gry doskonale zdawał sobie sprawę, że drugi rozdział swojego życia zawodowego będzie również związany hokejem. Gdy się trenuje i gra przez 30 lat, to trudno wszystko rzucić w kąt z dnia na dzień. Zaczynał z najmłodszymi w Bietigheim-Biassingen i ta praca sprawiała mu wiele satysfakcji. Od początku zdawał sobie sprawę, że w tym zawodzie trzeba stawiać krok po kroku, a cierpliwość jest na pierwszym miejscu. Szybko otrzymał propozycję nowej pracy w Mannheim, w ośrodku sportowym, który skupia najzdolniejszą młodzież niemal z całego kraju. W tym mieście pierwsze kroki stawiało wielu obecnych reprezentantów kraju.     

- To już czwarty rok w tym zawodzie i cały czas praca nie tylko daje mi frajdę, ale również satysfakcję - mówi z uśmiechem nasz bohater. - Początkowo prowadziłem zespół U'15, ale wybuchła epidemia koronowirusa i zajęcia zostały przerwane. Moi pracodawcy zaproponowali mi przejście do zespołu z Heilbronu, występującego w DEL 2. Byłem asystentem odpowiedzialnym podczas zajęć za obrońców oraz analizę wideo. W profesjonalnym zespole praca jest nieco inna niż z młodzieżą, ale nie miałem problemów z adaptacją. Po sezonie powróciły zajęcia z młodymi i znów znalazłem się Mannheim. Teraz prowadzę już drugi sezon zespół U'17, czyli chłopaków urodzonych w 2007 r. i młodszych. Moim asystentem jest dobrze znany kibicom Andrzej Schubert, a dwa czy trzy razy w tygodniu pojawia się trener bramkarzy i on ma dodatkowe zajęcia. W najwyższej dywizji juniorskiej występują 22 zespoły, w pierwszej fazie sezonu byliśmy podzieleni na trzy grupy. Wygraliśmy wszystkie 10 meczów i awansowaliśmy do grupy mistrzowskiej, w której będziemy mieli 26 spotkań. Po raz pierwszy w rozgrywkach juniorskich i młodzieżowych będzie rozgrywany play off. To przedsmak dorosłego hokeja i sezon potrwa do końca kwietnia. Mam nadzieję, że będziemy w nim uczestniczyli do samego końca, bo mam fajnych, mocno zaangażowanych chłopaków i sam jestem podekscytowany tak ułożonym sezonem. Play off, moim zdaniem, sprawi, że młodzi hokeiści podczas gry pod presją znów wskoczą na wyższy poziom hokejowego wtajemniczenia.

 

Ułożona piramida

Szkoła hokejowa w Mannheim już od lat ma prestiż i swoją markę, ale na obu poziomach DEL-u wprowadzono obowiązek posiadania drużyny juniorskiej i stąd też wszystkie kluby wzięły się za solidne szkolenie najmłodszych. 

- Oprócz grup naborowych w Mannheim mamy po dwie drużyny U'9 i U'11 i z najlepszych tworzy się U'13, zaś pozostali tworzą jej zaplecze - wyjaśnia Borzęcki. - Potem jest kolejny zespół U'15 w nim mogą znaleźć się chłopaki z dalszych stron Niemiec. Miałem i nadal mam telefony od rodziców z zapytaniem czy ich syn może przyjechać na testy. Bywa i tak, że jeden z rodziców przenosi się z synem do Mannheim, by mógł trenować. A ponadto jest bursa, w niej mieszka około 20 zawodników z obu juniorskich drużyn. Praca trenerów, rzecz jasna, jest pod ścisłą kontrolą - im więcej sukcesów ze swoimi podopiecznymi, tym większa możliwość awansu. Mamy stworzone świetne warunki i trenujemy na lodowisku bardziej kameralnym, gdzie jeżdżą również łyżwiarze figurowi oraz specjaliści short tracku.

Młodzieżowe reprezentacje Niemiec i Polski dzieli różnica trzech poziomów, ale trudno się dziwić. Warunki pracy nie tylko w Mannheim, ale w pozostałych klubach zdecydowanie się różnią od tych jakie mamy u nas.

- Śledziłem mistrzostwa z udziałem reprezentacji Polski, ale nie będę się silił na ocenę, bo nie znam szczegółów - dodaje Borzęcki. - Za moich juniorskich czasów graliśmy z innymi, silniejszymi rywalami niż Chorwacja czy Estonia. Mam przyjaciół w Gdańsku i wiem w jakich warunkach pracują z młodzieżą. Ja mam komfortowe, określone zadania, mogę realizować swoje i to wszystko sprawia, że jestem zadowolony. Pewnie, że chciałoby się pracować w profesjonalnym seniorskim hokeju, ale to wiąże się z wieloma przeciwnościami oraz pewnym ryzykiem. Przede wszystkim wiązałoby się to przeprowadzką, a moja żona ma dobrą pracę i nie miałbym sumienia jej namawiać do zmiany. Ona całe swoje dorosłe życie wędrowała za mną tam gdzie grałem. Praca w zespole z DEL-u czy na nieco niższym poziomie wiąże się z ryzykiem, bo kilka porażek z rzędu sprawia, że działacze rozglądają się za nowym szkoleniowcem.

    

Murem za Kubą

Jakub, syn Irminy i Adama, podążą również sportową ścieżką. Jako nastolatek pobierał nie tylko hokejową naukę w akademii Red Bulla Salzburg. Potem występował przez rok austriackim zespole seniorów. A teraz drugi sezon gra w Dusseldorfer EG. Tuż przed świętami spokojny i zrównoważony Kuba stoczył solidny pojedynek pięściarski, który stał się hitem internetu. A w drugi dzień świąt zaliczył pierwszego gola w sezonie w meczu z Augsburgiem.

- Gdy zaczynał hokejową zabawę, to strofowałem go za zbyt ostre wejścia w kolegów i pewnie wziął sobie to do serca - śmieje się Adam. - Stał się spokojniejszy i stroni od takich starć. Całą rodziną byliśmy w Mannhein na meczu i byliśmy zdziwieni, że wdał się taką bójkę. Najwyraźniej się wkurzył, ale hokej to przecież gra nie dla mięczaków. Z żoną i córką Olivią mocno mu kibicujemy. On trochę ubolewa, że dostaje mniej minut na lodzie, ale taka jest kolej rzeczy. Przez to wszystko trzeba przejść. Mocno mu doskwierało, że nie zdobył gola, ale w końcu z Augsburgiem trafił do bramki i, mam nadzieję, że się odblokował. Zobaczymy jak potoczą się jego sportowe losy.

Jakub za kilka dni skończy 22 lata i podobnie jak tata jest związany z hokejem, ale w nieco innej roli. Tata jako trener na chłodno analizuje poczynania syna. Jakub, mający również paszport amerykański (urodzony w Syrakuzach), występował w juniorskich reprezentacjach Niemiec, ale pewnie po cichu marzy o tej najważniejszej seniorskiej. Jak będzie to czas pokaże...

Włodzimierz Sowiński