Sport

Po deszczu wychodzi słońce

Rozmowa z Patrykiem Dudkiem, świeżo upieczonym mistrzem Europy na żużlu

Patryk Dudek z tytułem mistrzowskim w garści! Fot. Marcin Karczewski / PressFocus

Patryk Dudek dziś w koronie. Bardzo szczęśliwy?

- Po różnych przebojach, ale finalnie tak. Były to ciężkie i trudne zawody dla mnie. Było trochę problemówm jak w zeszłym roku w challenge'u tutaj, ale finalnie z happy endem, więc nie wiem, czy opowiadać i się o tym rozgadywać, co się działo na początku zawodów. W sumie przecież wyszło tak jak bym sobie życzył.

Już po 20. wyścigu mógł się pan cieszyć ze złotego medalu i awansu do przyszłorocznego cyklu Grand Prix. Ale postawił pan jeszcze kropkę nad „i” w wielkim finale.

- Starałem się jechać do końca, jednak nawet w tym finałowym biegu miałem duże problemy, bo od startu nie było dobrze. Tym bardziej, że tor nie był jakiś dzisiaj sympatyczny do ścigania. Ale trzeba wykorzystywać momenty na torze i udało mi się to zrobić w pierwszym łuku.

Co się działo w pańskim w boksie - i u pana ogólnie - przed tymi zawodami. Czy czuł pan, że może się wydarzyć coś wielkiego? Czuł pan jakąś dodatkową ekscytację?

- W sumie po treningu było OK. Niczym się nie stresowałem, bo trening był udany. Może po drugim, trzecim biegu coś tam się zadziało, ale zrobiliśmy zmianę na kolejny bieg i to ruszyło, więc końcówka była dobra. Jeśli start nie wychodził, to na trasie byłem dość szybki, żeby poradzić sobie z chłopakami. Pierwsze trzy biegi były trudne, ale taki jest właśnie żużel, że nie da się wygrywać każdego biegu.

To jest niesamowity dla pana rok: mistrzostwo Polski, teraz mistrzostwo Europy. Co będzie w kolejnym sezonie? Żartowaliśmy z pańskim teamem, że trzeba będzie powalczyć o mistrzostwo świata z Bartkiem!

- Każdy rok jest inny. Dwa lata temu była masakra... Teraz pocieszę się z godzinę, dwie. Za wieżyczkę sędziowską pójdę, coś tam zjem i do domu. W niedzielę kolejne zawody i na tym się skupiam, a co będzie za rok? Pożyjemy – zobaczymy.

Czy uto jest najlepszy sezon w pańskiej karierze? Lepszy niż ten, gdy zdobywał pan indywidualne wicemistrzostwo świata?

- Ja na to nie patrzę, nie bawię się w statystyki, nie liczę średnich. Dla mnie jest najważniejsze cały i zdrowo objechać sezon, a reszta przyjdzie sama. Zawsze to mówię w marcu przed sezonem, gdy rozmawiam z mediami. Moje motto jest proste: raz lepiej, raz gorzej - jak w życiu. Mówiąc poetycko: po deszczu wychodzi słońce.

A pan wie, gdzie jest tajemnica sukcesów z tego roku? Dlaczego tak wszystko zagrało?

- Ciężko powiedzieć, jeśli się przygotowujesz do każdego roku tak samo. Jedziesz z podobnymi ustawieniami jak przez dziesięć lat, a raz to „gryzie”, a raz nie. Powodzenia w rozstrzyganiu tej zagadki (śmiech), bo mnie jest ciężko się wypowiedzieć na ten temat. Na pewno żużel jest specyficzny i bardzo trudny, ale trzeba się z tego dostosowywać.

Policzył pan, ilu kibiców wspierało pana w Pardubicach?

- Spokojnie setka była – myślę. Ale może i więcej?

Sezon ma pan świetny, ale przed panem jeszcze dwie wielkie imprezy: finał drużynowych mistrzostw Polski na żużlu i Speed Of Nations. Dwa zwycięstwa byłyby idealnym ukoronowaniem!

- Oby się spełniło!

Rozmawiał w Pardubicach
Mariusz Rajek