Plan B jestniemożliwy
Rozmowa z Wojciechem Fibakiem, pierwszym Polakiem w światowym Top 10, finalistą Masters i czterokrotnym ćwierćfinalistą turniejów wielkoszlemowych
Iga ma trudny romans z trawą, do miłości jeszcze bardzo daleko... Fot.Han Yan/Xinhua/PressFocus
Plan B jest niemożliwy
Rozmowa z Wojciechem Fibakiem, pierwszym Polakiem w światowym Top 10, finalistą Masters i czterokrotnym ćwierćfinalistą turniejów wielkoszlemowych
Jakie emocje odczuwa pan po pożegnaniu Wimbledonu przez Igę Świątek, która przegrała z Kazaszką Julią Putincewą?
- Jestem oczywiście pełen smutku, bo po serii zwycięstw Igi można było mieć nadzieję, że wygra więcej meczów w tym turnieju niż dwa. Tym bardziej że Iga rozstrzygnęła na swoją korzyść pierwszego seta i mogło wydawać się, że wszystko jest na dobrej drodze. Ale Iga nie potrafi rządzić w Wimbledonie. Nie mam tu żadnej satysfakcji, ale jednak potwierdziło się to, co widzę i o czym mówię od kilku lat – Iga jest kompletnie inną tenisistką na trawie i niż na nawierzchni twardej czy mączce.
Jak tę „inność" można by wyjaśnić?
- Nie czuje się tak komfortowo, nie potrafi zdominować rywalek tak, jak na innych nawierzchniach. Na kortach w Paryżu czy w Stanach i Australii są dwie, trzy tenisistki, które mogą ją pokonać, no w porywach pięć. Na trawie nagle jest w stanie wygrać z Polką ze trzydzieści, czterdzieści dziewczyn, praktycznie jedna trzecia drabinki wielkoszlemowej, więc ta porażka generalnie nie jest aż takim zaskoczeniem, choć nie grała z zawodniczką klasy Jeleny Rybakiny.
Z Putincewą Świątek wygrała wszystkie cztery poprzednie potyczki, ale faktycznie - na mączce i hardzie.
- Chciałbym to podkreślić - Putincewa rozegrała fenomenalne spotkanie i trzeba ją pochwalić. Odblokowała się chyba w Birmingham, gdzie wygrała wcześniej turniej. Grała płaską, bardzo nieprzyjemną dla Igi piłkę, kombinacyjnie, śmiało w ataku i mądrze w obronie, rewelacyjnym skrótem wybijała Igę z rytmu. Teraz z Jeleną Ostapienko, która też uderza bardzo mocno, będzie ciekawy mecz.
Na czym polega ten brak komfortu Świątek w Wimbledonie?
- Większość atutów, którymi imponuje Iga, pozostaje nimi – serwis, nawet bekhend czy poruszanie się po korcie – mój podopieczny, wielki Ivan Lendl, nigdy na przykład nie wygrał Wimbledonu, bo kompletnie nie potrafił poruszać się na trawie. U Igi przede wszystkim szwankuje forhend, nie spełnia oczekiwań w takim stopniu, jak na innych nawierzchniach. Nierówna nawierzchnia i niższy poziom odbicia piłki sprawiają, że często trafia w nią nieczysto czy ramą.
Niektórzy komentatorzy zarzucają Idze i jej sztabowi, że nie miała planu B na mecz z Putincewą.
- Nie ma planu B, bo trudno taki wprowadzić. Jeżeli Tomek Wiktorowski powiedziałby Idze „nie bij mocno”, to ona straciłaby pewność siebie. Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie: Iga gra atakujący tenis z głębi kortu i na tym opiera zdobywanie punktów. Iga nigdy inaczej nie wygrywała.
Naprawdę nie powinna wprowadzić do swojej gry bardziej urozmaiconego tenisa – woleja, skrótu, slajsu?
- Jakieś półtora roku temu Tomek zablokował Idze skrót, i słusznie, bo wprowadzał chaos w jej grze. Iga nie zawsze potrafiła go wykonać dobrze, albo był za krótki, albo za wysoki, i wpadała przez to w tarapaty. To samo z wolejem - operuje nim i potrafi to robić, ale nie potrzebuje kończyć nim akcji. To komplikacja w jej stylu gry. W przyszłości być może Iga wprowadzi rezerwowe uderzenia, bo choćby skrót akurat na trawie czasem załatwiłby sprawę, ale też nie wprowadzałbym radykalnych zmian w stylu jej gry.
Świątek po meczu z Putincewą powiedziała, że nie wypoczęła wystarczająco pomiędzy Rolandem Garrosem a Wimbledonem, choć nie zagrała w tym czasie w żadnym turnieju. Jak pan to rozumie?
- Moim zdaniem nie chodzi tu wcale o zmęczenie fizyczne, bo choć Iga rozegrała bardzo dużo meczów, to tak naprawdę jedynie Naomi Osaka w drugiej rundzie w Paryżu zmusiła ją do większego wysiłku. Ogólne chodzi o zmęczenie emocjonalne i psychiczne związane z podróżami, konferencjami, aktywnościami medialnymi, napięciem związanym z presją meczową. Z perspektywy własnego doświadczenia, osoby, która wiele meczów singla i debla rozegrała na kortach centralnych, doskonale rozumiem Igę.
Wierzy pan, że Iga wygra kiedyś Wimbledon?
- Wierzę. Rafael Nadal nigdy nie był specjalistą gry na trawie, ale wygrał Wimbledon dwukrotnie.
Czy ostatnia porażka zmienia pozycję Igi w kontekście turnieju olimpijskiego?
- Igrzyska nie mają nic wspólnego z Wimbledonem. Iga wróci na swoje ulubione korty w Paryżu i będzie znowu faworytką do zwycięstwa.
Oprócz Igi z turniejem w Londynie pożegnały się też broniąca tytułu Marketa Vondrousova czy rozstawiona z dwójką Coco Gauff, w ogóle nie gra światowa trójka Aryna Sabalenka. Wygra więc po raz drugi Jelena Rybakina?
- Ogólnie jest faworytką, gra wzorcowy tenis na trawie, świetnie się na niej czuje, dominuje. Skoro tak doświadczona tenisistka - choć wracająca po macierzyństwie - jak Karolina Woźniacka - potrafi ugrać z Rybakiną tylko jednego gema, to jest wymowne. Ale pytanie, jak będzie ze zdrowiem Jeleny, bo z tym różnie bywało.
Był pan jednym z tych, którzy wróżyli sukces w tym roku Hubertowi Hurkaczowi, niestety z powodu kontuzji nie spełni tych oczekiwań. Abstrahując od tego nieszczęścia, czy gra Polaka w dwóch meczach dawała podstawy do optymizmu?
- Hubert lepiej prezentował się dwa tygodnie wcześniej w Halle, gdzie przegrał dopiero w finale z Jannikiem Sinnerem. W Wimbledonie nie był do końca sobą, ogólnie trochę rozczarowywał w obu meczach, był zbyt pasywny. Mnie też zaskoczył Arthur Flis, że przez trzy godziny nie tylko dotrzymywał kroku Hurkaczowi, ale wręcz dominował na korcie. Mimo że 20-letni Francuz grał naprawdę świetnie, Hubert powinien dać sobie z nim radę wcześniej. Mam teraz nadzieję, że kontuzja nie jest groźna, szybko wróci do formy i zawalczy na igrzyskach w Paryżu.
Rozmawiał Tomasz Mucha
Fot.Han Yan/Xinhua/PressFocus