Piotr Samiec-Talar (z lewej) był jednym z bohaterów meczu z Cracovią, a Karol Knap antybohaterem. Fot. Maciej Kulczyński/PAP


Piorunujące otwarcie

Śląsk Wrocław odniósł najwyższe zwycięstwo w rundzie wiosennej i i jest coraz bliżej przynajmniej miejsca na „pudle”.


Podopieczni trenera Jacka Magiery przed piątkową potyczką z „Pasami” w rundzie wiosennej spisywali się bardzo przeciętnie, by nie powiedzieć słabo. W 12 spotkaniach zdobyli zaledwie 13 punktów, a mimo to utrzymywali miejsce w ścisłej czołówce tabeli. Opromieniona wysokim (5:0) zwycięstwem z Górnikiem Cracovia przyjechała do stolicy Dolnego Śląska przynajmniej po punkt. Gospodarze nie okazali się jednak zbyt gościnni i urządzili rywalom zabawę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

Wrocławianie posłali rywali na deski już w 2 minucie, gdy po dośrodkowaniu Petra Schwarza z rzutu rożnego Simeon Petrow głową wpakował piłkę do bramki. Był to pierwszy gol Bułgara dla Śląska, a bramkarz „Pasów” Lukasz Hroszszo nawet nie drgnął. Dwa kolejne gole w I połowie zielono-biało-czerwoni zdobyli przy współudziale przeciwników. Drugi padł po akcji Erika Exposito z Piotrem Samcem-Talarem. W jej końcówce „wtrącił się” Kamil Glik, odbita od niego piłka spadła pod nogi Hiszpana, który soczystym strzałem zmusił do kapitulacji Hroszszo. Trzecie trafienie gospodarzy to dośrodkowanie Schwarza z kornera, piłkę odbił Andreas Skovgaard, a stojący dwa metry od bramki Samiec-Talar głową skierował ją do siatki. Nokaut!

Goście wszelkich złudzeń zostali pozbawieni w 63 minucie. Minutę wcześniej Karol Knap został ukarany żółtą kartką za niesportowe zachowanie, trenerzy natychmiast zdjęli go z boiska, ale zmierzając na ławkę rezerwowych niespełna 23-letni pomocnik miał jeszcze coś do powiedzenia. Sędzia Piotr Lasyk był bezwzględny niczym rekin młot i pokazał Knapowi po raz drugi żółtą, a po chwili czerwoną kartkę.

W dalszej fazie spotkania Śląsk miał jeszcze okazje na podwyższenie prowadzenia. W 72 min po doskonałym podaniu Exposito sytuacji sam na sam z bramkarzem nie wykorzystał Nahuel Leiva (Hroszszo odbił piłkę), ale w 88 min już nie było apelacji. Mateusz Żukowski wywalczył piłkę, pobiegł na bramkę Cracovii i wykorzystał sytuację oko w oko z bramkarzem rywali.

- Dla nas to był mecz „kopiuj wklej” sprzed tygodnia, kiedy wygraliśmy z Górnikiem, ale teraz to my byliśmy tą stroną, która traciła gole - powiedział Tomasz Jasik, asystent trenera „Pasów”, Dawida Kroczka. - Szybki gol ustawił mecz. Śląsk walczy o mistrzostwo, a do tego miał mocne wsparcie kibiców i ciężko go było złamać. Ustawił się pod nas i to przyniosło taki efekt, że w ofensywie nie istnieliśmy. Nie mieliśmy atutów, aby odwrócić losy meczu.

- Mecz był pod naszą kontrolą, zwłaszcza w pierwszej połowie - cieszył się trener Śląska, Jacek Magiera. - Przede wszystkim chodziło o wybronienie, bo w ostatnich meczach Cracovia pokazała się bardzo dobrze i wiedzieliśmy, jak jest niebezpieczna. Zagraliśmy najwyższą jedenastką w sezonie i nie był to przypadek. Po przerwie chodziło o to, aby nie stracić gola i skontrować rywali. To się udało. Cieszę się, że gola strzelił Mateusz Żukowski, bo ciężko na to trafienie pracował w ostatnich miesiącach.

Bogdan Nather