Pomocnik Śląska Piotr Samiec-Talar (nr 24) zapewnił swojej drużynie pierwsze zwycięstwo w meczu wyjazdowym w tym roku. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus


WYDARZENIE KOLEJKI

Pierwszy wyjazdowy „skalp”

Wicelider tabeli po raz pierwszy w tej rundzie zaksięgował komplet punktów na obcym boisku.


Śląsk Wrocław błyszczał w rundzie jesiennej, którą zakończył na pierwszym miejscu z dorobkiem 41 punktów w 19 meczach. W tym roku karta się odwróciła i w tabeli wiosny zajmuje dopiero przedostatnie, 17. miejsce. W 12. potyczkach ligowych zgromadził zaledwie 13 „oczek”. Gorszy od niego jest tylko ŁKS Łódź (11), który wrocławianie pokonali w minioną sobotę 2:1.


Zmieniony... taktycznie

Dla wrocławian wygrana w Łodzi była pierwszą w tym roku na boisku przeciwnika. Wcześniej dokonali takiej sztuki 15 grudnia, gdy pokonali 2:1 w Lubinie Zagłębie. Wówczas na listę zdobywców bramek wpisali się Michał Rzuchowski (46 min.) i Erik Exposito (75). W Łodzi gole na wagę zwycięstwa strzelili Jehor Macenko i Piotr Samiec-Talar. Ostatni z wymienionych wszedł na boisko w 56 minucie, zmieniając Mateusza Żukowskiego. Nie dotrwał jednak do końcowego gwizdka sędziego Karola Arysa, bo w 89 minucie ustąpił miejsca Martinowi Konczkowskiemu. - Z rozmowy z trenerami wynika, że moja zmiana była czysto taktyczna, spowodowana drugą żółtą kartką Jehora Macenki - tłumaczył Piotr Samiec-Talar. - Oczywiście szkoda, bo chciałem dograć mecz do końca, ale drużyna jest najważniejsza i rozumiem tę decyzję. To był bez wątpienia trudny mecz. W zasadzie każde spotkanie teraz jest wymagające, zostawiliśmy na boisku dużo zdrowia.


Robili swoje

- Druga połowa źle się dla nas rozpoczęła, straciliśmy bramkę po rzucie karnym, w moim mniemaniu "miękkim", ale nie mi oceniać słuszność decyzji sędziów. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Zdobyliśmy bardzo ważne trzy punkty. Przed nami trzy finały i myślimy już o piątkowym meczu z Cracovią. Podczas spotkania trudno o jeden klucz, który może otworzyć bramy do zwycięstwa. Na końcowy wynik wpływa wiele aspektów. Z pewnością pomogła nam wiara w siebie, która nie została zachwiana nawet po straconej bramce. Robiliśmy cały czas swoje, dążyliśmy do realizacji celu i udało się osiągnąć zwycięstwo - podsumował Samiec-Talar.


Żaden problem

- ŁKS może i dominował w I połowie, ale to nie on stwarzał sytuacje bramkowe, tylko my - stwierdził z przekonaniem pomocnik Śląska, Peter Pokorny. - To nie jest żaden problem, wygraliśmy mecz i możemy grać w ten sposób cały czas. Może nasza gra wygląda źle z zewnątrz, ale czujemy się komfortowo w obronie, w niskim pressingu. Możemy polegać tylko na sobie i swoich umiejętnościach. Przed nami trzy decydujące mecze. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, że mentalność jest najważniejsza. Możemy stracić bramkę, wszystko może się wydarzyć, ale musimy pozostać skoncentrowani i pokazywać pozytywną energię. Z ŁKS-em tego dokonaliśmy, walczyliśmy do samego końca, mimo gry w osłabieniu, graliśmy jak o życie. Jeśli chcemy coś osiągnąć, musimy w pozostałych spotkaniach zagrać tak, jak w ostatnim meczu, niezależnie od warunków.

Na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek wrocławianie są wiceliderem z dorobkiem 54 punktów. Na ich drodze, oprócz Cracovii, staną jeszcze Radomiak i Raków Częstochowa.

Bogdan Nather