Między piłkarzami iskrzyło, ale nie przełożyło się to na gole. Fot. PAP/EPA


Pierwszy remis w historii

Serbowie w drugiej połowie starali się podkręcać tempo, ale w niewystarczającym stopniu do tego, aby pozostać w turnieju.


Do ostatniego meczu fazy grupowej lepszą pozycję startową mieli Duńczycy. Serbowie musieli zaatakować, ale… to nie oni wypracowali pierwszą bramkową okazję. Mieli ją już w 5 minucie spotkania na Allianz Arenie w Monachium podopieczni Kaspra Hjulmanda. Christian Eriksen sprytnie wykonał rzut wolny z 25 metra. Gdy rywale spodziewali się uderzenia, rozgrywający Manchesteru United zagrał do Jonasa Wina, ale ten źle trafił w piłkę i Predrag Rajković nie miał problemów w obroną.

Twardy orzech do zgryzienia

Jeszcze bliżej Wind był w 16 minucie, bo Joakim Maehle wrzucił futbolówkę w pole bramkowe, ale napastnik VfL Wolfsburg, główkujący z bliskiej odległości, czując na plecach oddech Andrija Żivkovicia bardziej skoncentrował się na próbie wywalczenia rzutu karnego niż na celności uderzenia i spudłował. Lepiej przymierzył w 18 minucie Erkisen, strzelając z 20 metra, ale Rajković popisał się skuteczną paradą, tak samo jak po płaskim uderzeniu Rasmusa Hojlunda w 32 minucie z okolic linii pola karnego. Sporo zamieszania przynosiły też rzuty rożne wykonywane przez Erkisena, a raz nawet piłka wylądowała w siatce, ale wcześniej opuściła w powietrzu boisko i o golu nie mogło być mowy. Jeszcze w 39 minucie w dobrej sytuacji znalazł się Wind, ale przestrzelił z 15 metra, natomiast po drugiej stronie boiska Kasper Schmeichel był w tym czasie bezrobotny. Dlatego na przerwę w lepszych humorach schodzili Skandynawowie, a Dragan Stojković miał twardy orzech do zgryzienia, myśląc o zmianach i roszadach w jedenastce „Bałkańskich Orłów”.

Rosły serbskie nadzieje

Wprowadził kapitana Duszan Tadicia oraz Lukę Jovicia, a przede wszystkim zarządził ofensywną taktykę - i gra nabrała rumieńców. W 53 minucie piłka znalazła się nawet w siatce „Gangu Olsena”, ale Jović był na minimalnym spalonym. Nie znaczy to jednak, że Duńczycy zostali zepchnięci do obrony. Oni też atakowali, ale finalizowali swoje akcje niecelnymi uderzeniami, a gdy w 65 minucie po kornerze wykonanym przez Erkisena Jannik Vestergaard celnie główkował z kilku metrów, to Rajković był na posterunku. Im bardziej ofensywne były zmiany przeprowadzone przez Dragana Stojkovicia, tym bardziej rosła nadzieja serbskich kibiców, ale Aleksandar Mitrović strzelając w 80 minucie z dogodnej pozycji posłał piłkę obok słupka, a chwilę później teatralnie upadł w polu karnym, za co został ukarany żółtą kartką.

Czy lont wybuchnie?

Jedyny celny strzał na bramkę Schmeichela w drugiej minucie doliczonego czasy oddał Sergej Milinković-Savić, ale uderzona z 16 metra piłka zbyt wolno leciała po murawie, żeby bramkarz Danii miał problemy. W ten sposób pierwszy raz w historii 11 spotkań Danii i Serbii nie padła ani jedna bramka i odnotowaliśmy remis, który sprawił, że „Brazylijczycy Europy” zakończyli udział w mistrzostwach Starego Kontynentu z 2 punktami na koncie. „Duński Dynamit” może jeszcze wybuchnąć, bo na razie wygląda, że lont nie został odpalony. Czy tak się stanie, okaże się w 1/8 finału.

Jerzy Dusik