Pierwsze, czyli ostatnie
Magdalena Fręch i Magda Linette szybko pożegnały się z turniejem singlowym.
Magda Linette stoczyła pasjonujący bój z Eliną Switoliną. Fot. PAP/EPA
Pierwsze, czyli ostatnie
Magdalena Fręch i Magda Linette szybko pożegnały się z turniejem singlowym.
WIMBLEDON
Trzeba przyznać, że obie Polki – które z powodu kapryśnej aury na wyjście na kort czekały niemal całą dobę - nie miały w pierwszej rundzie łatwych rywalek. Naprzeciwko Linette (WTA 44.) stanęła rozstawiona z numerem 20., była czwarta tenisistka rankingu Elina Switolina, a rywalką Fręch (58.) była 21. w drabince Beatriz Haddad-Maia.
Szczególnie szkoda porażki Linette po wspaniałej batalii na wyniszczenie z Ukrainką, w której Polka wykazała się wielką odpornością psychiczną i determinacją. Mecz z półfinalistką Wimbledonu sprzed roku był wyrównanym i pasjonującym widowiskiem i aż szkoda że rozgrywany był na niewielkim korcie nr 17.
Oczy ze zdumienia
Pierwszą partię 7-5 na swoją korzyść rozstrzygnęła Switolina, na czym zaważyło przełamanie serwisu Linette w 11. gemie. Ukrainka szybko poszła za ciosem i wyszła na prowadzenie 2:0 w drugim secie, ale każdy, kto w tym momencie postawił już krzyżyk na poznaniance, musiał przecierać oczy ze zdumienia. W szóstym gemie Linette wykorzystała wreszcie break pointa (7. w meczu), doprowadzając do 3:3. Potem panie już broniły swojego serwisu i doszło do zaciętego tie-breaka. Magda prowadziła w nim już 5:2 i zagrywała, ale Switolina słynie z tego, że mobilizuje się dodatkowo, gdy musi gonić. – Gdy była mała, ustaliła z towarzyszącą jej na turniejach mamą, że będzie biegać po każdym meczu tyle kilometrów, jaką różnicą gemów przegra seta. Stąd do dziś bierze się jej determinacja – opowiadał w studiu Polsatu trener zawodniczek z TOP 100 WTA Maciej Synówka.
Mordercza batalia
Ukrainka odrobiła straty, a na korcie rozgorzała bitwa na forehendy. Przy stanie 8:9 Switolina – serwując - miała piłkę meczową, ale Linette wyrzuciła rywalkę poza kort i zakończyła akcję łatwym wolejem. Potem wygrała dwie kolejne piłki i wyrównała wynik meczu.
Decydujący set był morderczą batalią o być albo nie być. Po piątym gemie Ukrainka skorzystała z przerwy medycznej, przy okazji łapiąc oddech. Po wznowieniu gry przełamała serwis Linette, na co ambitna poznanianka odpowiedziała tym samym w kolejnym gemie, a po kilku przebieżkach za linią końcową Ukrainka wydawała się wręcz słaniać na nogach. Było to złudzenie. Polka przegrała trzy kolejne piłki przy swoim podaniu i za chwilę zamiast 4:4 zrobiło się 3:5. Pewna już swego Switolina nie pomyliła się na linii serwisu i zakończyła spotkanie po dwóch godzinach i 40 minutach.
Szkoda break pointów
Szans nie wykorzystała też Magdalena Fręch w rozgrywanej równolegle potyczce z Haddad Maią. W pierwszym secie łodzianka przegrała swoje podanie przy stanie 3:3, ale odrobiła straty w 10. gemie. Gdy wydawało się, że do rozstrzygnięcia losów partii potrzebny będzie tie-break, Fręch w kolejnym gemie znów pozwoliła się przełamać i Brazylijka następnie dokończyła dzieło przy swoim podaniu.
Nic nie było jeszcze stracone, bo w drugim secie Magda prowadziła 3:2 i 40-0 przy zagrywce rywalki. Niestety, Polka nie wykorzystała żadnego z trzech break pointów, ostatecznie przegrała tego gema i już do końca nie była w stanie wrócić do dobrej gry. Przy stanie 3:5 obroniła dwie piłki meczowe, ale przy trzeciej Haddad Maia zakończyła spotkanie po godzinie i 50 minutach.
Linette i Fręch zostają jeszcze w Londynie, będą rywalizować w turnieju deblowym.
Tomasz Mucha
CZTERY DUETY W PARYŻU
Na osłodę po porażkach Magdę Linette i Magdalenę Fręch ucieszyła zapewne informacja, że zakwalifikowały się do turnieju deblowego igrzysk w Paryżu. Linette zagra w parze z Alicją Rosolską, a Fręch z Katarzyną Kawą – dwie ostatnie wspólnie przetestują się w Wimbledonie, choć na innej nawierzchni. W deblowym turnieju męskim Polskę reprezentować będą Hubert Hurkacz z Janem Zielińskim, a „Hubi" z Igą Świątek powalczą w rywalizacji mikstów