Nie ma szans, bym ciebie puścił - zdaje się mówić obrońca GKS-u, Jakub Wanacki (z prawej) do napastnika Unii, Kamila Sadłochy. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Piąty, ale nie ostatni...

Nie milkną echa zachowania Krystiana Dziubińskiego przed kamerami!

 

Cztery mecze finałowe pomiędzy GKS-em Katowice i Re-Plastem Unią Oświęcim za nami, a ciągle jesteśmy w tym samym miejscu i w serii mamy remis 2-2. Dzisiejsze zwycięstwo jednej bądź drugiej drużyny sprawi, że droga do tytułu mistrzowskiego nieco się skróci. Niemniej jednym oraz drugim będą towarzyszyły niesłychane emocje i kto lepiej je opanuje ma nieco większe szanse na końcowy sukces.

 

Opanować nerwy

Trzynaście goli obserwowaliśmy podczas ostatniego meczu w Oświęcimiu i zdaniem wielu obserwatoró obaj bramkarze dołożyli swoją „cegiełkę” do tego wysokiego rezultatu.

- Nie jestem przekonany, że trzeba zrzucać winę na obu golkiperów, choć na pewno byli nieco słabsi niż w poprzednich meczach - mówi były reprezentant kraju, ceniony trener Andrzej Tkacz. - Presja, jaka im towarzyszy od początku play offu, dała o sobie znać w niedzielę. John Murray reagował nerwowo, niepotrzebnie faulował i stworzył poważne zagrożenie dla swojego zespołu. Jednego przewinienia sędziowie nie zauważyli, a zagrał nieprawidłowo kijem. Jednemu i drugiemu bramkarzowi puszczają już nerwy, ale trudno się dziwić, bo przecież cały czas żyją w stresie. Doskonale zdają sobie sprawę, że wiele od nich zależy i koledzy mocno na nich liczą. Linus Lundin sporo krążków odbija przed siebie i stwarza rywalom możliwość dobitki. Murray mógł lepiej zachować się bodaj przy dwóch golach, ale go rozgrzeszam, bo przecież w poprzednich spotkań był solidnym punktem drużyny. To zwykły wypadek przy pracy. Na pewno przydałaby się nieco dłuższa przerwa, ale o takiej nie może być mowy. Mecz goni mecz i obaj bramkarze, podobnie jak ich koledzy, muszą sobie z tym poradzić. Szanse obu drużyn są mniej więcej równe, ale chyba GKS ma w swoich szeregach więcej zawodników o wyższych umiejętnościach technicznych. Dzisiejsze spotkanie, moim zdaniem, będzie miało kolosalne znaczenie i kto zwycięży zrobi poważny krok w stronę tytułu.

 

Prawdziwa uczta

Każdy z czterech meczów miał niecodzienny przebieg, a dwa w Oświęcimiu zakończyły się dogrywkami. 

- Te finały to prawdziwa uczta hokejowa, bowiem obie drużyny prezentują wysoki poziom - uważa były reprezentant kraju, Mikołaj Łopuski, który miał okazję występować w jednej i drugiej drużynie. - Każde spotkanie było inne. W pierwszym widzieliśmy dużo fizycznej gry, bo zawodnicy mocno się rozbijali nie tylko podczas starć przy bandach czy pod bramkami. Jestem zwolennikiem walki na pięści, lecz zdecydowanym przeciwnikiem złośliwych fauli, które potęgują tylko frustrację. W tym pierwszym meczu tak właśnie było i, moim zdaniem, sędziowie byli zbyt tolerancyjni. Dwoma, trzema decyzjami mogli uspokoić co bardziej czupurnych zawodników. Z kolei w drugim meczu hokeiści GKS-u panowali na tafli, byli zorganizowani i, najważniejsze, skuteczni. Arbitrzy chyba zbyt drobiazgowo podeszli do swoich obowiązków i stąd też było dużo wykluczeń, zwłaszcza ze strony Unii. W Oświęcimiu gospodarze zaprezentowali się dobrze w ofensywie, ale GKS był umiejętnie zorganizowany w obronie i potrafił konstruować ciekawe, groźne akcje ofensywne. I wcale nie byłem zdziwiony, że o wygranej miały decydować dogrywki. Jednak nie jestem zwolennikiem gry trzech na trzech, bo wówczas o golu może zadecydować zbieg okoliczności. Błąd przy wyprowadzaniu krążka spod własnej bramki sprawił, że Bartek Fraszko zdobył gola. Dogrywka powinna być rozgrywana w pełnych składach, bo byłaby bardziej wymierna, a przede wszystkim sprawiedliwsza. Nie potrafię wskazać faworyta tej rywalizacji, bo obie drużyny doskonale się znają i mają sporo atutów. Jedni i drudzy w swoich szeregach mają graczy o wysokich umiejętnościach, choć GKS wydaje się stabilniejszy, patrząc na wszystkie formacje. Teraz sporą rolę może odegrać psychika, bo sił z każdą potyczką ubywa. Kto mentalnie się lepiej prezentował, ten może sięgnąć po mistrzostwo.

 

Będzie kara?

Finałowej rywalizacji towarzyszą emocje i o tym mogliśmy się przekonać po niedzielnym meczu. Reporterka TVP Sport zapytała kapitana Unii, Krystiana Dziubińskiego, jak długo potrwa jeszcze finałowa rywalizacja. „Dziubek” nigdy nie przebierał w słowach ani w prowokacyjnych czynach na tafli, bo to przecież góral z krwi i kości. I przed kamerami wypalił, że to pytanie należy kierować do wydziału sędziowskiego lub działaczy PZHL, „niech się ku...a tłumaczą z tego co robią!”. Po tych słowach transmisja została zakończona, a w środowisku rozgorzała dyskusja o zachowaniu Dziubińskiego. Część próbuje rozgrzeszać zawodnika i tłumaczyć emocjami, jakie mu towarzyszyły tuż po końcowym gwizdku. Niemniej kapitanowi Unii, jak i reprezentacji nie przystoi takie zachowanie. Sędziowie już złożyli wniosek do arbitra dyscyplinarnego o ukaranie zawodnika. Nie wiemy jak zachowają się związkowi działacze, choć, naszym zdaniem, reakcja powinna być natychmiastowa. A tymczasem, wedle informacji, decyzja ma zapaść dopiero po finałach. Czy wówczas ewentualna kara ma jakiś sens? Wydaje się, zdaniem niżej podpisanego, że napastnik Unii powinien być odwołany z funkcji kapitana reprezentacji!


Włodzimierz Sowiński  

 

29

LAT

temu w pierwszym meczu finałowym pomiędzy Podhalem Nowy Targ i Unią Oświęcim padło 14 goli. Wówczas „Szarotki” wygrały 9:5. W 2006 r. w drugim meczu finałowym Comarch Cracovii z GKS-em Tychy było 7:6, ale po karnych.  

 

TAURON HOKEJ LIGA

Środa, 10 kwietnia

Finał - piąty mecz

KATOWICE, 18.30: GKS - Re-Plast Unia Oświęcim 2:3, 3:0, 3:2 D, 6:7 D*

 

* dotychczasowe wyniki