Sport

Pełne zatrzymanie

Po meczu w Łęcznej trener Wisły Kraków ma żal do kapitana, ale to nie jest jedyny problem do rozwiązania.

Wisła ma dwa wyjazdy z rzędu. Czy z Płocka wróci z lepszym wynikiem niż z Łęcznej? Fot. Marta Badowska/PressFocus

W spotkaniu dwóch drużyn notujących dwie różne serie wygrali ci, którzy nie mogli się doczekać zwycięstwa od końca sierpnia. Pewne było, że Wisła Kraków nie będzie zwyciężać w nieskończoność, natomiast po czterech sukcesach z rzędu niespodziewanie nie przyszło zwolnienie, jak przed znakiem „ustąp pierwszeństwa”, tylko od razu pełne zatrzymanie – jak przed „stopem”.

Osłabieni przed Płockiem

Teraz najważniejsza dla krakowian będzie reakcja na to niepowodzenie, bo w niedzielę zagrają - znów na wyjeździe - z wymagającą Wisłą Płock. Nie obędzie się zmian w składzie, ponieważ po czwartej kartce wolny weekend zagwarantowali sobie Alan Uryga i Rafał Mikulec, czyli środkowy i lewy obrońca. Trener Mariusz Jop nie kryje, że ma żal do kapitana, bo mógł uniknąć napomnienia. Sędzia ukarał go w końcówce za odepchnięcie rywala. To nie była sytuacja, za którą można łatwo rozgrzeszyć tak doświadczonego zawodnika. – Kartka, której nie powinien dostać, Alan zresztą wie, że to głupia kartka, niepotrzebna. Osłabił zespół w meczu z Płockiem. Więcej w zespole, w środku – komentuje trener. Za Urygę do składu wskoczy Wiktor Biedrzycki, który ma mierny początek w Wiśle. Na boku szansę powinien dostać Grek Giannis Kiakos. Do pełni zdrowia wrócił także Dawid Szot, ale trener raczej nie rzuci go od razu na głęboką wodę. Nie grał od maja, dopiero w miniony weekend zaliczył godzinę w trzecioligowych rezerwach, a przedwczoraj po raz pierwszy w sezonie znalazł się w kadrze meczowej.

Zabrakło rytmu

We wtorek na naszych łamach wypowiadał się Igor Łasicki. Środkowy obrońca cieszył się, że zespół poprawił grę w obronie. Przeciwko Górnikowi wiślacy zrobili w tym elemencie krok wstecz. Rozczarowali zwłaszcza na bokach, gdzie Mikulec i Bartosz Jaroch nie wyglądali dobrze w defensywie, a i w ataku nie byli tak aktywni. Do przerwy zespół był bezradny, po zmianie stron stworzył więcej okazji na gola, ale je marnował. Przodował w tym zwłaszcza Jesus Alfaro. – W pierwszej połowie na pewno zabrakło nam właściwego rytmu, grania w sposób, jaki chcemy. Zbyt dużo było prostych środków, zbyt dużo prostych strat, które trochę napędzały rywala, szczególnie w okolicach naszego pola karnego. W drugiej połowie wyglądało to znacznie lepiej, jeżeli chodzi o nasze budowanie, o tworzenie sytuacji. Stworzyliśmy ich bardzo dużo, ale niestety byliśmy nieskuteczni. Rywal oddał mocny strzał, który zakończył się bramką – przyznaje gorzko opiekun wiślaków.

Nieprzespana noc Rodado

Niedyspozycja jednego zawodnika nie może być wytłumaczeniem dla dużo słabszej postawy całego zespołu, ale też dobrze wiadomo, ile dla „Białej gwiazdy” znaczy Angel Rodado. Strzela gole, asystuje, skupia uwagę rywali. Hiszpan w nocy z niedzieli na poniedziałek miał biegunkę, wymiotował. Po nieprzespanej nocy nie pojechał z kolegami na przedmeczowe zgrupowanie. Dopiero we wtorek rano, po konsultacji z lekarzem, zapadła decyzja, że dojedzie do Łęcznej. Wyszedł w podstawowym składzie i został zmieniony w 59 min. - Było widać, że się stara, natomiast fizycznie to nie było to, co zawsze u niego. Planowaliśmy, by zagrał maksymalnie 45 min, ale dał radę jeszcze dziesięć i to było jego maksimum na ten dzień – tłumaczy Jop.

Michał Knura

20 STRZAŁÓW 

oddała Wisła przeciwko Górnikowi, ale tylko 3 były celne. Rywal trafiał w bramkę w 3 z 7 prób.