Takiego wyniku frekwencyjnego w polskim futbolu ligowym już prędko nie uświadczymy! Fot. Marcin Bulanda/Press Focus


Pękło 50 tysięcy!

Przez ostatnie 49 lat na żadnym meczu ekstraklasy nie było tylu kibiców, co na sobotnim starciu Ruchu z Widzewem.


Za czasów „komuny”, gdy stare stadiony były inaczej budowane, a przepisy bezpieczeństwa mniej restrykcyjne, kilkudziesięciotysięczne publiki na meczach piłkarskich zdarzały się w Polsce znacznie częściej niż obecnie. W sobotę na Stadionie Śląskim spotkanie przyjaźni Ruchu z Widzewem oglądało według oficjalnych danych 50087 osób. To najlepszy wynik rodzimej piłki klubowej nie tylko w XXI wieku, ale od 1975 roku! Wtedy – również na Śląskim – mecz Szombierek z Ruchem oglądało ok. 70 tysięcy kibiców.


Prezent dla Sancheza

HKS i RTS to jedne z najmocniejszych kibicowskich firm w Polsce, więc w sobotę nie mogło zabraknąć... kibicowskich elementów. Z powodu zadymienia stadionu – najpierw przez fanów śląskich, a później (przede wszystkim) łódzkich – druga połowa przeciągnęła się o ok. 20 minut. W pierwszej aż tak „wesoło” nie było, choć śliskie boisko sprokurowało kilka nieskoordynowanych zachowań „Niebieskich” w 2 minucie, co poskutkowało golem Luisa Silvy. Jak przed tygodniem w Szczecinie Ruch przegrywał już na samym początku... Także druga połowa zaczęła się fatalnie dla gospodarzy. Patryk Stępiński, jeszcze jesienią kapitan Widzewa, zagrał niecelnie do Dantego Stipicy, a ten chcąc ratować zmierzającą na korner piłkę, trafił wprost w Jordiego Sancheza, który nie mógł nie wykorzystać takiego prezentu.


Poważna kontuzja Sikory

Ruch ratować próbował jeszcze Miłosz Kozak, który 4. raz z rzędu wszedł na boisko z ławki. Zdobył 2 bramki, dwukrotnie łapiąc kontakt, bo w międzyczasie na 3:1 z karnego (po ręce Josemy) trafił Bartłomiej Pawłowski. Zanim gwiazdor Widzewa podszedł do piłki, na noszach został zniesiony kapitan Ruchu Patryk Sikora. W zamieszaniu wykręcił mocno kolano, a po ostatnim gwizdku, poważnie kulejąc, z grymasem na twarzy, ledwo zmierzał do szatni z wielkim opatrunkiem na nodze. Porażka „Niebieskich” nikogo już specjalnie nie ruszyła, natomiast Widzew zaczął zerkać do góry. Łodzianie mają obecnie tylko 4 punkty straty do Rakowa, z którym zagrają już w sobotę!

Piotr Tubacki



GŁOS TRENERÓW

Daniel MYŚLIWIEC: - 70 minut bardzo dobrego widowiska, o wysokiej kulturze gry po obu stronach. Bardzo mnie cieszy to, że liczba sytuacji wreszcie była wystarczająca, by prowadzić nawet wyżej niż 2:0, ale nie było też tak, że przeciwnika nie było na boisku. Po 70 minucie działy się już rzeczy, które zdecydowanie zbliżały nas do określenia „mecz przyjaźni”. Życzę dużo zdrowia dla ważnego piłkarza Ruchu Patryka Sikory. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej i będzie cieszyć swoją grą.

Janusz NIEDŹWIEDŹ: - Byliśmy świadkami wydarzenia historycznego w XXI wieku. 50 tysięcy na trybunach pokazuje skalę obu klubów i to, jak kibice w sytuacji, w której jesteśmy, przychodzą, oglądają nas. Wspierają często od pierwszej do ostatniej minuty, mimo że nasze wyniki, mówiąc delikatnie, nie rozpieszczają. Zespół bardzo mocno chce i bardzo mocno walczy, by te wyniki zmienić. Od gry i zaangażowania nie możemy odejść, ale brakuje nam wielu szczegółów w trzeciej tercji boiska. Do niej układa się wręcz kapitalnie, ale tam brakuje konkretów, czasem lepszej decyzji, wykonania.


CZY WIESZ, ŻE...

Jak podał szacunkowo Ruch, na meczu przyjaźni było ponad 19 tysięcy widzewiaków. To więcej... niż może pomieścić ich własny stadion. Niewykluczone, że to wyjazdowy rekord Polski. Lepszy od sobotniego rezultatu mógł być jedynie wynik fanów ŁKS-u, którzy w 1957 roku pojechali w ok. 20 tysięcy na spotkanie z Gwardią Warszawa, lecz brakuje rzetelnych informacji statystycznych w tym zakresie