Maher Ben Hlima zapewnia, że podczas olimpijskiej rywalizacji da z siebie wszystko. Fot. Michał Laudy/PressFocus

Paryż to przyjazne miasto

Chodziarz Ben Hlima liczy na wyjątkowy wynik w stolicy Francji.

Urodzony w Tunezji Ben Hlima mieszka w Polsce od kilkunastu lat. Jako nastolatek był obiecującym chodziarzem - mistrzem Afryki juniorów, ale przerwał karierę mając 19 lat. Potem otrzymał polski paszport. Po wznowieniu treningów występuje w biało-czerwonych barwach.

Przed rokiem Ben Hlima w Gorzowie Wielkopolskim został mistrzem Polski w chodzie na 10 000 m i w sobotę powtórzył ten sukces, wygrywając w Bydgoszczy. Triumfował czasem 40:33.56 i miał znaczną przewagę nad rywalami. Drugi był Dawid Tomala (41:53.77), a trzecie miejsce zajął Artur Brzozowski (41:56.19). Mimo wczesnej pory rozgrywania zawodów było bardzo gorąco.

- Wynik jest słaby, ale adekwatny do warunków pogodowych. Niecałe 48 godzin temu wróciłem z Francji. Tam była znacznie niższa temperatura. Czułem się tu świetnie. To stadion, na którym chodziłem 16 lat temu podczas mistrzostw świata juniorów. To niesamowite emocje. To był dla mnie mocny trening ze względu na pogodę. Po bieżni nie chodziłem od kilku tygodni, bo szykuję się na 20 km po asfalcie. Dałem z siebie prawie wszystko i osiągnąłem cel - oznajmił chodziarz. - Chciałem iść mocno od początku, ale wolałem nie ryzykować. Zależało mi na obronie tytułu. Na początku to był dla mnie spacerek. Kontrolowałem rywali. Mogłem pójść jeszcze szybciej, ale chciałem się oszczędzać, bo już niedługo wyjeżdżam na kolejny obóz - dodał.

W 2008 roku Ben Hlima jako reprezentant Tunezji startował w Bydgoszczy na mistrzostwach świata juniorów. Został jednak zdyskwalifikowany. Wkrótce potem podjął decyzję o przeprowadzce do Polski. Przerwał karierę sportową ze względu na złą sytuację finansową. Zamieszkał w Łodzi, gdzie studiował logistykę, a następnie założył własną firmę. Za namową Tomali wznowił treningi w 2022 roku. - Teraz skupiam się tylko na sporcie. W życiu bywa różnie. Raz gorzej, raz lepiej. 16 lat temu zostałem tu zdyskwalifikowany, a teraz obroniłem tu tytuł mistrza Polski. Czuję wielkie emocje. Nigdy się nie poddałem, nigdy się nie poddam. Robię swoje i tego się trzymam - zadeklarował.

Lekkoatleci w igrzyskach olimpijskich w Paryżu będą rywalizować od 1 do 11 sierpnia. - Byłem w Paryżu. To przyjazne miasto. Mam tam wielu kibiców. Wiem, że będą wspierać mnie Polacy i moja rodzina. Dla mnie to wyjątkowe miejsce, więc liczę na wyjątkowy wynik - podkreślił lekkoatleta.

W czerwcu Ben Hlima był na zgrupowaniu wysokogórskim we francuskich Alpach. - Chcę poczuć Francję. Wszyscy wiedzą, że urodziłem się w Tunezji. Dla mnie Francja to wyjątkowy kraj ze względu na jedzenie, język, klimat i ludzi. Dobrze się tam czułem i chętnie tam wrócę. Po MP wyjeżdżam na Słowację. To jeszcze nie koniec pracy. Ciężko trenuję. Robię swoje i szykuje się do igrzysk - przekazał reprezentant Polski.

Rok olimpijski jest bardzo trudno dla chodziarzy. Ben Hlima rozpoczął sezon 27 marca startem w Warszawie na 10000 m, a w kolejnych miesiącach uczestniczył w kilku zawodach. - Od początku sezonu jestem na zgrupowaniach zagranicznych. Szykowałem się do chodu na 20 km. W tym roku już cztery razy startowałem na tym dystansie. Do tego jeszcze sztafeta i dwa starty na 10 km. W ciągu czterech miesięcy startowałem siedem razy. Do tego dochodzą ciężkie treningi. Nie poddaję się. Walczę do końca. Do igrzysk został jeszcze miesiąc - poinformował.

Ben Hlima jest jedynym polskim chodziarzem, który wypełnił minimum olimpijskie na 20 km, które wynosi 1:20.10. Ta sztuka nie udała się Tomali i Brzozowskiemu. 34-latek w Paryżu liczy też na udział w sztafecie na dystansie maratonu, która jest nową konkurencją.

- Nastawiam się na 100 procent. Oprócz startu indywidualnego na 20 km 1 sierpnia, liczę na to, że 7 sierpnia wystąpię w sztafecie. PZLA decyduje i może zmienić skład nawet w ostatniej chwili. Postaram się trenować odpowiednio, aby być przygotowanym do obu konkurencji. Na pewno dam z siebie wszystko - zapewnił zawodnik RKS Łódź.


ŁÓŻKA JUŻ GOTOWE...

W wiosce olimpijskiej, która przyjmie 10 tysięcy uczestników paryskich igrzysk, trwają ostanie prace przygotowawcze, m.in. na łóżka zakładane są prześcieradła i kołdry. - To miejsce ucieleśnia uniwersalność igrzysk - podkreślił Szef Komitetu Organizacyjnego, Tony Estanguet, który we wtorek oprowadzał po wiosce olimpijskiej dziennikarzy. Jak zauważył, wioska jest tak zlokalizowana, że 80 proc. uczestniczących w igrzyskach zawodników do miejsca startu będzie mieć z niej mniej niż 10 km.

- Zanim stała się wioską olimpijską została zaprojektowana jako przyszła dzielnica Paryża - tłumaczył jej dyrektor Laurent Michaud i przypomniał, że po igrzyskach i paralimpiadzie znajdzie się w niej 3000 mieszkań. Z kolei jego zastępca Augustin Tran Van Chau poinformował wioskę czeka jeszcze sprawdzenie przez służby bezpieczeństwa wewnętrznego. - To będzie rutynowe, ale niezwykle szczegółowe działanie - dodał.

Od 12 lipca do „krajowych” przestrzeni będą zapraszani szefowie poszczególnych misji olimpijskich, a sześć dni później wioska zostanie oficjalnie otwarta dla sportowców, ale - jak przekazał Michaud - do dnia rozpoczęcia igrzysk (26 lipca) codziennie przybywać będzie ok. 1500-2000 zawodników.

Na terenie wioski znajdują się m.in. supermarket, sale fitness i siłownie, boisko do koszykówki, sale gimnastyczne do treningu, sala do medytacji, portiernia, ale też kilkanaście pralni samoobsługowych, restauracje czy... poczta.

(PAP)