Sport

Paryż nie dla rezerwowych

Chodziarze Agnieszka Ellward i Dawid Tomala nie lecą do Paryża z pozostałymi lekkoatletami. – Nie mamy nawet statusu olimpijczyka, mamy czekać na cud – irytuje się mistrz olimpijski z Tokio na 50 km, dziś „rezerwowy”.

Mistrz olimpijski z Tokio Dawid Tomala kolejne igrzyska raczej zobaczy w telewizji, chyba że… Fot. Guo Chen/Xinhua/PressFocus

Wśród 231 sportowców, w tym 18 w roli rezerwowych, powołanych przez Polski Komitet Olimpijski do reprezentacji na igrzyska w Paryżu, największe jest grono lekkoatletów, które liczy 65 osób, w tym szóstkę rezerwowych.

Co dokładnie oznacza status rezerwowych? W różnych dyscyplinach wygląda to inaczej. W siatkówce Olivia Różański i Bartłomiej Bołądź będą przez cały czas trenować i przebywać razem z resztą ekipy w roli jokera medycznego i będą mogli zastąpić w przypadku kontuzji koleżankę lub kolegę.

Co więcej, szkoleniowcy będą mogli dokonać takiej zmiany kilkakrotnie, jeśli kontuzjowany zawodnik wyzdrowieje lub któryś z innych dozna urazu. Niezmiennie jednak by do takiej roszady mogło w ogóle dojść, kontuzja siatkarza lub siatkarki musi być poparta odpowiednią dokumentacją medyczną.

Nie wszyscy wystąpią

Inaczej ma się sytuacja w innych dyscyplinach. Wśród nominowanych lekkoatletów jest szóstka rezerwowych. Są to Kinga Gacka, Karolina Łozowska i Mateusz Rzeźniczak w sztafetach 4x400 metrów, Monika Romaszko w sztafecie 4x100 m oraz Agnieszka Ellward i Dawid Tomala w sztafecie MIX w chodzie na dystansie maratonu.

- Nie wszyscy z nich zapewne zaprezentują się na olimpijskich arenach – mówi rzecznik Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Maciej Jałoszyński.

Ale to tylko jedna z niedogodności statusu rezerwowego, którego olimpijski los de facto uzależniony jest od kontuzji lub choroby innego olimpijczyka.

Jak dowiedział się „Sport”, większość rezerwowych nie ma w ogóle statusu olimpijczyka – co oznacza, że ani nie złożą ślubowania z „pełnoprawnymi” reprezentantami Polski na igrzyska, ani nawet nie polecą z nimi do Paryża!

Siedzieć w domu i czekać

- Otrzymałem właśnie informację z PZLA, że mamy siedzieć w domu i czekać w Polsce na sygnał. Czyli zakładam, że dwa dni przed potencjalnym startem dowiemy się, że jednak mamy wystartować, dzień przed jedziemy do Warszawy złożyć ślubowanie, po czym lecimy do Paryża i następnego dnia z marszu wchodzimy na trasę. To jakiś żart. Nie jesteśmy żadnymi olimpijczykami – mówi z trudem ukrywający wzburzenie chodziarz Dawid Tomala.

Szczególnie dla mistrza olimpijskiego z Tokio na 50 km – konkurencji, która zakończyła swój żywot na japońskich igrzyskach – powołanie do paryskiej reprezentacji w roli rezerwowego musi być pyrrusowe…

- Nie rozumiem tej sytuacji, podobne sygnały napływają do mnie z PKOl-u, który nie ma wpływu na zmianę, nie może nas samodzielnie powołać do reprezentacji, bo tylko akceptuje listy zgłoszeń przedstawione przez macierzysty związek. Razem z AgąEllward i środowiskiem walczymy jeszcze o zmianę tej decyzji, ale oceniam nasze szanse na jeden procent – przyznaje Tomala.

Mieszkanie poza wioską

Status rezerwowych różni się nie tylko pomiędzy dyscyplinami, ale nawet wśród lekkoatletów – co potwierdza „Sportowi” Tomasz Majewski, szef polskiej misji olimpijskiej w Paryżu i dwukrotny mistrz olimpijski w kuli (2008, 2012).

- Rezerwowi faktycznie nie mają statusu olimpijczyka, zyskają go realnie dopiero w momencie, gdy zwolni się dla nich miejsce. W sztafetach sprinterskich rezerwowi będą na miejscu całą grupą, w kraju czekać będzie tylko jedna osoba. W chodzie akurat mamy czterech uczestników i dwóch rezerwowych, czyli de facto sześcioro zawodników na dwa miejsca w sztafecie. Ale czekają też rezerwowi w innych dyscyplinach, jak w wioślarstwie, kolarstwie torowym czy jeździectwie – informuje Majewski.

Ci z rezerwowych, którzy jednak polecą do Paryża, nie będą też mieszkać w wiosce olimpijskiej, bo każde państwo otrzymało limit miejsc związany z liczbą zgłoszonych uczestników.

W wiosce paryskiej Polska ma 264 miejsca – dla około 190 sportowców plus 0,5 osoby towarzyszącej na zawodnika. Pozostali sportowcy mieszkać będą w wioskach w Marsylii, gdzie odbędą się zawody żeglarskie, oraz przedstawiciele strzelectwa w Chateauroux (dwie godziny i 15 minut pociągiem od Paryża). Pozostali członkowie olimpijskiej reprezentacji – a w sumie polska ekipa liczyć będzie prawie pół tysiąca - będą rozlokowani w hotelach.

Rzucić i czekać na cud?

Tomali nie przekonują wyjaśnienia szefa misji olimpijskiej. – To nieprawda, że jest szóstka kandydatów do sztafety, bo to formalnie niemożliwe, jeżeli ktoś nie jest do niej zgłoszony. Artur Brzozowski, który wystartuje indywidualnie na 20 kilometrów zapowiedział, że wyklucza udział w sztafecie (7 sierpnia – przyp. red.), bo nie zdąży się zregenerować po starcie indywidualnym (1 sierpnia – przyp. red.) – twierdzi chodziarz z Bojszów.

Mistrz olimpijski zwraca też uwagę, że powołania do sztafety dostała dwójka chodziarzy (Maher Ben Hlima i Olga Chojecka - przyp. red.), która w zawodach kwalifikacyjnych do Paryża w kwietniu w Antalyi ustąpiła Tomali i Katarzynie Zdziebło o ponad półtorej minuty.

– Brakowało im jednego ostrzeżenia, by zostać zdyskwalifikowanym. To jest śmieszne. Nieformalnie zakończyłem więc przygotowania do igrzysk, bo po co? Mam swoje zobowiązania, otworzyłem firmę i teraz mam niby wszystko rzucić i niecierpliwie czekać w pełnej gotowości na cud, życząc kolegom kontuzji? – retorycznie pyta Tomala.

Oddałby swoje miejsce

Na pytanie, czy czuje rozgoryczenie, Tomala odpowiada: - To są odczucia znacznie mocniejsze, o których jeszcze być może opowiem. Najbardziej szkoda mi w tym Agnieszki Ellward, bo poświęciła dla sportu i marzeniu o igrzyskach dwadzieścia lat życia, a teraz ktoś lekkim skinieniem ręki odbiera jej tę satysfakcję, choć nic go to nie kosztuje. Gdybym tylko mógł, oddałbym jej swoje miejsce, żeby pojechała do Paryża – kończy mistrz olimpijski z Tokio.

Tomasz Mucha


KOMENTARZ "SPORTU"


Decyzja o wstrzymaniu w blokach rezerwowych olimpijczyków na czele z Dawidem Tomalą budzi mój głęboki niesmak. Mówimy bowiem o człowieku, który trzy lata temu był bohaterem największej sensacji w polskiej reprezentacji na igrzyska w Tokio, dostarczył milionom kibiców niezwykłej radości i wzruszeń, stał się symbolem, że na przekór wszystkiemu Polak potrafi. A wszystkie władze w tym kraju przez kolejne miesiące czerpały z tego sukcesu własne profity.

Teraz pytanie: ilu mieliśmy takich nieoczekiwanych bohaterów w XXI wieku, żeby nie sięgać za daleko? Na palcach jednej ręki! Albo inaczej: 2004 – 3, 2008 – 4, 2012 – 3, 2016 – 2, 2021 – 4. W ciągu 20 lat uciułaliśmy 16 złotych medali olimpijskich. I teraz jednego z ich autorów chcemy posadzić w domu na gwoździach, „może ci wyślemy bilet do Paryża, a może nie”… Żenada!

Tomala może nie miał nadzwyczajnych wyników sportowych w ostatnich latach, ale też nie wiózł się na dawnym sukcesie.

Po pierwsze – to on z koleżanką zagwarantowali w kwietniu start polskiej sztafety chodziarskiej w Paryżu.

Po drugie - na czerwcowych mistrzostwach Polski zajął drugie miejsce i pokonał minimalnie rywala, który znalazł się w kadrze na Paryż, Artura Brzozowskiego.

Wreszcie po trzecie - taki sportowiec zasługuje na wyrozumiałość i szacunek choćby z racji tego, że zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiego sportu. Koniec, kropka.

Zastanówmy się dobrze - do Paryża pojedzie także 251 osób współpracujących ze sportowcami, ale nie ma miejsca dla tych kilkunastu rezerwowych... I, na zakończenie kariery Tomali, jakiś urzędnik sportowy wykazuje absolutną bezduszność i każe Mistrzowi czekać na łaskę. Czegoś tu nie rozumiem.

Apeluję zatem do władz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i jego prezesa Henryka Olszewskiego, do Polskiego Komitetu Olimpijskiego i jego prezesa Radosława Piesiewicza, do ministra sportu i turystyki Sławomira Nitrasa – panowie, nie wygłupiajcie się i naprawcie ten dyskwalifikujący błąd, wysyłając Tomalę do Paryża!

I nawet jeżeli trenerzy uznają, że kto inny będzie lepiej reprezentował Polskę w 2024 roku na trasie sztafety, to przecież Tomala tam na miejscu to będzie żywy i namacalny wzorzec – postać, która swoim doświadczeniem i osobowością może zainspirować i motywować innych sportowców do sięgania po rzeczy wielkie. Nie zmarnujmy tej szansy!

Tomasz Mucha