Kamil Grosicki przekonał się w tej sytuacji, że bramkarz Stali nie ma żadnych problemów z rozciąganiem. Fot. Marta Badowska/Press Focus


Parady na wagę punktu

Mateusz Kochalski po raz kolejny stanął na wysokości zadania między słupkami mieleckiej bramki.


Kluczowe w meczu Stali z Pogonią były podania na wolne pole za plecy obrońców. To one tworzyły najwięcej zagrożenia zarówno po jednej, jak i drugiej stronie. Mielczanie już w ciągu pierwszych 5 minut wyszli z dwiema szybkimi akcjami, ale w obu przypadkach nie najlepiej je rozwiązali. Gospodarze lepiej zaczęli spotkanie, lecz z czasem to faworyci z Pomorza Zachodniego zaczęli dochodzić do głosu, choć na jakieś konkrety z ich strony trzeba było czekać do drugiej połowy. Inna sprawa, że przed przerwą również Stal nie oddała ani jednego celnego uderzenia!

Kiedy już jednak zaczęło do strzałów dochodzić, odpowiadali za nie „portowcy”. Nie było ich co prawda zbyt wiele, bo tylko 4, ale w każdym przypadku fenomenalnie w bramce mielczan spisywał się Mateusz Kochalski. 23-latek szkolony w Legii najpierw w jednej akcji zatrzymał Adriana Przyborka i dobitkę Linusa Wahlqvista, chwilę później zastopował szarżującego Kamila Grosickiego, a w 79 minucie popisał się najefektowniejszą z parad, kiedy kapitalną interwencją na linii nie pozwolił cieszyć się z trafienia Benediktowi Zechowi! Kochalski wiele razy w tym sezonie pokazywał swoją jakość. W ostatnich 9 kolejkach Stal wygrała co prawda ledwie raz (z... Jagiellonią), ale i tak 4 razy zachowała czyste konto. Pogoń zaś po raz kolejny wywołała u swoich fanów zgrzytanie zębów. - Jestem zły na siebie, no ale już nie mogę niczego zmienić. Wiem, że powinienem zdobyć gola i mam do siebie pretensje. Czasami tak się zdarza, że nie wszystko się układa - mówił 17-letni Przyborek.

(PTub)



GŁOS TRENERÓW

Kamil KIEREŚ: - Przygotowując się do tego spotkania, szukaliśmy pewności siebie, pazerności, aby walczyć o trzy punkty. Namiastką tego był początek, bo do 20 minuty realizowaliśmy to, co chcieliśmy. Byliśmy zdecydowani, docieraliśmy z piłką do takich stref, że mogliśmy posyłać za linię obrony prostopadłe i skośne podania. Nie wykorzystaliśmy tego i dlatego nie wygraliśmy.

Jens GUSTAFSSON: - Jeśli popatrzmy na mecz przez pryzmat całych 90 minut, to można powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, aby osiągnąć korzystny wynik. Zawodnicy zostawili serce na boisku. Owszem, zaczęliśmy kiepsko. Pierwsze 20-30 minut było z naszej strony pasywne, wyglądaliśmy na lekko wystraszonych, ale potem rośliśmy i graliśmy swój mecz. Stworzyliśmy dużo sytuacji, aby strzelić gola, lecz czasami tak bywa w futbolu, że czegoś brakuje, żeby przechylić szalę na swoją korzyść.