Sport

Papszun dopiął swego

Raków awansował do fazy ligowej i w najbliższym czasie będzie mógł się skupić na ekstraklasie - do października.

Do trzech razy sztuka - mógł powiedzieć Marek Papszun po rewanżu z Ardą. Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus

LIGA KONFERENCJI

Dwumeczem z Ardą Kyrdżali (1:0, 2:1) częstochowianie raczej nie przysporzyli sobie nowych fanów. Wicemistrz Polski zagrał brzydko, niedokładnie, popełniał sporo błędów, notując wiele strat. Za chwilę nikt jednak nie będzie o tym pamiętał, a najważniejszy cel, czyli awans do fazy ligowej LK, został zrealizowany.

Jestem szczęśliwy

- Duża sprawa również dla mnie, bo został zrealizowany mój osobisty cel. To było moje trzecie podejście do pucharów, a dwa poprzednie zakończyły się właśnie w IV rundzie eliminacji. Ta droga nie była łatwa, zapracowaliśmy na to w sześciu spotkaniach. Tym bardziej cenię sobie ten awans i jestem szczęśliwy - mówił tuż po meczu Marek Papszun. Przyznać trzeba, że w Europie pod jego wodzą Raków radzi sobie imponująco. Tegoroczny bilans to pięć zwycięstw i porażka. - Nie jest prosto tyle wygrywać, z kimkolwiek by się grało. To był też ważny mecz dla Rakowa, bo europejskie rozgrywki to rozwój, promocja zawodników, ale też pieniądze dla klubu, na które właściciel mocno liczy. Zobaczymy, w którym kierunku to teraz pójdzie - zauważył szkoleniowiec.

Dobre losowanie

Drużyna prosto z Bułgarii udała się do Szczecina, gdzie w niedzielę zmierzy się z Pogonią. Działacze wrócili do Częstochowy, a prezes Piotr Obidziński pojechał do Monako na losowanie rywali w fazie ligowej LK. W obozie Rakowa raczej nie mieli ściśle sprecyzowanego zestawu wymarzonych rywali. Papszun z rozbrajającą szczerością przyznał, że nawet nie wie za bardzo na kogo może trafić. - Na pewno chciałbym jedną z mocniejszych drużyn, na przykład Crystal Palace. Poza dwoma, trzema mocniejszymi klubami w tych rozgrywkach wszyscy są raczej do pokonania. Było bardzo dużo niespodzianek w ostatniej rundzie eliminacji. Najważniejsze dla nas było awansować, a teraz z każdym mamy prawo powalczyć - mówił na gorąco wieloletni członek zarządu częstochowskiego klubu Rafał Niewmierzycki. Skończyło się na meczach w Sosnowcu z Rapidem Wiedeń, Universitateą Craiova i Żrinjskim Mostar oraz wyjazdami do Sparty Praga, Sigmy Ołomuniec oraz Omonii Nikozja. Biorąc pod uwagę, że Raków znajdował się dopiero w piątym koszyku, takie losowanie trzeba uznać za co najmniej dobre. Szczególnie z logistyczno-finansowego punktu widzenia. Wyjazdy do Czech to zdecydowanie niższe koszty niż w dalsze rejony Europy.

O co zagrają?

Celem minimum w Częstochowie był awans do fazy ligowej, ale wiadomo że apetyt rośnie w miarę jedzenia i wszyscy w Rakowie chcą, aby drużyna grała w pucharach również wiosną. - Na pewno będziemy grać o przejście dalej, najlepiej od razu do 1/8 finału. Jeśli się nie uda, to celem minimum będzie w ogóle pozostanie w grze. Realnie stać nas na pierwszą dwunastkę - ocenia Niewmierzycki. - Zawsze patrzę tylko na najbliższego rywala. Naszym celem jest zajść jak najdalej i zwiedzić w Europie jak najwięcej. Po to też tutaj wróciłem - dodał Papszun.

W dalszej części sezonu Raków będzie sobie musiał radzić raczej bez Jonatana Brunesa. Norweg nie próbuje nawet kryć zmęczenia Częstochową, po meczu cieszył się w sposób całkowicie bezemocjonalny, wręcz komiczny. Na boisku również daje drużynie bardzo mało. Na ten moment najbardziej realny scenariusz to transfer do Slavii Praga, ale Czesi będą musieli liczyć się z wydatkiem pięciu milionów euro. Można się także spodziewać ruchów do klubu, zwłaszcza w obliczu zerwania achillesa przez Ericka Otieno. - Myślę, że świadomość takiej potrzeby w klubie jest, choć ja akurat nie jestem w to zaangażowany bezpośrednio. Okienko jest jeszcze otwarte, może się coś jeszcze wydarzyć - zakończył Papszun.

Mariusz Rajek z Bułgarii