Sport

Pan Piłkarz

Trener Jan Urban wspomina zmarłego w poniedziałek Lucjana Brychczego. - To był człowiek szatni - mówi szkoleniowiec Górnika Zabrze.

Jan Urban zawsze darzył szacunkiem Lucjana Brychczego. Fot. Rafał Oleksiewicz/ PressFocus

W zeszłym tygodniu pożegnaliśmy świetnego napastnika, legendę GieKSy, Jana Furtoka. Teraz odeszła inna wielka postać polskiej piłki - Lucjan Brychczy. Pogrzeb pochodzącego z Nowego Bytomia, dzielnicy Rudy Śląskiej, zawodnika i trenera Legii Warszawa odbędzie się w poniedziałek na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Mecze ligowe w najbliższej kolejce, podobnie jak w przypadku Jana Furtoka, mają zaczynać się od minuty ciszy.

Trafiał gdzie chciał

Mówimy o zawodniku, który w reprezentacji Polski zagrał 58 razy i zdobył 18 bramek. Więcej goli od niego strzeliło ledwie kilkunastu zawodników. O gola więcej mają Roman Kosecki i Euzebiusz Smolarek, o bramkę mniej Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik i Maciej Żurawski. Wielu kibicom jego postać kojarzy się głównie z obecnością na ławce rezerwowych. Przez lata był przecież w sztabie trenerskim klubu z Warszawy, z który związał swoje życie. Tak też było w czasie dwukrotnego pobytu w Legii trenera Jana Urbana (2007-10, 2012-13). - Można powiedzieć: w starszym gościu była młoda dusza. Tak bym go określił. W jego życiu wiele miejsca zajmował trening i Legia. Tak sobie myślałem, że jak ktoś mu to zabierze, to będzie cierpiał. Wtedy, kiedy byłem w Legii jako trener dwukrotnie, czuł się znakomicie. Znakomicie! Czuł się zintegrowany ze sztabem. Nie mówił dużo, ale to był ktoś taki, że się nie odzywa, a za chwilę rzuci żarcik, to wszyscy się śmieją. Taki był właśnie pan Lucjan - opowiada Jan Urban.

- Pamiętam, że wtedy z Legią na obozy jeździło wielu dziennikarzy i zawsze graliśmy mecz dziennikarze kontra sztab trenerski. Byli bardzo zadowoleni, bo z panem Lucjanem mogli sobie pograć w piłkę. To było coś, co zostaje w pamięci. Robił u mnie wtedy rozgrzewki. Prosiłem: „panie Lucjanie, dziś 10-15 minut dla pana, trochę techniki”. Robił coś z nami, a potem pomagał Krzyśkowi Dowhaniowi. W tamtych czasach bramkarze nogami nie grali zbyt dobrze, Krzysiek miał uderzenie i potrafił, ale to pan Lucjan pokazywał jak się uderza, a zawsze strzelał tam, gdzie chciał trafić. To był niesamowicie techniczny zawodnik i to mu zostało - wspomina trener Górnika i dodaje: - Czuł się potrzebny, to było widać. To był wodzirej przy stoliku i na boisku. To był człowiek dusza. Jakbyś go nie znał, to byś powiedział, że to piłkarz. On zachowywał się jak piłkarz, to było czuć. Był człowiekiem szatni. Nieraz graliśmy w karty. W co? W pokera, ale stawki były małe: dwuzłotówki i piątki, więcej nie było można. Nie szło o sumy, a o przyjemność, o to żeby się pośmiać - mówi trener Urban.

Na Powązkach

W Warszawie trwają przygotowania do pogrzebu pana Lucjana, który w warszawskim klubie rozegrał 452 mecze (368 w najwyższej lidze) i strzelił aż 226 bramek (182 w ekstraklasie, o 4 mniej niż Ernest Pohl - lider w klubie 100). Przy wejściu do siedziby klubu znajduje się - pod namiotem - księga pamiątkowa, gdzie każdy chętny może się wpisać. Sam pogrzeb w poniedziałek na Powązkach, gdzie pochowani są tacy sportowcy jak Kazimierz Górski, Kazimierz Deyna, Władysław Stachurski, Irena Szewińska, Jerzy Kulej czy Władysław Komar.

Michał Zichlarz            

Czy Ruda Śląska pamięta o „Kicim"?

Na Facebooku na ciekawą rzecz zwróciła uwagę Barbara Wystyrk-Benigier, żona byłego reprezentanta Polski, świetnego piłkarza Ruchu pana Jana, a przez lata dziennikarka, także „Sportu”. Napisała: „Zmarł Lucjan Brychczy. Ruda Śląska, a konkretnie Nowy Bytom to miejsce urodzenia legendy polskiego futbolu, Lucjana Brychczego. Postaci wyjątkowej. Brychczy związał się z Warszawą, gdzie cieszył się ogromnym szacunkiem Przyjęto go tam jak swojego. Doceniany chyba bardziej niż u nas. Tymczasem chłopak zaczynał swoją karierę w nowobytomskiej Pogoni. Mieszkał w jednej z kamienic przy rynku w Nowym Bytomiu. Pamiętam zdjęcie, jak stoi jako chłopczyk w jednym z ajnfartów (brama wjazdowa - przyp. red.). Tymczasem czytam ze zaczynał w Łabędach. Ręce opadają jak niekompetencja obecnych dziennikarzy sportowych przekłamuje historię. Chociaż z drugiej strony czemu się dziwić, skoro w Nowym Bytomiu nie ma nawet tablicy upamiętniającej tak wybitną postać. Może Rada Sportu czy Komisja Sportu zadbałaby o upamiętnienie tak wybitnej postaci. W końcu to dla Rudy Śląskiej również promocja. No chyba że z wiedzą na temat rudzkiego sportu również jesteśmy na bakier…”.

Barbara Wystyrk-Benigier wyjaśniła też, skąd się wzięła ksywkę pana Lucjana, a wołano na niego „Kici”. - Tam była trójka braci, wszyscy o charakterystycznej urodzie, wyglądzie, dlatego tak na niego wołano -mówi nam.

(zich)