Sport

Pali się!

Zielono-niebiesko-czerwoni w rundzie wiosennej drastycznie obniżyli loty, tracąc kontakt z czołówką.

Pomocnik Miedzi Iwo Kaczmarski (z lewej) pomógł drużynie z Łęcznej wygrać mecz w Legnicy. Fot. Ernest Kołodziej/miedzlegnica.eu

MIEDŹ LEGNICA

Po rundzie jesiennej drużyna znad Kaczawy zajmowała w tabeli trzecie miejsce ze stratą dwóch punktów do Arki Gdynia i siedmiu „oczek” do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Runda rewanżowa to już zupełnie inna bajka - w 7 potyczkach ligowych zaksięgowała tylko 7 punktów i jej strata do prowadzącego duetu drastycznie wzrosła. Powiedzmy sobie szczerze: zespół dowodzony obecnie przez Wojciecha Łobodzińskiego nie ma żadnych szans na bezpośredni awans do PKO BP Ekstraklasy.

Chłopcy do bicia

Zawsze uważałem i nadal uważam, że lepsze jest wrogiem dobrego. Miedź jest klinicznym dowodem na trafność tej tezy. Legniczanie przegrali aż cztery z pięciu ostatnich potyczek w rozgrywkach ligowych, więc to oczywiste, że przestali deptać po piętach liderowi z Trójmiasta i „Słonikom” z Niecieczy. Na domiar złego wiosną stracili najwięcej goli spośród wszystkich rywalizujących drużyn na zapleczu ekstraklasy! Zmiana trenera niewiele dała, efektu „nowej miotły” po prostu nie widać. Ireneusz Mamrot w czterech spotkaniach zdobył 4 punkty, natomiast Wojciech Łobodziński trzy w trzech próbach. Jestem ciekaw, czy Miedź zdoła przerwać to pasmo niepowodzeń w Chorzowie, gdzie w czwartek na Stadionie Śląskim zmierzy się z Ruchem. A kolejny pojedynek z Kotwicą Kołobrzeg (niedziela, 13 kwietnia, godz. 19.00) wcale nie musi być bułką z masłem...

Wściekły trener

W piątek „Miedzianka” przegrała na własnym stadionie z Górnikiem Łęczna, ale bardziej od porażki boli styl, w jakim została poniesiona. Nie owijając w bawełnę, był on po prostu rozpaczliwy. - Jestem bardzo zły po tym meczu, bo w pierwszej połowie przecierałem oczy ze zdumienia, że to jest ten sam zespół, który dobrze grał z Wisłą Kraków i momentami z Arką Gdynia - powiedział na konferencji prasowej trener Wojciech Łobodziński. - Trudno mi to wytłumaczyć. Po prostu źle zaczęliśmy, od początku nie wyglądało to dobrze, w zasadzie od pierwszego podania. W nasze poczynania wkradła się nerwowość, nie wiem, z czego ona wynikała. Konsekwencją naszej niedokładności była sytuacja z Iwo Kaczmarskim, z czerwoną kartką dla niego. Potem próbowaliśmy ten mecz ratować zmianami, wpuściliśmy na boisko wszystkich zawodników, których mieliśmy na ławce rezerwowych. Próbowaliśmy wrócić do tego meczu walką i zaangażowaniem, nawet grając w dziesiątkę. To nie był jednak nasz dzień, ale potencjał tej drużyny jest inny niż obraz piątkowego spotkania. W przyszłym tygodniu mamy mały maraton i musimy się jak najszybciej zregenerować. Przeanalizujemy to, co się wydarzyło w meczu z Górnikiem, ale biję się w piersi i zawodnicy pewnie też, bo nie mam zamiaru nikogo usprawiedliwiać. Musimy wyciągnąć wnioski i mam nadzieję, że taki mecz drugi raz już się nie powtórzy.

Transferowy niewypał

Nawet gołym okiem widać, że w zespole z Legnicy nie ma w tej chwili napastnika z prawdziwego zdarzenia. Zgoda, trudno było odrzucić ofertę za Wiktora Bogacza, który przeniósł się do MLS, do New York Red Bulls. Kwota odstępnego jak na warunki pierwszej ligi była oszałamiająca - dwa miliony euro! Ale po jakie licho wypożyczono do Odry Opole Marcela Mansfelda, skoro niespełna 24-letni Niemiec jesienią w 17 spotkaniach pięć razy wpisał się na listę zdobywców bramek i dołożył do tego asystę? Sprowadzony w jego miejsce 29-letni Gustav Engvall jest transferowym niewypałem i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Szwed, za którego zapłacono 175 tysięcy euro, w 7 meczach na zapleczu ekstraklasy nie strzelił ani jednego gola, nie ma też żadnej asysty, chociaż zawsze wychodził na boisko w podstawowym składzie. Architekci tej transakcji (właściciel klubu Andrzej Dadełło i dyrektor sportowy Marek Ubych) powinni posypać głowy popiołem i nie bawić się już w menedżerów.

Bogdan Nather