Bartosz Baranowicz (z lewej) zastąpił zawieszonego za czerwoną kartkę Oskara Repkę. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Oznaki kryzysu?

GKS Katowice w trzecim meczu z rzędu nie był w stanie pokonać przeciwników.


Mecz z Górnikiem Łęczna miał być dla GieKSy okazją na polepszenie nastrojów po dwóch ostatnich spotkaniach bez zwycięstwa. Porażka z Odrą Opole i ostatni remis w Niecieczy były dla ekipy Rafała Góraka bolesne. Katowiczanie stracili okazję do tego, żeby zbliżyć się do liderującej dwójki. Dlatego starcie z łęcznianami było niezwykle ważne, bo mogło wyznaczyć drogę, którą GKS powinien podążać w ostatnich meczach sezonu.

Widać było, że gospodarze skupili się na tym, żeby nie stracić bramki. Grali ostrożnie, oczekując na ruchy przyjezdnych, czyli inaczej niż w ostatnich meczach. Wynikało to zapewne z tego, że trener Górak nie mógł skorzystał z usług Oskara Repki. Zawodnik, który zagrał w każdym możliwym spotkaniu w tym sezonie, został zawieszony za czerwoną kartkę, przez co w środku pola zobaczyliśmy Bartosza Baranowicza, który w tym sezonie sporadycznie dostawał minuty od szkoleniowca. To musiało wpłynąć na to, że katowiczanie byli mocno zdyscyplinowani w obronie, a Maciej Gostomski nie miał zbyt wiele pracy. Górnik też nie miał zamiaru pełnymi siłami atakować na bramkę Dawida Kudły, przez co mecz w pierwszej połowie nie należał do najciekawszych widowisk. Sytuacji podbramkowych właściwie nie było. GKS co prawda miał kilka razy okazję do zagrożenia po stałych fragmentach, ale z żadnej nie potrafił skorzystać.

Najwięcej poruszenia przed przerwą wywołał Arkadiusz Jędrych. Niestety,nie wynikało to z jego umiejętności piłkarskich, ale z powodu tego, że upadł na murawę po zderzeniu z przeciwnikiem. Marko Roginić chciał uderzyć piłkę, która znajdowała się na wysokości głowy defensora. Chorwat nieszczęśliwie trafił w kapitana GieKSy, a po chwili wokół Jędrycha zebrały się służby medyczne. Szczęśliwie 31-latek po krótkiej przerwie wrócił do gry, choć wpierw musiała zostać zatamowana krew wydostająca się z jego nosa.

Przebieg pierwszej połowy nie zapowiadał tego, że obraz spotkania może zmienić się po zmianie stron. Kibice z minuty na minutę byli coraz bardziej zniecierpliwieni, bo widzieli, że drużyna ze stolicy województwa śląskiego gra zachowawczo.

Ciekawiej zaczęło się robić dopiero po 60 minucie. Wtedy trener Pavol Stano wprowadził na boisko trzech wypoczętych piłkarzy. Jednym z nich był Piotr Starzyński, który mógł zaliczyć wejście smoka. W 63 minucie trafił piłką do siatki, pokonując w sytuacji sam na sam Kudłę. Sędzia dopatrzył się jednak spalonego i gol nie został zaliczony. Kilka minut później to gospodarze mieli świetną okazję po rzucie rożnym. Marten Kuusk z najbliższej odległości trafił w bramkarza. Na więcej obu drużyn w czwartkowy wieczór nie było stać. GKS w ostatnim minutach próbował zaskoczyć rywali, ale był nieskuteczny. Dlatego starcie dwóch kandydatów do gry w barażach o ekstraklasę zakończyło się bezbramkowym remisem.

Kacper Janoszka