Mecz z Rakowem wlał w serca nadzieje na poprawę sytuacji. W końcu niewielu może pochwalić się remisem w obecnym sezonie przy Limanowskiego. Sęk w tym, że to osiągnięcie było niezwykle fartowne. Końcówka meczu, „strzał życia” Łukasza Monety sprawił, że Ruch mógł dopisać do swojego konta chociaż jedno „oczko”. Wszystko pięknie i ładnie, w końcu każdy punkt daje nadzieje na utrzymanie. Nadal jednak jesteśmy w lesie.

Mowa oczywiście o punktach. W końcu do bezpiecznego miejsca Ruch traci sześć punktów. To jednocześnie dużo i mało. Niby wystarczy seria zwycięstw, która przy formie Puszczy i Korony pozwoli nam wyjść z bagna, w którym jesteśmy od początku sezonu. Musi ta seria jednak nastąpić, a na to się nie zanosi. W zasadzie kluczem będzie sobotnie starcie z Puszczą. Jeden z twitterowiczów wskazywał, że to dla nas mecz ostatniej szansy. Jak przegramy, to możemy pakować walizki i liczyć na cud. Dlatego w sobotę trzeba trzymać kciuki za to, aby do Niepołomic rywal wrócił z pustymi rękami. Ważna jednak będzie także niedziela.

Jesteśmy na kilka dni przed wyborami na prezydenta Chorzowa. Nie będę prowadził na łamach gazety sportowej agitacji wyborczej. To i tak jest zbędne, bo wiadomo jak każdy z nas zagłosuje. Doskonale znamy obecnego prezydenta. Wiemy co i jak wiele ma za uszami. Szymona Michałka także znamy. Podobnie z innymi kandydatami. Najbliższe dni to kluczowy czas dla miasta, ale i dla nas. Pozostaje wierzyć, że zmiany nastąpią. Jeżeli do nich nie dojdzie, to czeka nas kolejne kilka trudnych lat, znów będą nami wycierać twarze (choć chciałbym użyć mocniejszego określenia), udawać, że chcą postawić nam stadion. A i tak skończy się jak zawsze.

Prawda jest taka, że jeżeli przegramy oba te starcia, a niestety jest to możliwe, to możemy spodziewać się nie tylko spadku do pierwszej ligi, ale i ogromnych problemów. Może nie czeka nas powtórka sprzed kilku lat i powolna odbudowa, ale na pewno nie będzie nam łatwo. Chorzów zasługuje na klub w ekstraklasie. Od najbliższych dni wiele będzie zależeć.