Ostatni dzwonek
Katowiczanie stają przed ostatnią szansą na podtrzymanie nadziei pozostanie w elicie. Z Barkomem Każany Lwów muszą koniecznie wygrać.
GieKSa jest na prostej drodze do I ligi. Z dziewiętnastu meczów wygrała tylko dwa i z sześcioma punktami zamyka stawkę. Do bezpiecznej strefy, 13. miejsca, które zajmuje PSG Stal Nysa, dzieli ją aż dziewięć punktów. Co ciekawe katowiczanie za swoją postawę w dotychczasowych spotkaniach zbierali sporo pochwał, ale punktów nie zdobywali. Tak było m.in. w ostatnich kolejkach, gdy przegrywali z Jastrzębskim Węglem i Aluronem CMC Wartą Zawiercie. Byli bliscy urwania potentatom punktów, lecz skończyło się jedynie na wygraniu jednego seta z „Jurajskimi rycerzami”.
Miłe złego początki
- Fajny start, energiczny. Wygrany pierwszy set. Pokazaliśmy, że będziemy walczyć. A potem... Druga partia też dobra, ale goście mieli indywidualności. Bieniek, Russell, a także Kwolek przez cały mecz trzymali procenty. Poszli na zagrywkę i robili serię. Nam takiego zawodnika zabrakło. W kolejnych setach graliśmy natomiast zbyt bojaźliwie. Dostarczaliśmy piłkę rywalowi, a tak nie można grać z tak mocną drużyną, jak ta z Zawiercia – przyznał Damian Hudzik, środkowy katowickiego klubu. - To nie był pierwszy taki mecz w tym sezonie. Mieliśmy okazję, aby pokazać się z dobrej strony na tle mocnego przeciwnika, ale jej nie wykorzystaliśmy. Pierwszego seta zagraliśmy naprawdę dobrze – wszystko działało tak, jak powinno. Potem rywale z Zawiercia zaczęli lepiej zagrywać, a my zaczęliśmy mieć problemy po swojej stronie. Niestety, popełniliśmy za dużo błędów i dlatego przegraliśmy – wtórował mu kolega ze środka siatki, Bartłomiej Krulicki.Co jest przyczyną, że po dobrym początku katowiczanie gasną? - Szukaliśmy przyczyn. Może o tym decydować brak doświadczenia. Cały czas próbujemy robić wszystko na sto procent, a inne drużyny grają spokojniej i w przekroju całego meczu bardziej im się to opłaca – stwierdził Hudzik.
Mecz nadziei
Katowiczanie, by zachować choć cień nadziei na wydostanie się ze strefy spadkowej, muszą punktować. Przed nimi „mecz o życie”. W Tarnowie zmierzą się dzisiaj (początek godz. 17.30) z inną ekipą zagrożoną degradacją, Barkomem Każany Lwów. W pierwszej rundzie we własnej hali wygrali 3:0, ale od tamtego czasu sporo się zmieniło. Sytuacja Ukraińców jest obecnie dużo lepsza. Do PSG Stali tracą jedynie dwa „oczka”. I przede wszystkim są na fali wznoszącej. Z meczu na mecz prezentują się lepiej. W ostatniej kolejce sprawili ogromną sensację, ogrywając 3:2 pewniaka Asseco Resovię i to w jej hali, a kilka kolejek wcześniej pokonali mistrza Polski, Jastrzębski Węgiel. - Wygrana z Jastrzębskim Węglem była dla nas przełomowa i myślę, że tamto zwycięstwo bardzo zmieniło naszą sytuację, zwłaszcza jeśli chodzi o poczucie pewności siebie. Jeśli wygrywa się z tak wielkimi zespołami, jak mistrzowie Polski, to od razu zyskuje się wiarę w to, że w PlusLidze możemy wygrać z każdym przeciwnikiem. Mam nadzieję, że po zwycięstwie w Rzeszowie również coś zyskamy, nabierzemy wiatru w żagle i będziemy w stanie wygrywać kolejne spotkania – ocenił Santri Valimaa, fiński rozgrywający Barkomu Każany.Siła ataku
Liderem ekipy ze Lwowa jest Wasyl Tupczij. Doświadczony atakujący ciągnie zespół. Zdobył już 316 punktów i zajmuje szóstą pozycję wśród najlepiej punktujących ligi. Najlepszy z graczy GKS-u, Bartosz Gomułka (224 pkt), jest na pozycji 25. Od kilku spotkań w wysokiej formie utrzymują się też równy i skuteczny Ilia Kowalow oraz bardzo dynamiczny Lorenzo Pope. 23-letni Australijczyk od pewnego czasu regularnie punktuje, co od razu przekłada się na wyniki zespołu. - Na ten mecz wyjdziemy tylko z jednym nastawieniem – zwycięstwo. Nie możemy ani na moment oddać rywalom inicjatywy. To my będziemy się ją starali trzymać po swojej stronie – zapewnił Hudzik.
(mic)