Oni są warci mistrzostwa!
Rozmowa z dziennikarzem, komentatorem, analitykiem, autorem książek
Nasz ekspert liczy, że w najbliższy weekend jeszcze nie poznamy mistrza Polski. Fot. Paweł Jaskółka / Press Focus
Czy w 33. kolejce ekstraklasy poznamy mistrza Polski?
– Byłbym zaskoczony. Ani sobie, ani kibicom tego nie życzę, bo dzięki temu ostatnia seria spotkań będzie najbardziej emocjonująca. Takie starcia, które nawet nie są bezpośrednie, dają największe emocje i sprawiają, że publika jest największa. Nie chodzi o faworyzowanie jednej czy drugiej drużyny, ale by życzyć sobie jak największych emocji, skoro i Raków, i Lech dociągnęli do tego momentu niemal na równi. To dwie drużyny warte mistrzostwa i to jest najważniejsze.
Czy któryś zespół minimalnie bardziej pana przekonuje?
– Może wyłącznie ze względów estetycznych wskazałbym na Lecha, ale to nie jest tak, że doceniam mniej pracę Marka Papszuna albo że ich gra jest brzydka – absolutnie nie. Gra wysokim pressingiem i sposób rozegrania, jaki preferuje Lech, dają więcej efektów piłkarskich.
Czasami przedstawia się to jako wojnę dobra ze złem – ofensywy z defensywą.
– Ja się z tym absolutnie nie zgadzam. To nieadekwatne postawienie sprawy. Raków jest bardzo sprawny ofensywnie. Gra inaczej, innym systemem, ale nie mógłbym powiedzieć, że nie stać go na ofensywną grę. Zresztą odczuł to... Lech, bo w meczu Rakowa w Poznaniu drużyna Marka Papszuna poprzez grę wysokim pressingiem i szybkim przejściem do ataku całkowicie zaskoczyła rywala (Raków wygrał 1:0 – przyp. red.). Oglądało się to świetnie.
Co ma w sobie trener Papszun? Stworzył w Częstochowie maszynę, odszedł, Raków się zachwiał, wrócił – i znowu jest maszyna.
– Konsekwencja w realizowaniu założeń i zadań. Ja wracam do jednego meczu Rakowa – w Katowicach w trzeciej kolejce. Jonatan Braut Brunes wszedł z ławki w drugiej połowie, ale po 20 minutach został ściągnięty, jak to ujął trener Papszun, ze względów taktycznych. To pokazało mi, że ten szkoleniowiec w celu osiągnięcia wyniku nie będzie patrzył na okoliczności. Dla niego liczy się realizacja planu i osiągnięcie celu. Marek Papszun – z przerwą – pracuje w Rakowie od wielu lat. Jego konsekwencja działań i budowania składu pod konkretny model drużyny jest ogromną przewagą, jaką klub ma nad resztą stawki. Nikt inny nie może pochwalić się zespołem budowanym pod dany model, profile pozycji, sposób funkcjonowania. To atut Rakowa i jeśli trener Papszun nadal będzie tam pracował przez tyle lat – to ten atut pozostanie.
A pytając analogicznie o trenera Nielsa Frederiksena z Lecha?
– Co by tu wyróżnić? Myślę, że jego podejście różni się w porównaniu do polskich trenerów. Spójrzmy na ostatni mecz z Legią (wygrana 1:0 w Warszawie – przyp. red.) i to, w jakim składzie Lech go kończył – z sześcioma młodymi piłkarzami, wychowankami na boisku, i to w spotkaniu, które musieli wygrać! Ten mecz mógł potoczyć się różnie, Lech mógł zremisować lub przegrać, natomiast przed Frederiksenem zostało postawione zadanie. Oczywiście, musi wygrywać, ale jednocześnie korzystać z dobrodziejstw akademii. On realizuje postawione cele. Nie patrzy, co może się ewentualnie zdarzyć, jakie są zagrożenia. Widzi potencjał, możliwość i zadanie do wykonania. To mu się udaje ze świetnym skutkiem. Jasne, że Lech ma swoje problemy i w idealnym świecie kończyłby ten sezon w najmocniejszym możliwym składzie, ale nie zawsze tak się to układa. Dla mnie to jest trener, który nie szuka wymówek, alibi, ale dąży do celu po swojemu. Taki też jest Lech w swoim sposobie grania. Czy na dobre, czy na złe szuka tego samego sposobu rozegrania, pokazania swoich charakterystyk, bycia dominującą stroną w pressingu – co się nie zawsze udaje, jak choćby w meczu z Rakowem. Jednak to nadal jest imponujące i widać, że rozwija piłkarzy.
Pan jest z Wrocławia, prawda?
– Tak jest.
To wie pan, jakie pytanie teraz zadam. Patrząc na to, co dzieje się w Śląsku, nie tylko w tym sezonie, ale w ogóle w ostatnich latach, jakie emocje pan odczuwa?
– W dwóch wcześniejszych sezonach, które kończyły się minimalnym utrzymaniem Śląska, zawsze wiązało się to z możliwym spadkiem. Jednak przez to, że potem był kolejny sezon z wicemistrzostwem w Polski, po którym nie wyciągnięto wniosków i to zaprzepaszczono, to obecnie jest irytacja oraz frustracja tym wszystkim, czym stał się Śląsk Wrocław. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w tej frustracji gubią się też ci, którzy się do tego spadku przyczynili, czyli trenerzy i piłkarze. A najbardziej ta frustracja jest skierowana na osobę, która tym klubem tak nieudolnie od lat zarządza, czyli osobę pana prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka.
Jaki scenariusz wieszczy pan teraz Śląskowi? Prezydent Sutryk już zapowiedział, że pobyt w I lidze będzie krótki, ale może być też przecież Wisła Kraków 2.0.
– Widzę pierwszy rozdźwięk między panem prezydentem a prezesem Śląska, który mówi o zupełnie innych realiach. Mówi bardziej pragmatycznie o tym, co czeka klub w pierwszoligowej rzeczywistości. Jest mi bliżej do zdania Michała Mazura (prezes Śląska – przyp. red.), który wskazuje na ogromne wyzwania czekające Śląsk i to, że najpierw trzeba zbudować drużynę. Ciężko jest wyrokować, co klub może czekać w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy, skoro wciąż niejasna jest przyszłość zespołu w obliczu nadchodzących dwóch-trzech miesięcy. Jeśli Śląsk będzie miał trenera i drużynę na nowy sezon, to wtedy będzie można mówić nawet nie o celach, lecz aspiracjach. Oczywiście, że to powinien być powrót do ekstraklasy, to naturalne, ale bardziej chodzi o możliwości wywalczenia awansu.
Rozmawiał Piotr Tubacki
Michał Zachodny