Trudno uznać, by Cristiano Ronaldo był podczas Euro ważnym ogniwem reprezentacji Portugalii... Fot. CHINE NOUVELLE/SIPA / Sipa / PressFocus


Okrutny proces przemijania

Chcąc nie chcąc Cristiano Ronaldo jest twarzą porażki Portugalii podczas Euro.

Jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii, genialny strzelec, maszyna, pracuś, żywa legenda. Te wszystkie określenia doskonale pasują do Cristiano Ronaldo. Bez Portugalczyka współczesna historia piłki nożnej byłaby zupełnie inna. To piłkarz z innej planety, który… ma już 39 lat. Jego występ na Euro miał być okazją do uhonorowania genialnej kariery. Miał zakończyć pewien etap dla Ronaldo, dla którego miały być to ostatnie mistrzostwa Starego Kontynentu. Jednak z pewnością nie tak napastnik Al-Nassr wyobrażał sobie pożegnanie z Euro.

Gest zespołowy

Portugalia wcale nie grała słabo. Nie była najgorszą drużyną turnieju. Nie była też znacząco słabsza od Francuzów, którzy pokonali ją w ćwierćfinale po serii rzutów karnych. Jednak wszelakie starania, dobre zagrania ekipy Roberto Martineza, przestawały mieć znaczenie, gdy piłka trafiała do Ronaldo. Już w fazie grupowej widać było w nim ogromną chęć strzelenia bramki, żeby mógł przedłużyć swoją serię wielkich turniejów, w których zdobywał gola. Trwała ona nieprzerwanie od 2004 roku, w każdym kolejnym mundialu i Euro.

Nawet bez bramki na niemieckich boiskach we wciąż trwających zmaganiach jest to wynik niesamowity, ale Ronaldo zawsze chciał i chce więcej. I może to jest jego problem. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że 39-latek, gdy tylko otrzymuje piłkę, już myśli o tym, jak zdobyć bramkę. Jego ogromne pragnienie zamieniało się powoli we frustrację spowodowaną brakiem gola.

Co ciekawe, Ronaldo strzelał z każdej możliwej pozycji, wykonywał rzuty wolne (wszystkie były marnej jakości), a gdy już stanął przed genialną szansą na pokonanie bramkarza, oddał piłkę partnerowi. Mowa o sytuacji z meczu Turcja – Portugalia, gdy Ronaldo asystował przy golu na 3:0 Bruno Fernandesa, choć gdyby uderzył, zapewne pokonałby golkipera.

Symbole nieszczęścia

Ronaldo pokazał wtedy, że gra dla drużyny. Cóż jednak z tego, skoro nie zaspokoił swojego głodu bramkowego. Ciągle próbował, ciągle się starał, a partnerzy z zespołu grali po to, żeby w końcu umieścił piłkę w siatce. Nie udało się. Misja nie została wykonana. Co więcej, Portugalia odpadła z Euro, choć przecież mierzyła się z dołującą Francją. Słabość przeciwnika należało wykorzystać, a Iberyjczycy przeciągnęli mecz aż do rzutów karnych, w których jedna pomyłka Joao Felixa spowodowała zakończenie przygody Portugalii na Euro.

Po odpadnięciu znów uwaga widzów była skupiana na Ronaldo. W końcu jest liderem. W końcu to jemu najbardziej zależało. W końcu to on nie strzelił choćby jednego gola. Symboliczna była akcja z 3 minuty doliczonego czasu. Wtedy Francisco Conceicao zagrał piłkę z prawego skrzydła do Ronaldo, a ten, będąc kilka metrów przed bramką, posłał piłkę wysoko ponad poprzeczką. Ponadto wcześniej, w 1/8 finału w starciu ze Słowenią, nie wytrzymał presji i w dogrywce nie wykorzystał rzutu karnego. Te sytuacje spowodowały, że Portugalczyk mógł sobie pluć w brodę, gdy jego reprezentacja odpadła z mistrzostw.

Czas na decyzję?

Oczywiście Ronaldo nie jest tak słaby, jak teraz internauci go opisują. Nie jest też tak dobry, jak jeszcze kilka lat temu, gdy co chwilę odbierał Złote Piłki. Musi się jednak zmierzyć z niezwykle ważnym pytaniem, czy jako 39-latek, jeden z najlepszych graczy w historii, jest jeszcze przydatnym elementem reprezentacji? Czy nie warto już zejść ze sceny i czy czasem już nie jest na taką decyzję za późno? Być może odpowiedź na te pytania jest inna, niż się spodziewamy. Być może będzie tak długowieczny, jak jego rodak Pepe, który zakończył Euro w Niemczech jako 41-latek i wciąż był czołową postacią linii defensywnej. Być może nieudane Euro było tylko wypadkiem przy pracy na drodze kariery Ronaldo. Najprawdopodobniej jednak genialny napastnik powoli żegna się z poważną europejską piłką. Zresztą pierwszym krokiem wykonanym ku końcowi były przenosiny do Arabii Saudyjskiej. To, co widzimy teraz, jest tylko dopełnieniem nieuniknionego.

Kacper Janoszka