Odpuszczanie i zwalnianie
WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok
Toż to prawdziwa hatakumba! – rzec by mógł pewien europarlamentarzysta z Opolszczyzny. Z pierwszej czwórki w tabeli ekstraklasy w Pucharze Polski ostała się już tylko Jagiellonia za sprawą wolnego losu, a raczej darmowej przepustki. Trudno nie kochać „turnieju tysiąca drużyn” za to, że małomiasteczkowy futbol przeżywa swoje historyczne tryumfy w konfrontacjach ze zblazowanymi reprezentantami metropolii, ale jednak pewien niepokój to we mnie budzi. W Polsce odpuszczanie pucharów jest równie powszechne, co odpuszczanie grzechów, lecz przecież dobitnie to świadczy o tym, jakie miernoty tworzą ekstraklasę. Lęk przed tym, że żadna kadra nie wytrzyma dwóch frontów, wzmagany rokrocznie przez ligowy falstart pucharowiczów, doprowadza do tego, że ekipy walczące o tytuł mistrza Polski osiągają kompromitujące wyniki w starciach z pierwszo- i drugoligowcami (Cracovia to już w ogóle zaszalała i odpadła z trzecioligową Sandecją). Nie twierdzę, że taka na przykład Miedź nie miała prawa zremisować z Rakowem (a potem wygrać serię jedenastek) – akurat podopieczni trenera Mamrota prezentują obecnie ekstraklasową formę, no ale już Lech, który uznał że jedna drużyna (a konkretnie druga) mu w PP wystarczy, zbłaźnił się na stadionie Resovii najwyraźniej intencjonalnie. Gnuśność gwiazdek Ekstraklasy jest w takich przypadkach dojmująca i trudno się nie cieszyć, gdy zostaje ukarana. Tym razem wybrałem się na mecz, w którym niespodzianki być nie mogło, czwartoligowe rezerwy Podbeskidzia gościły w bielskiej Wapienicy Odrę Opole i już po kilku minutach widać było, że ekipa Radosława Sobolewskiego traktuje mecz poważnie. Owszem, rozkojarzona defensywa pozwalała podbeskidzkiej młodzieżówce na chwile marzeń, a nawet sytuację sam na sam z bramkarzem, ale młody napastnik Górali nic na tej randce nie wskórał, stres go zjadł. W składzie opolan błysnął Jordan Dominguez, jeden z miliona Hiszpanów, anonimowych w swojej ojczyźnie, ale Panów Piłkarzy w polskich realiach. Skończyło się na 0:5, ale juniorzy Podbeskidzia zapamiętają ten mecz na zawsze, zasłużone brawa już przyjęli za zdobycie Pucharu Polski na szczeblu regionalnym. Można się dziwić, że był to jedyny mecz w pierwszej rundzie PP, który nie skończył się wynikiem „stykowym” lub wręcz serią karnych. Jeśli faworyci będą się dalej wykruszać na własne życzenie, powtórzy się tegoroczna bajka i trofeum wzniesie ktoś z niższej klasy – nie mam nic przeciw temu, Wisła w Europie przyniosła tego lata największe emocje. Zwolnienie trenera Moskala uważam za gest nie tylko pochopny, ale wręcz dyletancki – prezes Królewski ma nazwisko, które zobowiązuje do lepszych manier. Jeśli prawdziwe są plotki, że to kibole zwolnili swojego dawnego idola, wróży to Wiśle jeszcze gorzej. W pierwszoligowym czubie jest ciasno od drużyn przygotowanych na awans, Nieciecza już chyba odjechała na dobre, więc miejsca promowane zostały dwa, Wisła powinna się skupić na odrabianiu strat, a rewolucje klubowe temu niekoniecznie posłużą. Biała Gwiazda jest w strefie spadkowej, ale to złudzenie optyczne, bo ma przed sobą jeszcze trzy mecze zaległe. Cierpliwość w polskim futbolu jest wartością nieznaną. Chociaż akurat Waldek „King” Fornalik, pożegnanych właśnie w Lubinie na krótki lont swoich pracodawców narzekać nie może. W Chorzowie był bogiem i przed laty sam się zwolnił, kiedy uznał, że z hochsztaplerami w zarządzie nie można dłużej pracować; w Gliwicach dano mu kilka sezonów spokoju, dzięki czemu zdobył bodaj najbardziej sensacyjne mistrzostwo w ligowej historii, Zagłębie po dwóch latach pracy Fornalika powinno wyglądać znacznie lepiej – tutaj nie ma się co dziwić zakończeniu współpracy. Nie, żebym coś sugerował, ale karuzela trenerska jest u nas wysoce przewidywalna – te dwa zwolnienia za dobrze się rymują, wiślacko-chorzowska miłość kiboli jest powszechnie znana, a Biała Gwiazda potrzebuje kogoś do ugaszenia pożaru.