Odpowiedni trener?
Legia ma spory problem. Po porażce w pierwszej kolejce Ligi Konferencji z Samsunsporem, przegrała też dwa mecze w ekstraklasie.
Edward Iordanescu na razie nie spełnia oczekiwań stołecznego klubu. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus
LEGIA WARSZAWA
Edward Iordanescu pracuje w Legii od lipca 2025. Miał być lepszym trenerem niż Goncalo Feio, który – choć jest kontrowersyjną postacią – dotarł z Wojskowymi do ćwierćfinału Ligi Konferencji i wygrał Puchar Polski.
Broni piłkarzy
Rumun miał nie tylko grać w europejskich pucharach, ale także dołożyć dobry wynik w lidze. I w tym momencie pojawia się ogromny problem, bo warszawianie na „dzień dobry” przegrali w LK z Samsunsporem, a następnie ponieśli dwie wyjazdowe porażki w ekstraklasie – po 1:3 z Górnikiem i w niedzielę z Zagłębiem w Lubinie. W głowach wielu kibiców Legii zakiełkowało więc zapewne pytanie, czy 47-latek jest odpowiednim i najlepszym kandydatem do objęcia posady szkoleniowca. W końcu klub przeprowadził poważną ofensywę transferową, która – na papierze – powinna przynieść pozytywne skutki. Skoro udało się ściągnąć Kamila Piątkowskiego, Kacpra Urbańskiego, Arkadiusza Recę, Damiana Szymańskiego, a do tego dołożono kilku zagranicznych piłkarzy, to wyniki zespołu powinny się zgadzać. W teorii szkoleniowiec dostał odpowiednie narzędzia do walki o złoto. Początkowo Rumun mógł bronić się tym, że wiele kluczowych transferów przeprowadzono za późno, że nie dostał odpowiednich piłkarzy na okres przygotowawczy. Teraz jednak powoli ta wymówka przestaje mieć znaczenie, po dwutygodniowej przerwie reprezentacyjnej Legia całkowicie zasłużenie przegrała z lubinianami.
- Nigdy nie oskarżałem piłkarzy, biorę na siebie pełną odpowiedzialność. Zawsze do tej pory osiągałem swoje cele, ale jeśli dalej będziemy grać tak naiwnie, nie mamy szans na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Sam muszę znaleźć odpowiedzi na pytania. Zawodnicy muszą zrozumieć, że nie wystarczy to, że trener będzie ich bronił. W Legii najważniejszy jest wynik. Są duże oczekiwania i presja – powiedział rumuński trener.
Podczas pomeczowej konferencji prasowej Iordanescu wspominał o błędach indywidualnych swoich graczy, które sprawiają, że zwyciężanie przychodzi im trudniej. Problemem Legii nie jest jednak to, że Kamil Piątkowski najpierw zdobył gola samobójczego, a chwilę później zobaczył czerwoną kartkę. Kłopoty Legii, która znajduje się na niezadowalającym dziewiątym miejscu, nie urodziły się też w trakcie ostatnich dni. I wszyscy w otoczeniu klubu doskonale zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak. Czy jednak Edward Iordanescu jest odpowiednią osobą do zdiagnozowania „choroby”, która wyżera warszawian od środka?
Niepewna przyszłość
Trener Legii zabłysnął na początku bieżącego miesiąca, wystawiając na mecz z Samsunsporem… rezerwowych. W znaczącej większości w pierwszej jedenastce znaleźli się zawodnicy, którzy do tego momentu zazwyczaj wchodzili z ławki. A przecież Legii zależy na tym, żeby jak najdalej zajść w europejskich zmaganiach. Zapewne ten ruch taktyczny Iordanescu obroniłby się, gdyby nie to, że Legia z Turkami przegrała 0:1, a zaraz potem poległa w Zabrzu. Nie przekonywały wówczas jego zapewnienia, że zespół zagrał tak, jak on chciał, pomimo ogromnej liczby zmian. Nie przekonywały też jego słowa o tym, że rotacje w składzie były potrzebne z uwagi na napięty kalendarz. Tym bardziej że „wypoczęci” zawodnicy kilka dni później przegrali w lidze z Górnikiem.
Jaka więc czeka przyszłość szkoleniowca rodem z Bukaresztu? Czy właściciel i prezes warszawskiego klubu Dariusz Mioduski wykaże się spokojem i cierpliwością? A może jego współpracownicy już zaczęli szukać zastępstwa dla Rumuna? W końcu trener sam przyznał, że najważniejsze są wyniki, bo w Legiisą duże oczekiwania. Drużyna pod jego wodzą na razie nie wypełnia podstawowych założeń, choć przecież miała walczyć o mistrzostwo Polski. Czy więc nadszedł już moment na weryfikację postępów pracy Iordanescu, a co za tym idzie na zmianę na stanowisku trenera?
Kacper Janoszka
